piątek, 26 lutego 2016

Pierwszy tydzień w domku



14.02.2016
Na porannej wizycie na szczęście Synek zaczął przybierać i ważył już 3070g. Lekarz, bardzo chętny do wypisów. Ale potrzeba było jeszcze kilku badań, i kwalifikacji do szczepienia. Wszyscy mówili mamie, ze Synek jest żółty. To nie wróżyło nic dobrego. Tatuś dotarł na wizytę. Dobrze, bo mamie zawsze tak raźniej. Choć zasmuciła się faktem żółtaczki, bo to oznaczałoby, że nie wyjdzie do domku. Wróciliśmy na salę i z tego wszystkiego mama nic nie zauważyła, a na łóżku leżała wielka, piękna poducha w kształcie serca. Od taty dla mamy na Walentynki, których nigdy nie obchodziliśmy J.  Później wezwali nas na badania i niestety okazało się, że bilirubina ze 144 wzrosła do 188, więc niestety do domku nie wracamy. Mamie zrobiło się bardzo przykro. Tatuś musiał wieczorem wrócić do pracy i mama bała się kolejnego dnia. Będzie całkiem sama i w nocy i w dzień. Tata bardzo pomagał i w dzień mama mogła się przespać troszkę, a tu mama miała zostać  całkiem sama. Doszła mama jakoś do siebie, wzięła się w garść, bo cóż innego pozostało. Zanim tata pojechał, mama jeszcze wzięła prysznic. W poniedziałek miały przyjechać babcie i przywieźć mamie i Synkowi kilka rzeczy, bo troszkę nam brakło. Noc nie była ciężka. Synuś ładnie spał i jadł mm, choć próbowaliśmy też kp ale o tym później.

15.02.2016r.
Wstaliśmy z syneczkiem, zjedliśmy śniadanie, mama miała obchód. U mamy wszystko oczywiście dobrze, zmiana opatrunku, rana pięknie się goi. U Synka była pani pediatra. Obejrzała, osłuchała maleństwo i stwierdziła, że prawe jąderko jeszcze jest w kanale pachwinowym, ale tak się czasem zdarza u trzeba po prostu kontrolować czy zejdzie do worka mosznowego. Synek ok 10.30 pojechał na badania krwi, więc mama się zdrzemnęła. Ok 11.30 przyjechały babcie z dziadkiem A. Mamę zaczęły boleć piersi. Były jakieś dziwnie duże, ciężkie, czerwone, a Synek średnio był zainteresowany mamy jedzeniem. Jak mama przywiozła Synka, babcie oczywiście się zachwycały, dziadkowi też uśmiech nie schodził z twarzy. Mama czekała na wyniki badań, bo była szansa, że w końcu wyjdziemy do domku, więc spania nie było. Poza tym, jakoś mama nie chciała by babcie i dziadek sami mieli się zająć mamy Synkiem. Tatuś to co innego. Mama dostała w końcu telefon, że wyniki są dobre i wychodzimy :D. Ucieszyła się mama szalenie. Zadzwoniła do taty, żeby wyszedł z pracy i przyjechał po nas. Mama jeszcze musiała udać się na szczepienie z Synkiem. Przyjemne to nie było, bo gruźlica w ramię Synka bolała i nawet podawana glukoza za bardzo nie pomogła. Żółtaczka w nóżkę, też do przyjemności nie należała. Synek płakał, ale tylko chwilkę. Dzielnie zniósł wkłucia, jak wszystkie inne zabiegi. Bilirubina wyniosła 190 czyli nie było znacznego wzrostu więc uznano, że możemy iść do domku. Mama odebrała wypis z zaleceniami dodatkowych badań tsh, ft3, ft4 w 7-10dż, badaniu słuchu, podawaniu witaminy D cały czas i K jeśli będziemy karmić piersią.
Wypis mamy też miał kilka zaleceń m.in. fragmin przeciwzakrzepowo, kontrola u lekarza z ok 4-6tygodni i zażywanie 500mg DHA.
Wzięła mama jeszcze mm na zapas, dostała pudełka upominkowe i wróciła na salę czekać na tatusia. Tata przyjechał ok. 16.00, wcześniej musiał jeszcze odebrać L4 na mamę i Synka u lekarza z kliniki. Dziadkowie pomogli mamie się spakować, żeby nic a nic nie zostało w szpitalu. Ubraliśmy dzieciątko w body, pajaca i kombinezon i zapięliśmy w fotelik. Cóż… kombinezon wyglądał na co najmniej 3 rozmiary za duży i w foteliku w ogóle się nie układał, ale chodziło o to by tylko przejść do auta. W samochodzie Synka wydobyliśmy z kombiezonu i zapięliśmy w samym pajacu. W końcu mogliśmy ruszyć do domku. Mama źle się czuła, miała chyba nawał z zastojem i do tego była bardzo zmęczona.
Droga do domku była bezproblemowa. Stanęliśmy jeszcze w aptece żeby kupić mleko dla Synka. Bebilon 1 HA z pronutrą, bo takie było w szpitalu i Synkowi pasowało ale niestety mleko widmo. Nigdzie go nie ma. Tzn. nie ma tam gdzie być powinno. Dziadkowie znaleźli w jednej aptece w Sosnowcu, a jak się później okazało można je dostać w Rossmannie. Porażka. Podobnie z innymi lekami, których szukaliśmy – zastrzyki przeciwzakrzepowe czy witamina D+K w sprayu.
W domku czekali już dziadkowie i ciocia Ewa. Mama nakarmiła Synka mm i chciała się położyć, ale niestety ból piersi nie pozwalał. Spróbowała więc mama pokarm odciągnąć, ale nie leciał strumieniami. Wzięła więc mama bardzo ciepły prysznic, mocno pomasowała piersi i spróbowała znowu. Udało się odciągnąć ledwo 50ml, a piersi dalej bardzo bolały. Mama się drzemnęła chwilkę, jak wstała miała silne dreszcze. Wzięła mama ibum, żeby uniknąć zapalenia i próbowała przystawiać Synka do piersi. W końcu chciała mama karmić swoje dziecię. Noc minęła przyzwoicie, czasem udało się dziecię przystawić do piersi, ale butla była głównym źródłem jedzenia. Tatuś też dzielnie wstawał, przewijał, odbijał, karmił butlą. A i w końcu złożył łóżeczko Synka.

16.02.2016
Obudziliśmy się w raczej dobrym humorze. Tatuś musiał jechać do Krakowa pozałatwiać wszystkie urzędowe sprawy, a mamusia została z Synkiem sama. Nie robiła mama nic innego jak karmiła i przewijała i powoli udawało się coraz częściej Synkowi jeść z piersi co mamę niezwykle cieszyło. Zadzwoniła też mama do położnej, żeby umówić się na wizytę. Tatuś późno wrócił, ale sporo udało się załatwić. Mamy akt urodzenia naszego kochanego Synka, a Synek ma swój PESEL i najważniejsze imię – Tymoteusz Kamil Książek. Mamy też przychodnię Tymka i umówioną wizytę na 8.03.2016 g.8.30. Pierwszy dzień w domku był cudowny. Nie było super łatwo, ale przynajmniej spokojnie. W końcu u siebie. Wieczorem mama trochę spanikowała, bo wyszło mamie zimno, a przecież całowała Synka… Strasznie się mama przeraziła, że mogła Tymka zarazić, a przecież opryszczka dla noworodka jest bardzo niebezpieczna. Wieczorem doszła jeszcze zielona mega duża kupa. Takiej mama jeszcze nie widziała, ale wiedziała, że zielony kolor nie jest najlepszy. Mama zrozumiała, że od teraz będzie bała się już zawsze o zdrowie swojego ukochanego, jedynego Synka. Na szczęście wyczytała mama, że kupa to wynik mm z HA i przechodzenia na pierś. Gorzej z opryszczką. Mama modli się by nie zaraziła Synka. Oczywiście nie całuje i dezynfekuje ręce, ale czy już nie za późno…?
17.02.2016
Noc była również spokojna, udało się mamie często Synka przystawiać. Butla była podana tylko dwa razy wiec może uda nam się przejść całkiem na pierś. Wizyta położnej była nawet przyjemna. Obejrzała ranę, która już prawie jest zagojona. Szwy rozpuszczalne więc ściągać nie trzeba, macica ładnie się obkurcza. Wszystko jak trzeba. Położna obejrzała też Tymusia, pokazała jak czyścić pępuszek (to mamusia) i siusiaczka (to tatuś). Pomogła też Tymcia przystawić do piersi. Od rana jeszcze nie podaliśmy butli. Mamę rozpiera duma.
Mama, jeszcze jak Tymuś był w brzuszku, zrobiła dla niego buciki na szydełku. Niestety okazały się za małe. Zmierzyła więc mamusia stópkę syneczka i ma 8,5cm. Maleńka, wielka stopa mamusi.
Wieczorem rodzice postanowili odcisnąć w gipsie stópkę i rączkę prawie tygodniowego Tymcia. Nóżka poszła dość łatwo, natomiast rączka gips złapała, więc odcisku super nie ma. Postanowiliśmy po raz pierwszy Synka wykąpać. Bardzo się Tymusiowi kąpiel podobała. Tatuś trzymał, mamusia myła. Cudownie się patrzy na takiego zrelaksowanego i uśmiechającego się maluszka. Pod koniec kąpieli Synuś postanowił jeszcze zrobić niespodziankę rodzicom w postaci kupki, no ale dobrze, że już było po myciu. Wycieranie należy do mniej przyjemnych rzeczy, ale nie było źle. Później mamusia Synka nakarmiła i maluszek usnął przytulony.
W nocy mama próbowała karmić Synka na leżąco. Udało się więc spaliśmy razem przytuleni.

18.02.2016.
Na dziś wypadał termin porodu, a tu już mój ukochany Synek jest z nami tydzień. Mama jest bardzo szczęśliwa. Jest coraz lepiej. Tatuś bardzo mamie pomaga. Udało się mamie wywalczyć karmienie piersią. Mama jest bardzo dumna z siebie i Synka. Wie mama, że jak się chce, to można!. O dużo rzeczy w życiu mama już walczyła i najważniejsze, to się nie poddawać!. Kupy są już pomarańczowe, chyba takie jakie być powinny, siku też jest spora ilość, więc mama przestała się troszkę niepokoić. Martwi mamę jeszcze ta nieschodząca żółtaczka, ale podobno przy KP może zanikać długo, nawet do kilku tygodni. Ale oprócz zażółcenia skóry mama nie zaobserwowała żadnych innych objawów, jak np. apatyczność, senność czy brak apetytu u Synka więc chyba wszystko jest dobrze. Mama jest bardzo szczęśliwa. Ma swoje nowe ulubione zajęcie – patrzenie na swój największy skarb. Kocha mama przytulać Synka i patrzeć jak śpiący robi setki różnych min, przygryza dolną wargę i puszcza nieświadome uśmiechy. Nie zna mama piękniejszego widoku. Czekała na to całe życie.

19.02.2016
Tymuś ma 8dni. Między 7 a 10dż trzeba robić kontrolne badanie TSH, FT3, FT4 ze względu na mamy Hashimoto. Pojechała więc mama Z tatą i Synkiem do przychodni na pobranie krwi. Okazało się, że można krew tylko z paluszka pobierać bo z żyły tylko w szpitalu. A na hormony trzeba sporo krwi, więc pani z laboratorium zadowolona nie była. Synek jak zawsze spisał się na medal. U tatusia na kolanach grzecznie przeleżał, kiedy pani nakłuwała paluszek i wyciskała po kropelce krew, by napełnić fiolkę. Udało się skłuć tylko dwa paluszki i Synek tylko raz się skrzywił. Resztę dnia spędziliśmy razem we troje karmiąc się, przewijając i leniuchując.

20.02.2016
Dziś mama z tatą i Synkiem pojechali na sesję noworodkową. Sesja trwała ponad 5h, ale wszystko było na spokojnie. Był czas na karmienie, ale najwięcej zeszło na usypianiu Tymka, żeby zrobić zdjęcie. Synek, po mamusi ma lekki sen, więc nie było łatwo go uśpić tak by można było go ułożyć w odpowiedniej pozycji. Pierwsze zdjęcie udało się wykonać chyba dopiero po godzinie, ale to nic. Mieliśmy dużo czasu. Było kilka stylizacji, klika sute i kilka zdjęć z mamusią i tatusiem. Nie możemy się już doczekać efektów. Będzie wspaniała pamiątka.
Do domku wróciliśmy około 16.30 a przed 18 mieli przyjść dziadkowie i ciocia Ewa. Posiedzieliśmy, Tymuś dostał prezenty, żeby miał słodkie życie (ptasie mleczka i czekoladki), żeby miał się w co ubrać(ciuszki) i żeby nie zabrakło mu pieniążków (50E). Dziadkowie porobili sobie zdjęcia z pierwszym wnuczkiem. Mama jednak do końca nie siedziała. Wzięła synka i poszli się nakarmić i położyć spać, bo był to intensywny dzień.
Noce z Synkiem wyglądają super. Karmimy się około 24 lub 1.00 i potem śpimy razem 3-4godzinki przytuleni. Później jemy około 6.00 i znów trochę śpimy. Mama nie boi się spać z Synkiem w łóżku. Tymuś czuje się wtedy bezpiecznie, a mama jest spokojniejsza, bo czuje oddech Synka. Tak nam dobrze. 


21.02.2016
Coś Tymusia wysypało na buźce. Mama myśli. Może alergia, banany, pomidory dżem truskawkowy? Może od materiałów na sesji? Może trądzik noworodkowy? Najbardziej przypomina to trądzik, ale pewności mama nie ma. Stara się więc mama teraz unikać pomidorów, bananów i dżemu truskawkowego. Zobaczymy czy zejdzie. Jak będzie się dalej utrzymywać to może być to ten trądzik. Trochę mama posmarowała buźkę sudocremem. Trochę też zaniepokoił mamę pępek. Jeszcze nie odpadł i zaczął troszkę się ślimaczyć. Mama czyści patyczkiem, psika octaniseptem, ale może za rzadko? Dzisiaj też kąpaliśmy się po raz kolejny. Tym razem mama trzyma Synka a tatuś myje malutkie ciałko. Zanim jednak mama zdążyła Synka zanurzyć w wodzie postanowił on jeszcze zrobić kupę, akurat na mamę i do wanienki, także ekspresowa zmiana wody i możemy zaczynać. W pieluszce tetrowej i boczkiem mama wkładała Tymusia do wanienki z cieplutką wodą. Tymuś już to zna, i widać że jest zrelaksowany. Sam chętnie odgina głowę żeby troszkę ją zanurzyć i zamoczyć uszka. Na chwilkę mama pozwala. Tatuś myje stópki, nóżki, pachwinki brzuszek, paszki. Oj mamy chyba jakieś łaskotki, bo nie tak łatwo umyć Synka pod paszkami. Myjemy główkę i plecy i hop na ręcznik. To już nie należy do przyjemności, ale Synek dzielnie wszystko znosi. Oczywiście poszła kolejna kupa na ręcznik, no trudno. Wypierze się. Wycieramy się do sucha, smarujemy balsamem i ubieramy. Tatuś podaje witaminki i mamusia może w końcu nakarmić swojego głodomorka. Synuś po kolacji zasypia, a mama idzie do kuchni zrobić muffinki czekoladowo-bananowe, żeby tata mógł wziąć do pracy na poczęstunek z okazji narodzin Synusia. Współpracownicy taty złożyli się na prezent dla Tymusia i dostał on projektor z pozytywką, taki jaki mama chciała kiedyś kupić, także prezent super trafiony. Zrobiła mama muffiny, nakarmiła Synka, wzięła prysznic i położyła się do łóżka. O 24 wzięła Synka do siebie na karmienie i usnęła razem ze swoim ukochanym maleństwem. Kolejna pobudka o 4.00 na karmienie i ponownie o 6.00. Przed 6.00 chyba doskwierały Synkowi jakieś problemy z brzuszkiem, ale na szczęście szybko udało się mamie Tymusia uspokoić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz co myślisz