Długo nas nie było. Czas chyba wrócić. Dzieje się źle. Bardzo źle. Nie, nie w naszym maleńkim świecie jest idealnie, źle jest poza nim.
Dziękuję Bogu za cudownych lekarzy i ludzi nauki, którzy wynaleźli in vitro, dzięki któremu zostałam mamą najcudowniejszego chłopca pod Słońcem i wyszłam z depresji. Niech mi jeszcze raz ktoś powie, że in vitro nie leczy... Wróciłam do kilku postów z czasu starań, łzy same cisną mi się do oczu. Teraz jestem zupełnie inną osobą. Szczęśliwą, spełnioną, pełną energii, chęci do życia. Mnie się udało. Zdążyłam. Zdążyliśmy. Ale niestety wielu parom nie i nie chodzi już o refundację in vitro, a sam dostęp do tej metody. To co proponuje obecny rząd jest nie do przyjęcia, jest po prostu okrutne. To boli. Cholernie boli. Czemu ktoś skazuje tysiące par na bezdzietność, kto dał prawo tym (p)osłom do decydowania o życiu innych ludzi, wchodzeniu z buciorami w ich życie intyme? Nie ma cenzuralnych słów, które są w stanie opisać co czuję i myślę(z całym szacunkiem dla różnorodności i zasobów sjp).
Nie jestem też w stanie opisać jak bardzo jestem zła na myśl o chęci zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej. Jakim prawem?! Gdzie ta demokracja? Naprawę żyjemy w wolnym kraju? To Bóg daje wolną wolę ludziom a inni zwykli, niczym nie różniących się ode mnie ludzie ot tak po prostu roszczą sobie prawo do jej ograniczania a wręcz zabierania!!! Jest źle, bardzo źle.
Mam jednak cichą nadzieję, że to nie przejdzie i to nie w wyniku strajków kobiet, a po prostu dlatego, że ma nie przejść. Ten skandaliczny zamach na konstytucyjne prawa kobiet ma być dla odwrócenia uwagi od rzeczy innych, o których lepiej żeby społeczeństwo za dużo nie wiedziało. Ma być uspokojeniem kleru, któremu rząd obiecał prace nad ww ustawą, ma być hałasem. Oby tak było. Inaczej nie chcę by mój syn tu dorastał.
In vitro - walcząc o marzenia
Spełnianie marzeń to nic złego. Zwłaszcza, gdy chodzi o dzielenie się Miłością.
środa, 28 września 2016
piątek, 25 marca 2016
6 tygodni zmieniania świata
Nie, to nie jest tak, że nie mam czasu. Mam go dość sporo jednak wolę go poświęcić mojemu maluszkowi. Kocham jak nigdy przedtem. To niesamowite. Od 6 tygodni świat jest piękniejszy. Jestem bardzo szczęśliwa.
Z konkretów, to tak:
dobilismy do 4kg - może i nie jest to dużo ale jest już spory postęp. Żółtaczka prawie już zniknęła, było zalecenie dopajania wodą z glukozą ale podałam tylko 3razy, a potem jeszcze dokarmiać mm ale tu się w ogóle nie posłuchałam i dobrze, bo zaczęliśmy już nabierać rozpędu w przybieraniu na wadze. Karmię tylko piersią i tak już zostanie. Nie dam sobie wcisnąć, że mleko nie takie, albo że słabo przybiera. Wcześniej było 20g/doba, co jest normą, najniższą, ale normą. Później 24g/doba i teraz już mamy około 40g/doba także super. Jednak mama wie lepiej.
Byliśmy też u neurologa, bo mając 4tygodnie i 5 dni Tymek obrócił się z brzuszka na plecy, a to zdecydowanie za wcześnie. Pomijam już fakt, że z boku na bok obraca się od urodzenia i to się nie zmieniło, ale z brzuszka na plecy...?! Pani neurolog mająca chyba że 150lat na szczęście nie stwierdziła wzmożonego napięcia mięśniowego, ale zalecila delikatną rehabilitację i dodatkowo tonę badań i szczepienia acelularne, dzięki czemu mamy szczepionki 5w1 za darmo. Zwróciła tez uwagę na dość małe ciemiączko i kazała zrobić usg. W sumie cieszę się z tej wizyty, czasem troszkę nadgorliwości nie zaszkodzi.
Usg bioderek bez zastrzeżeń :-)
Przeszliśmy już chyba skok rozwojowy. Właściwie to jeszcze końcówka. Tak sądzę, bo przechodzimy go bardzo łagodnie. Tymek większość czasu śpi od dwóch dni, a jak nie śpi i aktualnie nie je, to jest trochę zły. Wczoraj spał prawie cały dzień i noc, ale dziś już widać zmianę. Przede wszystkim mamy bardzo dużo uśmiechów. W niedzielę był pierwszy taki bardziej świadomy, a teraz już są normą. Oby tak dalej nam szło.
Chustujemy się. Może jeszcze nie za często, ale codziennie staramy się motać. Mały lubi być blisko, a i ja bardzo tej bliskości potrzebuję. Może nawet bardziej niż on.
U mnie po cięciu też już wszystko super. Lekarz powiedział, że prawie nie widać blizny na macicy i ktoś (nie chwaląc siebie samego) mi dobrze cięcie zrobił. Dziś oficjalnie kończymy połóg.
Staram się jak mogę zapamiętać wszystko co się dzieje. Każdy moment, każdą chwilę. Codziennie robię przynajmniej jedno zdjęcie. Na każdy miesiąc odbijamy stópki. Ten czas tak szybko ucieka. Tymuś zmienia się z dnia na dzień. Już nie jest tak idealnie podobny od tatusia. Ma ucho po dziadku (moim tacie) i mój kształt oczu. Już powoli widać jak będzie wyglądał jako troszkę większy chłopiec.
Teraz moje słońce już śpi. Pory mamy w miarę stałe. Muszę go jedynie budzić w nocy na karmienie, bo jednak 6h to za długa przerwa w karmieniu :-)
Z konkretów, to tak:
dobilismy do 4kg - może i nie jest to dużo ale jest już spory postęp. Żółtaczka prawie już zniknęła, było zalecenie dopajania wodą z glukozą ale podałam tylko 3razy, a potem jeszcze dokarmiać mm ale tu się w ogóle nie posłuchałam i dobrze, bo zaczęliśmy już nabierać rozpędu w przybieraniu na wadze. Karmię tylko piersią i tak już zostanie. Nie dam sobie wcisnąć, że mleko nie takie, albo że słabo przybiera. Wcześniej było 20g/doba, co jest normą, najniższą, ale normą. Później 24g/doba i teraz już mamy około 40g/doba także super. Jednak mama wie lepiej.
Byliśmy też u neurologa, bo mając 4tygodnie i 5 dni Tymek obrócił się z brzuszka na plecy, a to zdecydowanie za wcześnie. Pomijam już fakt, że z boku na bok obraca się od urodzenia i to się nie zmieniło, ale z brzuszka na plecy...?! Pani neurolog mająca chyba że 150lat na szczęście nie stwierdziła wzmożonego napięcia mięśniowego, ale zalecila delikatną rehabilitację i dodatkowo tonę badań i szczepienia acelularne, dzięki czemu mamy szczepionki 5w1 za darmo. Zwróciła tez uwagę na dość małe ciemiączko i kazała zrobić usg. W sumie cieszę się z tej wizyty, czasem troszkę nadgorliwości nie zaszkodzi.
Usg bioderek bez zastrzeżeń :-)
Przeszliśmy już chyba skok rozwojowy. Właściwie to jeszcze końcówka. Tak sądzę, bo przechodzimy go bardzo łagodnie. Tymek większość czasu śpi od dwóch dni, a jak nie śpi i aktualnie nie je, to jest trochę zły. Wczoraj spał prawie cały dzień i noc, ale dziś już widać zmianę. Przede wszystkim mamy bardzo dużo uśmiechów. W niedzielę był pierwszy taki bardziej świadomy, a teraz już są normą. Oby tak dalej nam szło.
Chustujemy się. Może jeszcze nie za często, ale codziennie staramy się motać. Mały lubi być blisko, a i ja bardzo tej bliskości potrzebuję. Może nawet bardziej niż on.
U mnie po cięciu też już wszystko super. Lekarz powiedział, że prawie nie widać blizny na macicy i ktoś (nie chwaląc siebie samego) mi dobrze cięcie zrobił. Dziś oficjalnie kończymy połóg.
Staram się jak mogę zapamiętać wszystko co się dzieje. Każdy moment, każdą chwilę. Codziennie robię przynajmniej jedno zdjęcie. Na każdy miesiąc odbijamy stópki. Ten czas tak szybko ucieka. Tymuś zmienia się z dnia na dzień. Już nie jest tak idealnie podobny od tatusia. Ma ucho po dziadku (moim tacie) i mój kształt oczu. Już powoli widać jak będzie wyglądał jako troszkę większy chłopiec.
Teraz moje słońce już śpi. Pory mamy w miarę stałe. Muszę go jedynie budzić w nocy na karmienie, bo jednak 6h to za długa przerwa w karmieniu :-)
czwartek, 3 marca 2016
Trzy tygodnie zmieniania świata
01.03.2016
Mamy nowy miesiąc. W tym miesiącu
Tymuś skończy miesiąc i w tym miesiącu na świat przyjdzie kuzyn Tymka, Kacperek.
To powinien być fajny miesiąc. Tata umówił mamie dermatologa na dziś. Ale co z
Tymkiem? Pogoda fatalna, nie chcę narażać swojego maluszka na wirusy i
przeziębienie, ale nie chcę go też zostawiać. Zła jestem, na siebie, na swój
organizm, na to że co chwilę coś mi jest. Od porodu minęły ledwo dwa tygodnie,
a ja miałam już dwie opryszczki i teraz jeszcze coś na pośladku. Załamać się
można. Zdrowie Syna jest dla mnie ważniejsze, więc postanowiłam, że zostawię go
w domu z teściową. Mleko odciągnęłam, żeby w razie potrzeby mogła mu podać,
choć mam nadzieję, że zdążę wrócić. Przed samym wyjściem jeszcze nakarmię
maluszka i może jakoś wytrzyma.
Do południa przyjechał dziadek
Andrzej. Tymuś miał akurat godziny aktywności, więc miło spędził czas z dumnym
dziadkiem. Później mama nakarmiła swojego ssaka i myślała, że pojedzony dzieć
uśnie, a ona spokojnie odciągnie mleczko, ale plany maluch miał inne. Położyła
więc mama Synka w łóżeczku na brzuszku, żeby troszkę poćwiczył mięśnie i
pomasował brzuszek. Leżał tak Tymek około 20 minut i kręcił główką z prawa na
lewo i z lewa na prawo. Poszło sporo pruczków. Mama myślała że zdąży jeszcze
zjeść zupę, ale są sprawy ważniejsze, więc najpierw nakarmiła Synka. Udało się
go też uspać i ciasno owinętego w kocyk i rożek odłożyć do łóżeczka. Musiała
mama jednak włączyć szum wentylatora, bo inaczej dziecię jest niespokojne. Zrobiła
mama w międzyczasie kilka rzeczy.
Po powrocie taty, mama szybko
jeszcze nakarmiła Synka i zebraliśmy się do lekarza. Pani doktor stwierdziła,
że wygląda jej to na półpaśca. Mama z momencie zbladła i miała łzy w oczach.
Czy mogła zarazić Synka, czy będzie mogła dalej karmić przy przepisanych
lekach? Największa obawa jednak była o zdrowie maluszka. Przecież nigdy w życiu
nie wybaczyłabym sobie gdyby przeze mnie się mój Synek rozchorował. Pani doktor
jednak mnie uspokoiła, powiedziała, że zarażenie małego w tym przypadku jest
mało prawdopodobne, a leki – Heviran, Claritine można brać przy karmieniu
piersią. Trochę się uspokoiłam, choć lęk gdzieś w podświadomości jest dalej.
Mogę mieć tylko nadzieję, że nie zaraziłam Tymka ani opryszczką ani tym
półpaścem.
Nie było nas troszkę ponad
godzinę. Tymuś przez ten czas grzecznie spał i na szczęście nie trzeba było
dawać mu mleka. Cieszę się bardzo, że zdążyłam na karmienie, bo kolejny dzień
jesteśmy bez nakładek. Mam nadzieję, że tak już zostanie. Butla nie jest wg
mnie zła, ale jednak jest łatwiej, a skoro już tyle osiągnęliśmy to nie
chciałabym tego zaprzepaścić.
Wieczorem znowu wykąpaliśmy
małego. Już coraz częściej będziemy go myć, aż dojdziemy do momentu, że kąpiele
będą codziennością. Oczywiście po włożeniu do wody chill. Dobrze, że Tymuś tak
lubi kąpiele. Po kąpieli kolacyjka i drzemka. Mama poszła w tym czasie robić
obiad na jutro: makaron z mięsem, szpinakiem i mozzarellą. W między czasie
jeszcze jedno karmienie wpadło o 23.30. Obiad mama dokończyła, podzieliła i
myślała, że Syn obudzi się jeszcze na jedzenie, zwłaszcza, że odłożony został
do łóżeczka. Nie chciała jednak mama wybudzać maluszka na siłę, więc się
położyła spać z myślą, że pewnie dziecię wstanie około 2.30 i będzie domagało
się jedzenia. Zdziwiła się mama niesamowicie, kiedy to obudziła się o 4.00 a
jej Syn spał dalej. Wzięła więc mama malucha do przewinięcia i karmienia, bo
przerwa jednak już była spora. Do rana już spaliśmy razem jak dotychczas. W
sumie trochę się mama cieszy, że można Syna odłożyć na noc, w końcu po coś to
łóżeczko jest.
02.03.2016
Jak do tej pory jesteśmy bez
nakładek. Trochę brodawki są obolałe, bo nie zawsze ssaczek dobrze chwyci, ale próbujemy
dalej, a mama najwyżej zagryza zęby. Kiedyś będzie lepiej. Po południu
ucięliśmy sobie z Synkiem drzemkę, a jak wrócił tata, to przejął maluszka.
Próbowaliśmy się też pierwszy raz zamotać w chustę. Musimy jeszcze dużo
poćwiczyć, ale z czasem dojdziemy do wprawy. Najwyżej poprosimy o pomoc doradcę
chustowego.
Wieczorem się poddałam. Nie jestem
w stanie aż tak zagryzać zębów. Z prawej piersi karmimy się z nakładką do czasu
zagojenia. Lewa jest ok więc tu bez, żeby mały nie zapomniał, ale mam wrażenie,
że łatwiej mu z samej piersi, jak już dobrze złapie oczywiście.
03.03.2016
Tymuś ma 3 tygodnie! Ale leci ten
czas. Niby dzień w dzień robimy to samo i w sumie niewiele więcej poza
karmieniem, przewijaniem i spaniem, ale jednak dni zasuwają. Każdego dnia
myślę, że już nie można bardziej kochać, a jednak z każdym nowym dniem okazuje
się że można, że miłość jest nie do zmierzenia i z dnia na dzień jest jej coraz
więcej. Kocham Syna nad życie. Jest całym moim światem. Jestem szalenie
szczęśliwa. Poza tym widząc męża z Synkiem na rękach rozpływam się jeszcze
bardziej. Dziś wiązaliśmy się drugi raz i było lepiej. Z czasem dojdziemy do
wprawy. Wiążemy się póki co na chwilkę tylko, ale Synkowi chyba się podobało,
bo spał, a ja zrobiłam sobie kawkę. Reszta dnia standardowo, czyli karmienie,
przytulanie, przewijanie, spanie. W sumie dobrze się składa bo tak czy inaczej
powinnam dużo leżeć przy tym półpaścu. Już i tak jest troszkę lepiej, bo nie
boli tak bardzo, jedynie swędzi trochę, ale do przeżycia. Mam nadzieję, że
przez te moje dziadostwa Synek nabierze odporności dzięki przeciwciałom z mleka
i go nie zaraziłam niczym. Chyba mnie poznaje już, a na pewno kojarzy z
jedzeniem, bo ostatnio jak był u tatusia na rękach i mnie zobaczył to zaczął
mlaskać. Macierzyństwo jest cudowne. Uwielbiam karmić piersią i mam nadzieję,
że będę mogła to robić jak najdłużej, nie przeszkadza mi codzienna monotonia. W
końcu nasze życie jest poukładane. W
końcu ma prawdziwy sens. Chciałabym zatrzymać czas. Zatrzymać nas w tym
momencie.
środa, 2 marca 2016
Drugi tydzień Tymusia
22.02.2016
Tatuś poszedł do pracy, a my
leniuchowaliśmy do 9.00. Za oknem piękny dzień się zapowiadał, więc mama
postanowiła wziąć Synka na króciutki pierwszy spacerek. Wyszliśmy na ogródek na
10minut. Synkowi się podobało. Spał cały czas zrelaksowany. Mama jest bardzo
szczęśliwa. Reszta dnia minęła nam na jedzeniu, spaniu i przytulaniu. Mama
chciała sobie zrobić obiad – makaron z serem, udało się, choć dokańczała z
Synkiem przy cycku i na rękach. Da się. Mama sobie dobrze radzi. Chyba jednak
zakupimy chustę do noszenia, żeby mama mogła być troszkę bardziej mobilna
chociaż po domu. Mama postanowiła posmarować krostki, które wyszły Synkowi
sudocremem. Może pomoże troszkę. Wieczór minął nam spokojnie. Troszkę Tymuś
popłakał i prężył się, ale mama szybko Synka uspokoiła. Uwielbia mama siedzieć
z Synkiem na rękach i patrzeć na niego. Myśli mama wtedy jak wielkie szczęście
ją spotkało. Wszystko mama by była w stanie oddać dla tych chwil. Kocha mama
swoje dziecię najmocniej na świecie. Nie ogarnia jeszcze ogromu tej Miłości i
zdarza się mamie płakać ale tylko i wyłącznie ze szczęścia. Nie chce mama nawet
sobie wyobrażać, co by było gdyby się nie udało.
23.02.2016
Tatuś w pracy, a my sami. No
babcia jedna jest na dole, ale tu jesteśmy razem. Noc oczywiście super,
obudziliśmy się o 4.00 i potem o 6.00. Mama się wysypia, Tymuś chyba też.
Pospaliśmy do 9.00, zjedliśmy śniadanka, i przytulaliśmy się. Babcia zrobiła
dla mamy obiad więc zeszliśmy na chwilkę, akurat jak Tymuś miał drzemkę.
Grzeczny Synuś dał mamie zjeść i wróciliśmy do siebie, żeby i jego nakarmić.
Mama lubi te wszystkie czynności. Lubi Synka przewijać, lubi karmić, przytulać,
patrzyć jak śpi. Spędza mama z Tymkiem dni w łóżku, bo tu nam najwygodniej.
Póki co tak nam dobrze. Tatuś wrócił z pracy, Synka obudził więc od razu
przewinął i zabawiał, a mama może pisać. Mama obiecała sobie, że będzie pisać
codziennie. Nie chce mama zapomnieć tych cudownych chwil. I tak już za szybko
ten czas leci. Tymek ma już 12 dni a przecież mama jeszcze wczoraj była w ciąży.
Zdecydowanie za szybko. Mama wie, że pewnie nigdy już nie doświadczy tego co
się dzieje teraz. In vitro było ciężkie do przejścia. Ciężko było znieść
porażki, trudno przyzwyczaić się do zastrzyków. Warto było i zrobiłaby to mama
dla swojego maleństwa raz jeszcze, ale czy po raz kolejny, mając już swoje
szczęście? Mama nie wie, nie wie mama czy będzie ją jeszcze kiedykolwiek na to
stać. Najważniejsze, żeby teraz zapamiętać jak najwięcej i żeby nasz Synuś rósł
zdrowo.
24.02.2016
Tak to już bywa, że jak coś
pochwalę, to potem mam. Niestety dzisiejsza noc była jak do tej pory
najcięższą. Tymuś obudził się o 3.30 i w sumie tyle było spania. Trochę jadł,
ale po jedzenie nie mógł usnąć tylko grymasił i trochę popłakiwał. Już mi ręce
opadały. Tata wziął w nocy do odbicia, ale nie pomogło. Usnęliśmy dopiero około
7.00 jak tata poszedł do pracy. Udało się pospać do 10.00. Później dzień mijał
jak zwykle. Po karmieniu Synek nie bardzo daje się odłożyć. Śpi bardzo czujnie.
Około 12-13 ma jedną mocniejszą drzemkę, wtedy mogę go odłożyć do łóżeczka i
szybko coś zrobić. O 17.00 miała przyjść położna więc zdążyłam ogarnąć
łazienkę, kuchnię i wytrzeć kurze w pokoju. Oczywiście nadenerwowałam się co
nie miara, bo nie dość, że zajmuję się Synkiem, który potrzebuje mnie
najbardziej, a tu jeszcze mąż dokłada mi roboty, bo nie potrafi włożyć talerza
do zmywarki, wyrzucić pustej rolki po papierze czy włożyć brudnych ubrań do
kosza tylko układa w stosy na pralce. Ręce i cycki opadają. Tymuś staje się
coraz aktywniejszym noworodkiem. Dziś miał już dwa dłuższe okresy aktywności.
Ja dalej mogłabym na niego patrzeć godzinami. Szkoda, że nie mogę zapamiętać
każdej miny, każdego uśmiechu i grymasu. Tak szybko nam te dni mijają.
Tymek dostał też super prezent od
jednej z cioć. Ręcznik z napisem ręcznik
Tymoteusza 11.02.2016r., śliniaczek Tymoteusz
i body z napisem Tymoteusz
11.02.2016r. 56cm, 3300g. Jak zobaczyłam wagę to myślałam że uduszę mojego
męża, bo to on wysyłał wiadomości z wagą i centymetrami Tymcia i kuźwa
zaokrąglił sobie. Tymek ważył 3290g nie 3300g. Dla mnie to bardzo ważne. Piękną
pamiątkę miałby Synek, ale tata oczywiście robi zawsze jak uważa.
Położna była, pępuszek już ładny
i lada dzień powinien odpaść. U mnie też wszystko pięknie. Póki co wizyt już
nie będzie. Dopiero po 8.03 jak już będziemy po wizycie u pediatry.
Dziś kąpaliśmy Synusia po raz
trzeci i tym razem udało się bez kupy J
kąpiel jak zwykle przebiegła gładko. Tymuś bardzo lubi pluskanie. Pierwszy raz
obcinaliśmy paznokcie u rąk.
25.02.2016
To nie był dobry dzień. Tzn.
każdy dzień z moim Synkiem jest cudowny i nie zamieniłabym tego czasu na nic
innego, ale kiedy pojawiają się problemy jest ciężko. Nie wiem czemu i nie wiem jak, ale mój Syn
oduczył się ssać. Cały dzień na piersi, ale w ogóle bez efektywnego ssania. Nie
wiem co mu się stało. Płakać mi się chce (jakbym już mało dziś ryczała).
Podejrzewam, że to kwestia przykrótkiego wędzidełka podjęzykowego, ale co ja
mogę w tej kwestii? Może udamy się do doradcy laktacyjnego. Tak bardzo chciałam
karmić piersią. Już nie ważne czy w osłonkach czy bez. Bardzo zależało mi żeby
karmić a tu znowu pod górkę. Ile jeszcze? O wszystko muszę walczyć. Najpierw o
ciążę, potem o to żeby ją utrzymać, w szpitalu o pokarm, a teraz o karmienie.
Nie sądzę bym kiedykolwiek jeszcze miała szansę karmić, więc bardzo mi
zależało, żeby choć ta kwestia przebiegła gładko, ale niestety nie. Czemu
myślę, że to wina wędzidełka? Bo mały nigdy nie wystawia języka, a teraz kiedy
próbuje złapać pierś język jest gdzieś z tyłu a zasysa policzkami więc leci
mało co i jest złość. Udało mi się kilka razy włożyć mu pierś jak miał języczek
na dole i ssanie było, ale (tak jest kolejne ale) podczas takiego ssania Tymek
nie a prawidłowo wywiniętej dolnej wargi i właśnie teraz nauczył się ją wywijać
co skutkuje cofnięciem języka i brakiem ssania. Mleka mam dużo, bo w 10minut
jestem w stanie odciągnąć 50ml z jednej piersi, także spokojnie z dwóch
wystarczy żeby się najadł. A nawet jak z jednej je ok 20minut to zje tyle ile
mu potrzeba, pod warunkiem, że będzie dobrze ssał. Podaliśmy mu raz odciągnięte
mleko, zjadł około 80ml i po jakimś czasie dojadł jeszcze 20ml. Na noc też
ściągnęłam około 100ml żeby w razie ogromnej potrzeby mu podać. Podłamała mnie
ta dzisiejsza sytuacja, ale co zrobić. Muszę się wziąć w garść i dalej walczyć
o to karmienie. Nie odpuszczę Ci tak łatwo leniuszku.
Na te dwa tygodnie odpadła nam
pępowinka. Cieszę się bardzo. Widać częstsze przemywanie octaniseptem i
gazikami ze spirytusem pomogło. Ładnie się wszystko wysuszyło i odpadło samo.
Tatuś zauważył przy zmianie pieluszki, że kikuta już nie ma, ale właśnie…
nigdzie go nie było. Kazałam mu przeszukać pieluchę i ubranko i na szczęście
znalazł się w rękawie. Zachowamy na pamiątkę.
Pozytywnie za to zaskoczył mnie
nasz psiak. Ogólnie bardzo dobrze przyjął Tymka i nawet nie jest o niego
zazdrosny. Niestety nie mamy już tyle czasu na zabawę i pieszczoty z nim, ale
choć chwilę dziennie staram się mu poświęcić. Nie odganiamy go też zbytnio od
Małego, choć lizać nie pozwalam. Ale co zrobił, właśnie. Dałam mu smaka,
ciasteczko. Zawsze biegł z nim na swoje miejsce, trochę się pobawił i zjadał. A
teraz nie… Wyszedł z kuchni i poszedł do naszego pokoju. Myślałam, że będzie
jadł na naszym łóżku i poślini wszystko wiec ruszyłam za nim! Jakież było moje
zdziwienie kiedy zobaczyłam, że psiak położył ciasteczko na śpiącym Tymku. Nie
mogłam uwierzyć. Kochanego mamy psa. Jestem z niego szalenie dumna. Oczywiście
pochwaliłam, ale kazałam wziąć ciasteczko i zjeść na miejscu. Serce mi się
rozpłynęło.
26.02.2016
W nocy na szczęście udało się
Tymka jakoś nakarmić i nawet ładnie spał. Karmiliśmy się około 2.30 i później o
5.30. Wysypiam się, jak Synek śpi z nami, po w nocy karmimy się na leżąco więc
w sumie jak tylko złapie pierś to można dalej spać. Dobrze nam tak. Widzę, że
wtedy czuje się bardzo bezpiecznie.
Dzień dalej trudny. Raz się udało Tymciowi zassać pierś, a raz nie. Do
godziny 13 mieliśmy już 8 karmień. Trudno. Nic innego robić nie muszę, więc
możemy się karmić i non stop. Mały bywa też już bardziej aktywny. Patrzy
pięknie swoimi (jeszcze) niebieskimi oczami, rozgląda się ciekawie i zaczyna
już skupiać troszkę wzrok na twarzy czy rzeczach. A dziś zauważyłam kolejną
nową umiejętność – przy podnoszeniu za rączki zaczął ciągnąć też główkę.
Ogólnie jest bardzo silny i od urodzenia potrafi się przewrócić z pleców na
boczek, kilka razy zdarzyło się też, że obrócił się na brzuszek, podnosi głowę
leżąc na brzuszku, ale jeszcze jej nie ciągnął, także mamy postęp. Powoli chyba
zaczyna też świadomie się uśmiechać, ale na taki szczery, świadomy uśmiech
jeszcze czekamy. A i zaczynają nam się pojawiać łezki.
Zamówiłam chustę, mam nadzieję,
że Tymuś polubi takie noszenie. Jutro też przyjdzie doradca laktacyjny. Mam
nadzieję, że nam pomoże trochę, choć udało mi się przystawić Synka już bez
osłonek, ale wiem, że nie do końca dobrze, bo bolało jak cholera, a nie
powinno. Poza tym jak wywija dolną wargę tak jak jest prawidłowo to przestaje
ssać, więc coś jest źle. Mam nadzieję, że sprawdzi nam też to wędzidełko i
powie czy jest ok czy niekoniecznie. Umówiliśmy też na wszelki wypadek wizytę u
laryngologa, gdyby trzeba było je jednak podciąć, ale dopiero na 10.03, a do
tego czasu jakoś musimy dać radę z karmieniem.
27.02.2016
Oj co to była za noc. Wzięłam
Synka około 23.30 do karmienia już do łóżka i usnęłam nawet nie wiem kiedy.
Ekspresowo, więc nawet nie wiem ile jadł. Obudziłam się około 4.00, przewinęłam
Tymka i próbowaliśmy się dostawiać, ale szło marnie. Godzinę się męczyliśmy, aż
w końcu się udało i położyliśmy się spać. Kolejna pobudka około 8.00 ale tylko
z mojej strony. Syn spał w najlepsze i ani myślał wstawać. W końcu jest sobota
i trzeba sobie pospać. Ech.. Cały tata!
Ale niech będzie, do 9.00 dałam im czas. Dalej obaj spali, ale obowiązki jednak
są więc trzeba było obudzić najmłodszego śpiocha, żeby zjadł w końcu jakieś
śniadanko. Za oknem słoneczko, a zatem dobra okazja na malutki spacerek. Około
południa razem z tatą ubraliśmy nasze dziecię, posmarowaliśmy buźkę kremem, zapakowaliśmy
w wózek, wzięliśmy psa i ruszyliśmy na pierwszy prawdziwy rodzinny spacerek.
Powietrze trochę mroźne, ale Tymek został tak opatulony, że raczej mało co do
niego docierało. Jak większość dzieci i nasz syn cały spacerek przespał. Po 20
minutach wróciliśmy do domku, ale mam nadzieję, że pogoda będzie dopisywała i
będziemy mogli częściej już wychodzić. O 15.00 przyszła pani od laktacji.
Porozmawiałyśmy, obejrzała Tymcia i zważyła go. UWAGA!!! W 16dż mały waży
3300g! Czyli odzyskał wagę urodzeniową i nasze, czasem mocno nieporadne
karmienie piersią działa. Co więcej, mieliśmy nosa, że coś jednak u małego nie
gra. Wędzidełka co prawda w ogóle nie widać, jakby go nie było, ale ma mocno
cofnięty język. Jest to do wypracowania, ale też przez to są problemy ze
ssaniem, choć synek znalazł sobie swój sposób na ssanie, przez co ma zawsze
podwiniętą dolną wargę i wtedy wszystko działa. Ogólnie pani nas bardzo
pochwaliła, troszkę pomogła się dostawić, pokazała jak malec powinien jeść, i
zwróciła uwagę, na to że trzeba pilnować aby często połykał. Po wizycie
najedzony synuś spał prawie 2 godziny, więc miałam troszkę wolnego czasu.
Wieczorem kolejna kąpiel. Ach! Jaka to przyjemność dla Tymka. Tę kąpiel
udokumentowaliśmy na kamerze. Synek był bardzo zrelaksowany, prawie przysypiał.
Oczywiście najbardziej lubi jak ma zanurzone uszy, bo mu fajnie szumi i pewnie
przypomina mu się to jak był jeszcze w brzuszku. Na szczęście tym razem udało
się bez kupowych niespodzianek.
28.02.2016
Dziś są imieniny Tymoteusza. Co
prawda wolałabym, żeby obchodził 26.01. ale nie wiem, teoretycznie obchodzi się
pierwsze po urodzinach. No przemyślimy. Od rana mały cyrk ze ssaniem, znowu.
Ręce opadają, bo wczoraj przy doradcy było super, a dziś jakiś reset. Ale się nie
dałam. Z nakładką, ale wywalczyłam. W ciągu dnia starałam się przykładać Synka
już bez nakładek. Czasem się udawało, ale na noc jeszcze nie robiłam rewolucji.
Po południu przyszli goście. Babcia męża i ciocia z wujkiem. Wszyscy chcą
poznać Tymusia. Z racji tego, że do południa mały był bardzo aktywny, to
odwiedziny przespał. Posiedzieliśmy 1,5 godzinki, choć i tak już po 30 minutach
miałam ochotę zabrać małego na górę i się poprzytulać. Odwiedziny były miłe,
prababcia Tymka się wzruszyła, ale wolę być ze swoim okruszkiem sama, uwielbiam
jak zasypia przy piersi i ciumka tylko po to żebym go nie odkładała do
łóżeczka, chociaż i tak to łóżeczko to głównie dla ozdoby. Wieczorem
ugotowaliśmy krupnik, żeby mieć obiad na kolejne dwa dni. Trzeba powoli sobie
jakoś organizować to nasze wspólne życie.
29.02.2016
I znów mama z synkiem została
sama. Ale nic a nic to mamie nie przeszkadza. Przyjechała w odwiedziny do Tymka
babcia Gosia i ciocia Ewa. Ponosiły, polulały, to ja spokojnie mogłam zjeść
zupę. Mamy też kolejny kroczek do przodu! Cały dzień jedliśmy bez nakładek! Oby
udało nam się je odstawić na stałe. Mama coś się źle czuje trochę… Coś mamie wyszło na pośladku i boli. Boli
bardzo, że aż mama jest zła. Tatuś po pracy wrócił, zjadł, chwilę z Synkiem spędził
i poszedł na trening. No cóż. Mama i tak da sobie radę. Taki jakiś średni ten
poniedziałek.
piątek, 26 lutego 2016
Pierwszy tydzień w domku
14.02.2016
Na porannej wizycie na szczęście
Synek zaczął przybierać i ważył już 3070g. Lekarz, bardzo chętny do wypisów.
Ale potrzeba było jeszcze kilku badań, i kwalifikacji do szczepienia. Wszyscy
mówili mamie, ze Synek jest żółty. To nie wróżyło nic dobrego. Tatuś dotarł na
wizytę. Dobrze, bo mamie zawsze tak raźniej. Choć zasmuciła się faktem
żółtaczki, bo to oznaczałoby, że nie wyjdzie do domku. Wróciliśmy na salę i z
tego wszystkiego mama nic nie zauważyła, a na łóżku leżała wielka, piękna
poducha w kształcie serca. Od taty dla mamy na Walentynki, których nigdy nie
obchodziliśmy J. Później wezwali nas na badania i niestety
okazało się, że bilirubina ze 144 wzrosła do 188, więc niestety do domku nie
wracamy. Mamie zrobiło się bardzo przykro. Tatuś musiał wieczorem wrócić do
pracy i mama bała się kolejnego dnia. Będzie całkiem sama i w nocy i w dzień.
Tata bardzo pomagał i w dzień mama mogła się przespać troszkę, a tu mama miała
zostać całkiem sama. Doszła mama jakoś
do siebie, wzięła się w garść, bo cóż innego pozostało. Zanim tata pojechał,
mama jeszcze wzięła prysznic. W poniedziałek miały przyjechać babcie i
przywieźć mamie i Synkowi kilka rzeczy, bo troszkę nam brakło. Noc nie była
ciężka. Synuś ładnie spał i jadł mm, choć próbowaliśmy też kp ale o tym
później.
15.02.2016r.
Wstaliśmy z syneczkiem, zjedliśmy
śniadanie, mama miała obchód. U mamy wszystko oczywiście dobrze, zmiana
opatrunku, rana pięknie się goi. U Synka była pani pediatra. Obejrzała, osłuchała
maleństwo i stwierdziła, że prawe jąderko jeszcze jest w kanale pachwinowym,
ale tak się czasem zdarza u trzeba po prostu kontrolować czy zejdzie do worka
mosznowego. Synek ok 10.30 pojechał na badania krwi, więc mama się zdrzemnęła.
Ok 11.30 przyjechały babcie z dziadkiem A. Mamę zaczęły boleć piersi. Były
jakieś dziwnie duże, ciężkie, czerwone, a Synek średnio był zainteresowany mamy
jedzeniem. Jak mama przywiozła Synka, babcie oczywiście się zachwycały,
dziadkowi też uśmiech nie schodził z twarzy. Mama czekała na wyniki badań, bo
była szansa, że w końcu wyjdziemy do domku, więc spania nie było. Poza tym,
jakoś mama nie chciała by babcie i dziadek sami mieli się zająć mamy Synkiem.
Tatuś to co innego. Mama dostała w końcu telefon, że wyniki są dobre i
wychodzimy :D. Ucieszyła się mama szalenie. Zadzwoniła do taty, żeby wyszedł z
pracy i przyjechał po nas. Mama jeszcze musiała udać się na szczepienie z
Synkiem. Przyjemne to nie było, bo gruźlica w ramię Synka bolała i nawet
podawana glukoza za bardzo nie pomogła. Żółtaczka w nóżkę, też do przyjemności
nie należała. Synek płakał, ale tylko chwilkę. Dzielnie zniósł wkłucia, jak
wszystkie inne zabiegi. Bilirubina wyniosła 190 czyli nie było znacznego
wzrostu więc uznano, że możemy iść do domku. Mama odebrała wypis z zaleceniami
dodatkowych badań tsh, ft3, ft4 w 7-10dż, badaniu słuchu, podawaniu witaminy D
cały czas i K jeśli będziemy karmić piersią.
Wypis mamy też miał kilka zaleceń
m.in. fragmin przeciwzakrzepowo, kontrola u lekarza z ok 4-6tygodni i zażywanie
500mg DHA.
Wzięła mama jeszcze mm na zapas,
dostała pudełka upominkowe i wróciła na salę czekać na tatusia. Tata przyjechał
ok. 16.00, wcześniej musiał jeszcze odebrać L4 na mamę i Synka u lekarza z
kliniki. Dziadkowie pomogli mamie się spakować, żeby nic a nic nie zostało w
szpitalu. Ubraliśmy dzieciątko w body, pajaca i kombinezon i zapięliśmy w
fotelik. Cóż… kombinezon wyglądał na co najmniej 3 rozmiary za duży i w
foteliku w ogóle się nie układał, ale chodziło o to by tylko przejść do auta. W
samochodzie Synka wydobyliśmy z kombiezonu i zapięliśmy w samym pajacu. W końcu
mogliśmy ruszyć do domku. Mama źle się czuła, miała chyba nawał z zastojem i do
tego była bardzo zmęczona.
Droga do domku była
bezproblemowa. Stanęliśmy jeszcze w aptece żeby kupić mleko dla Synka. Bebilon
1 HA z pronutrą, bo takie było w szpitalu i Synkowi pasowało ale niestety mleko
widmo. Nigdzie go nie ma. Tzn. nie ma tam gdzie być powinno. Dziadkowie
znaleźli w jednej aptece w Sosnowcu, a jak się później okazało można je dostać
w Rossmannie. Porażka. Podobnie z innymi lekami, których szukaliśmy – zastrzyki
przeciwzakrzepowe czy witamina D+K w sprayu.
W domku czekali już dziadkowie i
ciocia Ewa. Mama nakarmiła Synka mm i chciała się położyć, ale niestety ból
piersi nie pozwalał. Spróbowała więc mama pokarm odciągnąć, ale nie leciał
strumieniami. Wzięła więc mama bardzo ciepły prysznic, mocno pomasowała piersi
i spróbowała znowu. Udało się odciągnąć ledwo 50ml, a piersi dalej bardzo
bolały. Mama się drzemnęła chwilkę, jak wstała miała silne dreszcze. Wzięła
mama ibum, żeby uniknąć zapalenia i próbowała przystawiać Synka do piersi. W
końcu chciała mama karmić swoje dziecię. Noc minęła przyzwoicie, czasem udało
się dziecię przystawić do piersi, ale butla była głównym źródłem jedzenia.
Tatuś też dzielnie wstawał, przewijał, odbijał, karmił butlą. A i w końcu
złożył łóżeczko Synka.
16.02.2016
Obudziliśmy się w raczej dobrym
humorze. Tatuś musiał jechać do Krakowa pozałatwiać wszystkie urzędowe sprawy,
a mamusia została z Synkiem sama. Nie robiła mama nic innego jak karmiła i
przewijała i powoli udawało się coraz częściej Synkowi jeść z piersi co mamę
niezwykle cieszyło. Zadzwoniła też mama do położnej, żeby umówić się na wizytę.
Tatuś późno wrócił, ale sporo udało się załatwić. Mamy akt urodzenia naszego
kochanego Synka, a Synek ma swój PESEL i najważniejsze imię – Tymoteusz Kamil
Książek. Mamy też przychodnię Tymka i umówioną wizytę na 8.03.2016 g.8.30. Pierwszy
dzień w domku był cudowny. Nie było super łatwo, ale przynajmniej spokojnie. W
końcu u siebie. Wieczorem mama trochę spanikowała, bo wyszło mamie zimno, a
przecież całowała Synka… Strasznie się mama przeraziła, że mogła Tymka zarazić,
a przecież opryszczka dla noworodka jest bardzo niebezpieczna. Wieczorem doszła
jeszcze zielona mega duża kupa. Takiej mama jeszcze nie widziała, ale
wiedziała, że zielony kolor nie jest najlepszy. Mama zrozumiała, że od teraz
będzie bała się już zawsze o zdrowie swojego ukochanego, jedynego Synka. Na
szczęście wyczytała mama, że kupa to wynik mm z HA i przechodzenia na pierś.
Gorzej z opryszczką. Mama modli się by nie zaraziła Synka. Oczywiście nie
całuje i dezynfekuje ręce, ale czy już nie za późno…?
17.02.2016
Noc była również spokojna, udało
się mamie często Synka przystawiać. Butla była podana tylko dwa razy wiec może
uda nam się przejść całkiem na pierś. Wizyta położnej była nawet przyjemna.
Obejrzała ranę, która już prawie jest zagojona. Szwy rozpuszczalne więc ściągać
nie trzeba, macica ładnie się obkurcza. Wszystko jak trzeba. Położna obejrzała
też Tymusia, pokazała jak czyścić pępuszek (to mamusia) i siusiaczka (to
tatuś). Pomogła też Tymcia przystawić do piersi. Od rana jeszcze nie podaliśmy
butli. Mamę rozpiera duma.
Mama, jeszcze jak Tymuś był w
brzuszku, zrobiła dla niego buciki na szydełku. Niestety okazały się za małe.
Zmierzyła więc mamusia stópkę syneczka i ma 8,5cm. Maleńka, wielka stopa mamusi.
Wieczorem rodzice postanowili
odcisnąć w gipsie stópkę i rączkę prawie tygodniowego Tymcia. Nóżka poszła dość
łatwo, natomiast rączka gips złapała, więc odcisku super nie ma. Postanowiliśmy
po raz pierwszy Synka wykąpać. Bardzo się Tymusiowi kąpiel podobała. Tatuś
trzymał, mamusia myła. Cudownie się patrzy na takiego zrelaksowanego i
uśmiechającego się maluszka. Pod koniec kąpieli Synuś postanowił jeszcze zrobić
niespodziankę rodzicom w postaci kupki, no ale dobrze, że już było po myciu.
Wycieranie należy do mniej przyjemnych rzeczy, ale nie było źle. Później
mamusia Synka nakarmiła i maluszek usnął przytulony.
W nocy mama próbowała karmić
Synka na leżąco. Udało się więc spaliśmy razem przytuleni.
18.02.2016.
Na dziś wypadał termin porodu, a
tu już mój ukochany Synek jest z nami tydzień. Mama jest bardzo szczęśliwa.
Jest coraz lepiej. Tatuś bardzo mamie pomaga. Udało się mamie wywalczyć
karmienie piersią. Mama jest bardzo dumna z siebie i Synka. Wie mama, że jak
się chce, to można!. O dużo rzeczy w życiu mama już walczyła i najważniejsze,
to się nie poddawać!. Kupy są już pomarańczowe, chyba takie jakie być powinny,
siku też jest spora ilość, więc mama przestała się troszkę niepokoić. Martwi
mamę jeszcze ta nieschodząca żółtaczka, ale podobno przy KP może zanikać długo,
nawet do kilku tygodni. Ale oprócz zażółcenia skóry mama nie zaobserwowała
żadnych innych objawów, jak np. apatyczność, senność czy brak apetytu u Synka
więc chyba wszystko jest dobrze. Mama jest bardzo szczęśliwa. Ma swoje nowe
ulubione zajęcie – patrzenie na swój największy skarb. Kocha mama przytulać
Synka i patrzeć jak śpiący robi setki różnych min, przygryza dolną wargę i
puszcza nieświadome uśmiechy. Nie zna mama piękniejszego widoku. Czekała na to
całe życie.
19.02.2016
Tymuś ma 8dni. Między 7 a 10dż
trzeba robić kontrolne badanie TSH, FT3, FT4 ze względu na mamy Hashimoto.
Pojechała więc mama Z tatą i Synkiem do przychodni na pobranie krwi. Okazało
się, że można krew tylko z paluszka pobierać bo z żyły tylko w szpitalu. A na hormony
trzeba sporo krwi, więc pani z laboratorium zadowolona nie była. Synek jak
zawsze spisał się na medal. U tatusia na kolanach grzecznie przeleżał, kiedy
pani nakłuwała paluszek i wyciskała po kropelce krew, by napełnić fiolkę. Udało
się skłuć tylko dwa paluszki i Synek tylko raz się skrzywił. Resztę dnia
spędziliśmy razem we troje karmiąc się, przewijając i leniuchując.
20.02.2016
Dziś mama z tatą i Synkiem
pojechali na sesję noworodkową. Sesja trwała ponad 5h, ale wszystko było na
spokojnie. Był czas na karmienie, ale najwięcej zeszło na usypianiu Tymka, żeby
zrobić zdjęcie. Synek, po mamusi ma lekki sen, więc nie było łatwo go uśpić tak
by można było go ułożyć w odpowiedniej pozycji. Pierwsze zdjęcie udało się
wykonać chyba dopiero po godzinie, ale to nic. Mieliśmy dużo czasu. Było kilka
stylizacji, klika sute i kilka zdjęć z mamusią i tatusiem. Nie możemy się już
doczekać efektów. Będzie wspaniała pamiątka.
Do domku wróciliśmy około 16.30 a
przed 18 mieli przyjść dziadkowie i ciocia Ewa. Posiedzieliśmy, Tymuś dostał
prezenty, żeby miał słodkie życie (ptasie mleczka i czekoladki), żeby miał się
w co ubrać(ciuszki) i żeby nie zabrakło mu pieniążków (50E). Dziadkowie
porobili sobie zdjęcia z pierwszym wnuczkiem. Mama jednak do końca nie
siedziała. Wzięła synka i poszli się nakarmić i położyć spać, bo był to
intensywny dzień.
Noce z Synkiem wyglądają super.
Karmimy się około 24 lub 1.00 i potem śpimy razem 3-4godzinki przytuleni.
Później jemy około 6.00 i znów trochę śpimy. Mama nie boi się spać z Synkiem w
łóżku. Tymuś czuje się wtedy bezpiecznie, a mama jest spokojniejsza, bo czuje
oddech Synka. Tak nam dobrze.
21.02.2016
Coś Tymusia wysypało na buźce.
Mama myśli. Może alergia, banany, pomidory dżem truskawkowy? Może od materiałów
na sesji? Może trądzik noworodkowy? Najbardziej przypomina to trądzik, ale
pewności mama nie ma. Stara się więc mama teraz unikać pomidorów, bananów i
dżemu truskawkowego. Zobaczymy czy zejdzie. Jak będzie się dalej utrzymywać to
może być to ten trądzik. Trochę mama posmarowała buźkę sudocremem. Trochę też
zaniepokoił mamę pępek. Jeszcze nie odpadł i zaczął troszkę się ślimaczyć. Mama
czyści patyczkiem, psika octaniseptem, ale może za rzadko? Dzisiaj też
kąpaliśmy się po raz kolejny. Tym razem mama trzyma Synka a tatuś myje malutkie
ciałko. Zanim jednak mama zdążyła Synka zanurzyć w wodzie postanowił on jeszcze
zrobić kupę, akurat na mamę i do wanienki, także ekspresowa zmiana wody i
możemy zaczynać. W pieluszce tetrowej i boczkiem mama wkładała Tymusia do
wanienki z cieplutką wodą. Tymuś już to zna, i widać że jest zrelaksowany. Sam
chętnie odgina głowę żeby troszkę ją zanurzyć i zamoczyć uszka. Na chwilkę mama
pozwala. Tatuś myje stópki, nóżki, pachwinki brzuszek, paszki. Oj mamy chyba
jakieś łaskotki, bo nie tak łatwo umyć Synka pod paszkami. Myjemy główkę i
plecy i hop na ręcznik. To już nie należy do przyjemności, ale Synek dzielnie
wszystko znosi. Oczywiście poszła kolejna kupa na ręcznik, no trudno. Wypierze
się. Wycieramy się do sucha, smarujemy balsamem i ubieramy. Tatuś podaje
witaminki i mamusia może w końcu nakarmić swojego głodomorka. Synuś po kolacji
zasypia, a mama idzie do kuchni zrobić muffinki czekoladowo-bananowe, żeby tata
mógł wziąć do pracy na poczęstunek z okazji narodzin Synusia. Współpracownicy
taty złożyli się na prezent dla Tymusia i dostał on projektor z pozytywką, taki
jaki mama chciała kiedyś kupić, także prezent super trafiony. Zrobiła mama
muffiny, nakarmiła Synka, wzięła prysznic i położyła się do łóżka. O 24 wzięła
Synka do siebie na karmienie i usnęła razem ze swoim ukochanym maleństwem.
Kolejna pobudka o 4.00 na karmienie i ponownie o 6.00. Przed 6.00 chyba
doskwierały Synkowi jakieś problemy z brzuszkiem, ale na szczęście szybko udało
się mamie Tymusia uspokoić.
Subskrybuj:
Posty (Atom)