piątek, 26 lutego 2016

Pierwszy tydzień w domku



14.02.2016
Na porannej wizycie na szczęście Synek zaczął przybierać i ważył już 3070g. Lekarz, bardzo chętny do wypisów. Ale potrzeba było jeszcze kilku badań, i kwalifikacji do szczepienia. Wszyscy mówili mamie, ze Synek jest żółty. To nie wróżyło nic dobrego. Tatuś dotarł na wizytę. Dobrze, bo mamie zawsze tak raźniej. Choć zasmuciła się faktem żółtaczki, bo to oznaczałoby, że nie wyjdzie do domku. Wróciliśmy na salę i z tego wszystkiego mama nic nie zauważyła, a na łóżku leżała wielka, piękna poducha w kształcie serca. Od taty dla mamy na Walentynki, których nigdy nie obchodziliśmy J.  Później wezwali nas na badania i niestety okazało się, że bilirubina ze 144 wzrosła do 188, więc niestety do domku nie wracamy. Mamie zrobiło się bardzo przykro. Tatuś musiał wieczorem wrócić do pracy i mama bała się kolejnego dnia. Będzie całkiem sama i w nocy i w dzień. Tata bardzo pomagał i w dzień mama mogła się przespać troszkę, a tu mama miała zostać  całkiem sama. Doszła mama jakoś do siebie, wzięła się w garść, bo cóż innego pozostało. Zanim tata pojechał, mama jeszcze wzięła prysznic. W poniedziałek miały przyjechać babcie i przywieźć mamie i Synkowi kilka rzeczy, bo troszkę nam brakło. Noc nie była ciężka. Synuś ładnie spał i jadł mm, choć próbowaliśmy też kp ale o tym później.

15.02.2016r.
Wstaliśmy z syneczkiem, zjedliśmy śniadanie, mama miała obchód. U mamy wszystko oczywiście dobrze, zmiana opatrunku, rana pięknie się goi. U Synka była pani pediatra. Obejrzała, osłuchała maleństwo i stwierdziła, że prawe jąderko jeszcze jest w kanale pachwinowym, ale tak się czasem zdarza u trzeba po prostu kontrolować czy zejdzie do worka mosznowego. Synek ok 10.30 pojechał na badania krwi, więc mama się zdrzemnęła. Ok 11.30 przyjechały babcie z dziadkiem A. Mamę zaczęły boleć piersi. Były jakieś dziwnie duże, ciężkie, czerwone, a Synek średnio był zainteresowany mamy jedzeniem. Jak mama przywiozła Synka, babcie oczywiście się zachwycały, dziadkowi też uśmiech nie schodził z twarzy. Mama czekała na wyniki badań, bo była szansa, że w końcu wyjdziemy do domku, więc spania nie było. Poza tym, jakoś mama nie chciała by babcie i dziadek sami mieli się zająć mamy Synkiem. Tatuś to co innego. Mama dostała w końcu telefon, że wyniki są dobre i wychodzimy :D. Ucieszyła się mama szalenie. Zadzwoniła do taty, żeby wyszedł z pracy i przyjechał po nas. Mama jeszcze musiała udać się na szczepienie z Synkiem. Przyjemne to nie było, bo gruźlica w ramię Synka bolała i nawet podawana glukoza za bardzo nie pomogła. Żółtaczka w nóżkę, też do przyjemności nie należała. Synek płakał, ale tylko chwilkę. Dzielnie zniósł wkłucia, jak wszystkie inne zabiegi. Bilirubina wyniosła 190 czyli nie było znacznego wzrostu więc uznano, że możemy iść do domku. Mama odebrała wypis z zaleceniami dodatkowych badań tsh, ft3, ft4 w 7-10dż, badaniu słuchu, podawaniu witaminy D cały czas i K jeśli będziemy karmić piersią.
Wypis mamy też miał kilka zaleceń m.in. fragmin przeciwzakrzepowo, kontrola u lekarza z ok 4-6tygodni i zażywanie 500mg DHA.
Wzięła mama jeszcze mm na zapas, dostała pudełka upominkowe i wróciła na salę czekać na tatusia. Tata przyjechał ok. 16.00, wcześniej musiał jeszcze odebrać L4 na mamę i Synka u lekarza z kliniki. Dziadkowie pomogli mamie się spakować, żeby nic a nic nie zostało w szpitalu. Ubraliśmy dzieciątko w body, pajaca i kombinezon i zapięliśmy w fotelik. Cóż… kombinezon wyglądał na co najmniej 3 rozmiary za duży i w foteliku w ogóle się nie układał, ale chodziło o to by tylko przejść do auta. W samochodzie Synka wydobyliśmy z kombiezonu i zapięliśmy w samym pajacu. W końcu mogliśmy ruszyć do domku. Mama źle się czuła, miała chyba nawał z zastojem i do tego była bardzo zmęczona.
Droga do domku była bezproblemowa. Stanęliśmy jeszcze w aptece żeby kupić mleko dla Synka. Bebilon 1 HA z pronutrą, bo takie było w szpitalu i Synkowi pasowało ale niestety mleko widmo. Nigdzie go nie ma. Tzn. nie ma tam gdzie być powinno. Dziadkowie znaleźli w jednej aptece w Sosnowcu, a jak się później okazało można je dostać w Rossmannie. Porażka. Podobnie z innymi lekami, których szukaliśmy – zastrzyki przeciwzakrzepowe czy witamina D+K w sprayu.
W domku czekali już dziadkowie i ciocia Ewa. Mama nakarmiła Synka mm i chciała się położyć, ale niestety ból piersi nie pozwalał. Spróbowała więc mama pokarm odciągnąć, ale nie leciał strumieniami. Wzięła więc mama bardzo ciepły prysznic, mocno pomasowała piersi i spróbowała znowu. Udało się odciągnąć ledwo 50ml, a piersi dalej bardzo bolały. Mama się drzemnęła chwilkę, jak wstała miała silne dreszcze. Wzięła mama ibum, żeby uniknąć zapalenia i próbowała przystawiać Synka do piersi. W końcu chciała mama karmić swoje dziecię. Noc minęła przyzwoicie, czasem udało się dziecię przystawić do piersi, ale butla była głównym źródłem jedzenia. Tatuś też dzielnie wstawał, przewijał, odbijał, karmił butlą. A i w końcu złożył łóżeczko Synka.

16.02.2016
Obudziliśmy się w raczej dobrym humorze. Tatuś musiał jechać do Krakowa pozałatwiać wszystkie urzędowe sprawy, a mamusia została z Synkiem sama. Nie robiła mama nic innego jak karmiła i przewijała i powoli udawało się coraz częściej Synkowi jeść z piersi co mamę niezwykle cieszyło. Zadzwoniła też mama do położnej, żeby umówić się na wizytę. Tatuś późno wrócił, ale sporo udało się załatwić. Mamy akt urodzenia naszego kochanego Synka, a Synek ma swój PESEL i najważniejsze imię – Tymoteusz Kamil Książek. Mamy też przychodnię Tymka i umówioną wizytę na 8.03.2016 g.8.30. Pierwszy dzień w domku był cudowny. Nie było super łatwo, ale przynajmniej spokojnie. W końcu u siebie. Wieczorem mama trochę spanikowała, bo wyszło mamie zimno, a przecież całowała Synka… Strasznie się mama przeraziła, że mogła Tymka zarazić, a przecież opryszczka dla noworodka jest bardzo niebezpieczna. Wieczorem doszła jeszcze zielona mega duża kupa. Takiej mama jeszcze nie widziała, ale wiedziała, że zielony kolor nie jest najlepszy. Mama zrozumiała, że od teraz będzie bała się już zawsze o zdrowie swojego ukochanego, jedynego Synka. Na szczęście wyczytała mama, że kupa to wynik mm z HA i przechodzenia na pierś. Gorzej z opryszczką. Mama modli się by nie zaraziła Synka. Oczywiście nie całuje i dezynfekuje ręce, ale czy już nie za późno…?
17.02.2016
Noc była również spokojna, udało się mamie często Synka przystawiać. Butla była podana tylko dwa razy wiec może uda nam się przejść całkiem na pierś. Wizyta położnej była nawet przyjemna. Obejrzała ranę, która już prawie jest zagojona. Szwy rozpuszczalne więc ściągać nie trzeba, macica ładnie się obkurcza. Wszystko jak trzeba. Położna obejrzała też Tymusia, pokazała jak czyścić pępuszek (to mamusia) i siusiaczka (to tatuś). Pomogła też Tymcia przystawić do piersi. Od rana jeszcze nie podaliśmy butli. Mamę rozpiera duma.
Mama, jeszcze jak Tymuś był w brzuszku, zrobiła dla niego buciki na szydełku. Niestety okazały się za małe. Zmierzyła więc mamusia stópkę syneczka i ma 8,5cm. Maleńka, wielka stopa mamusi.
Wieczorem rodzice postanowili odcisnąć w gipsie stópkę i rączkę prawie tygodniowego Tymcia. Nóżka poszła dość łatwo, natomiast rączka gips złapała, więc odcisku super nie ma. Postanowiliśmy po raz pierwszy Synka wykąpać. Bardzo się Tymusiowi kąpiel podobała. Tatuś trzymał, mamusia myła. Cudownie się patrzy na takiego zrelaksowanego i uśmiechającego się maluszka. Pod koniec kąpieli Synuś postanowił jeszcze zrobić niespodziankę rodzicom w postaci kupki, no ale dobrze, że już było po myciu. Wycieranie należy do mniej przyjemnych rzeczy, ale nie było źle. Później mamusia Synka nakarmiła i maluszek usnął przytulony.
W nocy mama próbowała karmić Synka na leżąco. Udało się więc spaliśmy razem przytuleni.

18.02.2016.
Na dziś wypadał termin porodu, a tu już mój ukochany Synek jest z nami tydzień. Mama jest bardzo szczęśliwa. Jest coraz lepiej. Tatuś bardzo mamie pomaga. Udało się mamie wywalczyć karmienie piersią. Mama jest bardzo dumna z siebie i Synka. Wie mama, że jak się chce, to można!. O dużo rzeczy w życiu mama już walczyła i najważniejsze, to się nie poddawać!. Kupy są już pomarańczowe, chyba takie jakie być powinny, siku też jest spora ilość, więc mama przestała się troszkę niepokoić. Martwi mamę jeszcze ta nieschodząca żółtaczka, ale podobno przy KP może zanikać długo, nawet do kilku tygodni. Ale oprócz zażółcenia skóry mama nie zaobserwowała żadnych innych objawów, jak np. apatyczność, senność czy brak apetytu u Synka więc chyba wszystko jest dobrze. Mama jest bardzo szczęśliwa. Ma swoje nowe ulubione zajęcie – patrzenie na swój największy skarb. Kocha mama przytulać Synka i patrzeć jak śpiący robi setki różnych min, przygryza dolną wargę i puszcza nieświadome uśmiechy. Nie zna mama piękniejszego widoku. Czekała na to całe życie.

19.02.2016
Tymuś ma 8dni. Między 7 a 10dż trzeba robić kontrolne badanie TSH, FT3, FT4 ze względu na mamy Hashimoto. Pojechała więc mama Z tatą i Synkiem do przychodni na pobranie krwi. Okazało się, że można krew tylko z paluszka pobierać bo z żyły tylko w szpitalu. A na hormony trzeba sporo krwi, więc pani z laboratorium zadowolona nie była. Synek jak zawsze spisał się na medal. U tatusia na kolanach grzecznie przeleżał, kiedy pani nakłuwała paluszek i wyciskała po kropelce krew, by napełnić fiolkę. Udało się skłuć tylko dwa paluszki i Synek tylko raz się skrzywił. Resztę dnia spędziliśmy razem we troje karmiąc się, przewijając i leniuchując.

20.02.2016
Dziś mama z tatą i Synkiem pojechali na sesję noworodkową. Sesja trwała ponad 5h, ale wszystko było na spokojnie. Był czas na karmienie, ale najwięcej zeszło na usypianiu Tymka, żeby zrobić zdjęcie. Synek, po mamusi ma lekki sen, więc nie było łatwo go uśpić tak by można było go ułożyć w odpowiedniej pozycji. Pierwsze zdjęcie udało się wykonać chyba dopiero po godzinie, ale to nic. Mieliśmy dużo czasu. Było kilka stylizacji, klika sute i kilka zdjęć z mamusią i tatusiem. Nie możemy się już doczekać efektów. Będzie wspaniała pamiątka.
Do domku wróciliśmy około 16.30 a przed 18 mieli przyjść dziadkowie i ciocia Ewa. Posiedzieliśmy, Tymuś dostał prezenty, żeby miał słodkie życie (ptasie mleczka i czekoladki), żeby miał się w co ubrać(ciuszki) i żeby nie zabrakło mu pieniążków (50E). Dziadkowie porobili sobie zdjęcia z pierwszym wnuczkiem. Mama jednak do końca nie siedziała. Wzięła synka i poszli się nakarmić i położyć spać, bo był to intensywny dzień.
Noce z Synkiem wyglądają super. Karmimy się około 24 lub 1.00 i potem śpimy razem 3-4godzinki przytuleni. Później jemy około 6.00 i znów trochę śpimy. Mama nie boi się spać z Synkiem w łóżku. Tymuś czuje się wtedy bezpiecznie, a mama jest spokojniejsza, bo czuje oddech Synka. Tak nam dobrze. 


21.02.2016
Coś Tymusia wysypało na buźce. Mama myśli. Może alergia, banany, pomidory dżem truskawkowy? Może od materiałów na sesji? Może trądzik noworodkowy? Najbardziej przypomina to trądzik, ale pewności mama nie ma. Stara się więc mama teraz unikać pomidorów, bananów i dżemu truskawkowego. Zobaczymy czy zejdzie. Jak będzie się dalej utrzymywać to może być to ten trądzik. Trochę mama posmarowała buźkę sudocremem. Trochę też zaniepokoił mamę pępek. Jeszcze nie odpadł i zaczął troszkę się ślimaczyć. Mama czyści patyczkiem, psika octaniseptem, ale może za rzadko? Dzisiaj też kąpaliśmy się po raz kolejny. Tym razem mama trzyma Synka a tatuś myje malutkie ciałko. Zanim jednak mama zdążyła Synka zanurzyć w wodzie postanowił on jeszcze zrobić kupę, akurat na mamę i do wanienki, także ekspresowa zmiana wody i możemy zaczynać. W pieluszce tetrowej i boczkiem mama wkładała Tymusia do wanienki z cieplutką wodą. Tymuś już to zna, i widać że jest zrelaksowany. Sam chętnie odgina głowę żeby troszkę ją zanurzyć i zamoczyć uszka. Na chwilkę mama pozwala. Tatuś myje stópki, nóżki, pachwinki brzuszek, paszki. Oj mamy chyba jakieś łaskotki, bo nie tak łatwo umyć Synka pod paszkami. Myjemy główkę i plecy i hop na ręcznik. To już nie należy do przyjemności, ale Synek dzielnie wszystko znosi. Oczywiście poszła kolejna kupa na ręcznik, no trudno. Wypierze się. Wycieramy się do sucha, smarujemy balsamem i ubieramy. Tatuś podaje witaminki i mamusia może w końcu nakarmić swojego głodomorka. Synuś po kolacji zasypia, a mama idzie do kuchni zrobić muffinki czekoladowo-bananowe, żeby tata mógł wziąć do pracy na poczęstunek z okazji narodzin Synusia. Współpracownicy taty złożyli się na prezent dla Tymusia i dostał on projektor z pozytywką, taki jaki mama chciała kiedyś kupić, także prezent super trafiony. Zrobiła mama muffiny, nakarmiła Synka, wzięła prysznic i położyła się do łóżka. O 24 wzięła Synka do siebie na karmienie i usnęła razem ze swoim ukochanym maleństwem. Kolejna pobudka o 4.00 na karmienie i ponownie o 6.00. Przed 6.00 chyba doskwierały Synkowi jakieś problemy z brzuszkiem, ale na szczęście szybko udało się mamie Tymusia uspokoić.

niedziela, 21 lutego 2016

Nasze Nowe Życie

Jest cudownie, ale po kolei :)



11.02.2016r. 
Długo czekaliśmy na tę chwilę. Wciąż nie docierało do mnie, że to już. Że już dziś będę tulić swojego synka. Spakowani, przygotowani i szczęśliwi wyjechaliśmy o 5.20 do Krakowa. W szpitalu byliśmy chwilę przed 7.00. Najpierw punkt przyjęć planowych, później porodówka. Ktg, wywiad, tona dokumentów do podpisania i w końcu około 8.00 idziemy na salę porodową i czekamy na lekarza. Ze względu na dodatni GBS podano mi antybiotyk, podłączono też kroplówkę z solą fizjologiczną, gdyż od rana nic nie wolno było jeść ani pić. Około 9.00 przyjechał lekarz. Było nas dwie, ja na pierwszy ogień. Najpierw znieczulenie w kręgosłup. Mało przyjemna rzecz, zwłaszcza, że niestety nie udało się za pierwszym razem. Jak to mówią do trzech razy sztuka. Ale najważniejsze, że w końcu się udało. Nie bolało jakoś bardzo, samo ukłucie jest zaskoczeniem, ale później już bardziej kręgosłup bolał mnie od szukania miejsca przez panią anestezjolog niż od kłucia. Znieczulenie zadziałało szybko, od pasa w dół zrobiło mi się ciepło. Założono cewnik, wysmarowano mnie jodyną i do dzieła. W międzyczasie zrobiło mi się trochę niedobrze, ale zaraz mi coś podano i już było ok. Oczywiście zostałam zasłonięta, ale w lampie co nieco się odbijało. Podczas cięcia czułam tylko same ruchy, żadnego bólu. Najgorzej było przy wypychaniu Małego, bo strasznie uciskali mi żebra, ale jak wszystko, było to do wytrzymania. Nie wiem ile to trwało, może ok 5 minut i w odbiciu lampy zobaczyłam Go. Mojego Syneczka. Nie płakał i widziałam, że był owinięty pępowiną. Pielęgniarka mówiła, że wszystko jest dobrze, że bardzo się rusza, przebiera nóżkami, jakby gdzieś biegł. Tylko nie płakał. Odwinęli mu pępowinę, trochę postymulowali i w końcu go usłyszałam. Najcudowniejszy krzyk w moim życiu. Rozpłakałam się. Lekarz pokazał że wszystko jest OK. Mnie operowali dalej a Małego wzięli do oczyszczenia i pomiarów. Płakał cały ten czas więc wiedziałam, że wszystko jest dobrze. Ten płacz był najpiękniejszą muzyką jaką kiedykolwiek słyszałam. Pokazali mi bransoletkę do odczytu: Książek „S” Anny, ur. 11.02.2016r g. 9.42. 3290g i 56cm. Później przystawiono mi Go do policzka. Ideał. Piękne oczy, nosek, usteczka. Całowałam i płakałam. Wciąż mam łzy w oczach. Tyle szczęścia w jednym, tak małym człowieku. Małego zabrali na salę noworodków, a mnie zszywali. Łożysko podobno piękne, ale z pępowiną coś było nie tak i lekarz stwierdził że tak czy inaczej skończyłoby się CC.
Wywieziono mnie na pooperacyjną, gdzie mąż był cały czas ze mną. Znieczulenie zaczynało powoli schodzić, czemu towarzyszyły mało przyjemne dreszcze. Dostałam leki przeciwbólowe i tak sobie leżałam. Po około 3h przynieśli mi Synka do przytulenia. Był taki maleńki, nasz królewicz. Próbowaliśmy się nawet przystawić do piersi, ale niestety Mały nie wykazywał żadnego zainteresowania. Zdecydowanie bardziej wolał spać. Nie dość, że wizualnie wypisz wymaluj cały tatuś, to jeszcze śpioszek jak on. Poleżeliśmy sobie tak około 2h, poprzytulaliśmy się. Było cudownie. Później zabrano maluszka na noworodki, a mnie przewieziono na normalną salę. Przyszła pielęgniarka i się pionizowaliśmy. Nie było źle. Troszkę kręciło mi się w głowie i rana ciągnęła przy wyprostowaniu, ale naprawdę nie był o dużego bólu. Najważniejsze stanąć na nogi. W nagrodę dostałam herbatę i 5 sucharków. Niedługo potem przyszedł mąż, który w międzyczasie poszedł coś zjeść. Poszedł jeszcze po naszego maluszka. Przytulaliśmy się dalej, choć maleństwo wciąż nie wykazywało większego zainteresowania tym co się dzieje wokoło. O jedzeniu już w ogóle nie było mowy. Tata przeszedł chrzest bojowy, gdyż przyszło mu zmieniać pampersa. Śmiechu przy tym było co niemiara, a tu śmiać się nie można bo rana boli, ale tata spisał się na medal. Synka na noc tata odwiózł do pielęgniarek i pojechał nocować do kolegi w Krakowie. Mama szczęśliwa poszła spać, choć w szpitalu i przy bolącym brzuchu to nie łatwe.

12.02.2016r.
Obudzili mamę już po północy żeby podać leki przeciwbólowe. Następnie o 5.00 żeby wyjąć cewnik i podać koleje leki. Mama musiała zacząć chodzić powolutku. Źle nie było. Ból bardzo znośny. Siku można było zrobić prawie bezproblemowo. Około 8.00 mama dostała śniadanie. Bułka z wędliną i mleczna inka. Godzinkę później obchód. I potem telefon z noworodków, żeby przyjść po dzieci. No to mama wraz ze współlokatorką wyczłapały się z Sali i ruszyły nie wiedząc gdzie. Kiedyś zastanawiałam się jak wśród kilku, kilkunastu noworodków odnaleźć swojego. Skąd wiadomo, że to ten, skoro widziało się go tylko chwilkę. Ale po prostu wiadomo. Od razu wiedziałam, które dziecko jest moje. Dumna i szczęśliwa jak nigdy przedtem wróciłam na salę. Wzięłam swoje zawiniątko do łóżka i czekaliśmy na tatę. Próbowaliśmy się przystawiać do piersi ale niestety nasza kruszyna wykazywała dalszy brak zainteresowania. Dokarmialiśmy więc MM. Panie od laktacji również bardzo próbowały pomóc, pokazały pozycje, sposoby, mama wiedziała co robić, ale niestety, dziecko nasze spało. Próby zezłoszczenia dziecięcia, coby otworzyło buźkę, przynosiły chwilowy efekt, bo gdy tylko przestawaliśmy Maluch odpływał w błogim śnie. Nie ułatwiał też zadania brak laktacji u mamy. Zaczęła więc mama współpracować z laktatorem, żeby choć mieć cień szansy na karmienie piersią. Tata bardzo pomagał Mamie. Przewijał Synka, karmił, kołysał, żeby Mama mogła jeszcze odpoczywać po operacji. Minął szybko ten pierwszy wspólny dzień. Na noc Synek jeszcze był u pielęgniarek. Mama się bała, że nie da rady wybudzić Go na jedzenie i będzie głodny, albo spadnie dużo z wagi.  
Współlokatorka zostawiła córeczkę ze sobą i niestety nie zmrużyła oka. Mała płakała i cały czas chciała być na piersi. Dziewczyna płakała z nią już z bólu i niemocy. Mama dobrze zrobiła.

13.02.2016r.
O 4.00 Mama wstała, wzięła mały prysznic, umyła zęby, twarz, wpięła kilka wsuwek w to coś co miała na głowie i o 5.00 ruszyła po Synka. Synuś przywitał Mamę przejawem aktywności. Otworzył swoje piękne oczęta i patrzył tak bystrze. Posłał kilka uśmiechów. Mama się rozpłynęła. Z każdym dniem fala miłości, która spływała na Mamę była ogromna i uderzała z niewyobrażalną siłą. Cyc dalej był na nie, ale Mama próbowała dalej z raczej słabymi efektami, choć przynajmniej laktacja zaczynała powolutku się rozkręcać. Na rannej wizycie u noworodków Mama usłyszała, że szkrab waży 3100g i nie spadł z wagi od ostatniego ważenia. „Mądra” p. ordynator w mało przyjemny sposób chciała Mamie wytłumaczyć, że Mama ma karmić piersią i już. Powiedziała też, że Synek jest przegrzewany. No cóż, Mama się postara nie przegrzewać więcej i nie wyziębić. Maleństwo miało też badanie słuchu, zorientowało się dopiero przy drugim uszku, ale jak zwykle dało się uspokoić w kilka sekund. Na szczęście słuch dziecina ma dobry, ale badanie będzie trzeba powtórzyć, ze względu na opryszczkę, którą mama miała w I trymestrze ciąży.
Jak mama wróciła z badań, to przyjechał tata. Stęskniony za synkiem bardzo. I kolejny dzień mijał nam razem. Mimo, iż dni w szpitalach nie należą do wymarzonych, to i tak było super. Tata mógł siedzieć ile potrzeba, nikt go nie wyganiał. Pomagał mamie i łapał kontakt z synkiem. Super opanował sztukę przewijania. Zdarzył się też mały wypadek. Podczas przewijania tata nie zabezpieczył się na ewentualność dalszego wypróżniania Synka, na szczęście zdążył uskoczyć i kupa wylądowała na podłodze. Śmiechu co niemiara, a mam śmiać się nie może, bo trochę jednak boli a cały dzień już bez leków.
Synuś miał też pierwszych gości. Był wujek Michał i później ciocia Madzia. Jak zwykle dziecię było bardzo grzeczne, choć mało towarzyskie, bo odwiedziny przespał.
Na noc Synuś był już z mamusią. Pierwsza wspólna noc. Mama próbowała karmić ale okropny, nerwowy płacz maleństwa wygrywał i jednak mama dawała butlę. Zwłaszcza, że na wieczornym ważeniu waga z 3100g spadła do 3040g. Mama więc budziła i karmiła Synka co 3h. Noc minęła nawet przyzwoicie. Mama miała Synka w łóżku, przy sobie i tak spał najspokojniej.


Ok, reszta później.  W końcu dojdziemy do momentu, że będziemy pisać już na bieżąco :)

czwartek, 11 lutego 2016

Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. Jestem Mamą.

Wiem, że cuda się zdarzają. Wiem, że istnieje Miłość od pierwszego wejrzenia, wiem, że nasze szczęście jest w naszych rękach. Wiem ze w życiu nigdy nie wolno się poddawać. Jedna, dwie, pięć przegranych bitew nie oznacza przegranej wojny. Od dna można się odbić. Można iść pod prąd. Możemy znieść dużo więcej niż nam się wydaje. Granice zależą od nas. Czasem warto ich sobie nie stawiać. Miłość nie zna granic. Szczęście ich nie ma. Od dziś zaczynamy Nowe Życie. Od dziś mój Świat ma dwa imiona.

środa, 10 lutego 2016

38+6 - ostatni dzień ciąży

Aż trudno mi w to wszystko uwierzyć. To co kiedyś było marzeniem, niebawem stanie się faktem. Naszą rzeczywistością. Niesamowite. Pewnie dzisiejszej nocy już spać nie będę. Około 5.00 musimy wyjechać z domu. Czuję, że to już, zaczyna wszystko docierać, ale dalej jest jakieś takie obce. Pewnie dopiero wszystko do mnie dotrze jak usłyszę,zobaczę i przytulę Synka. Nie boję się. Jestem raczej podekscytowana, a jutro pewnie będę niesamowicie szczęśliwa. Będzie to nasz drugi najważniejszy, najpiękniejszy i najszczęśliwszy dzień w życiu. Tak to widzę.

Poza tym wszystko mamy gotowe. Nudzę się dzisiaj bardzo. Pogoda jak na złość psia. Nie bardzo wiem co mam ze sobą zrobić :) 
W poniedziałek byliśmy jeszcze na wizycie. Waga Małego z USG wyszła ponad 3400g, ale z lekarzem obstawiamy takie 3200g. A jak będzie się okaże :) Aaa i mam dodatni GBS... Shit. Dobrze, że i tak będzie CC, bo ryzyko zarażenia mniejsze, ale też jest. No nic nie zrobimy. Nie ja jedyna.

O, dziecię zaczęło się gimnastykować :) Pewnie będzie mi trochę tego brakowało. Tych wieczornych masaży moich wnętrzności, ale marzyłam o tym by móc choć raz to przeżyć, doświadczyć. Przeżyłam, poczułam, za co będę wdzięczna do końca życia Bogu, lekarzom, nauce i wszystkiemu dzięki czemu jestem w tym miejscu. 

Co jeszcze uświadomiła mi ciąża? Że głupia, ja, wiecznie niezadowolona ze swojego ciała, byłam kurczę chudzina. Jakoś na co dzień oceniałam siebie jako przeciętnej budowy osobę z trochę za dużym biustem i ciut zbyt wystającym brzuchem. Teraz mi głupio, bo brzuch to ja wklęsły miałam :/ ale człowiek tak czasem ma, że widzi siebie zupełnie inaczej niż jest w rzeczywistości. 
Mimo jedzenia różnych rzeczy, niekoniecznie super zdrowych i bezcukrowych przytyłam tylko 10kg. Jestem tym faktem zdziwiona, bo raczej łatwo przychodziło mi nabieranie kilogramów. Ale widać, ciąża i hormony rządzą się swoimi prawami. Powodów do narzekań absolutnie nie mam. 
Ze wszystkich dolegliwości ciążowych o jakich czytałam, żadne nie były na tyle uciążliwe, bym miała dość. Zdarzyły się mdłości, bóle głowy, pleców, zaparcia, zgaga, ale ze wszystkim można było sobie dość szybko poradzić. Nawet teraz nie muszę biegać co chwilkę do toalety, nie mam żadnych obrzęków, nie zatrzymuję wody. Nie mam żadnych problemów ze snem! Teraz jedynie mocno dokuczają mi plecy kiedy muszę długo siedzieć - np. w drodze do lekarza, ale przecież nie jeździliśmy tam codziennie. 
Najważniejszą chyba jednak rzeczą, jest moja psychika. Jestem szczęśliwa. Jestem silniejsza, pewniejsza siebie. Odzyskałam nasze życie. 

A tak sobie rośliśmy przez te prawie 40 tygodni.


środa, 3 lutego 2016

37+5 Jestem gotowa :)

Tak, teraz już czekam tylko na Synka. Torby spakowane, ubranka 56-62 wyprane, wyprasowane, poukładane. Piorą się jeszcze większe, ale tak tylko żeby był porządek :) 
Nie boję się, nie denerwuję. Organizuję tylko jakoś czas, żeby w miarę szybko zleciało przynajmniej do poniedziałkowej wizyty. No chyba, że Synuś zechce wyjść wcześniej. Od kilku dni mam silne bóle pleców wieczorami, a dziś po raz pierwszy pojawiły się konkretne skurcze, ale teraz cisza. Zrobiłam trzy prania, poukładałam co trzeba, ugotowałam krupnik i zrobiłam ciasto. Teraz odpoczywamy. Tzn. ja, bo maleństwo się wierci i ćwiczy :) Tak bardzo KOCHAM i tak bardzo nie mogę się już doczekać, choć i tak czas starań i leczenia nauczył mnie wiele cierpliwości i pokory. Przydaje się teraz.

Co do szpitalnych toreb, to spakowałam zgodnie z wytycznymi ze szpitala:

  • MOJA TORBA
      • DOKUMENTY, BADANIA, KARTA CIĄŻY, WYNIK GBS
    • 2 koszule rozpinane z przodu
    • kapcie
    • klapki pod prysznic
    • 2 ręczniki kąpielowe
    • 6szt. podkładów na łóżko
    • 2 paczki podkładów poporodowych canpol - jedne na dzień, drugie na noc
    • ręczniki papierowe
    • 2szt. majtek wielorazowych siateczkowych
    • balsam do ust
    • maść na brodawki
    • wodę z dziubkiem
    • przybory toaletowe (szczoteczka, pasta, tonik do twarzy, żel do HI, żel do mycia, gumka do włosów, kremy do twarzy, podkład i tusz do rzęs - zamierzam się dobrze czuć ze sobą)
      • DODATKOWO:
        • laktator
        • ładowarkę
        • nakładki na piersi
        • ciepłe skarpetki
        • papier toaletowy
        • chusteczki higieniczne
        • euthyrox
        • aparat, kamera
  • TORBA SYNKA:
    •  rożek
    • 2szt. body z długim rękawem r. 56 
    • 2szt. śpiochów r. 56
    • 4szt. pajacyków cienkich r. 56
    • 1szt. pajacyk gruby r. 56
    • 1szt. kaftanik r. 62
    • 3 pary skarpetek
    • 2szt. czapeczek bawełnianych
    • 1 para niedrapek
      • pieluchy tetrowe białe 5szt.
      • pieluchy tetrowe kolorowe 4szt.
      • pielucha flanelowa 1szt.
      • chusteczki nawilżone 1 paczka - babydream
      • pieluchy jednorazowe - 1 paczka (30szt.)
      • linomag 
  •  TORBA NA WYJŚCIE ZE SZPITALA
    • body z długim rękawem
    • pajac gruby
    • czapeczka bawełniana
    • skarpetki grube
    • rękawiczki
    • chustka pod szyjkę
    • czapeczka gruba
    • kombinezon
    • koc gruby
      • lipobase do twarzy
        • DODATKOWO:
        • 4szt. pampersów
        • 3szt. pieluszek tetrowych
        • mata do przewijania

 I powiem tak... lista długa, ale jakoś zgrabnie się zmieściłam. Wygodniej byłoby gdyby rzeczy dla maluszka jednak w szpitalu były, no ale nic nie zrobię :) Powinnam też spakować męża, ale że nigdy tego nie robię, to musi sobie chłopina sam poradzić. Jedyne o czym muszę pamiętać to żeby jakieś kanapki mu zrobić w razie nagłego głodu jak mu stres puści, bo jestem pewna, że będzie bardziej przejęty niż ja.