środa, 10 lutego 2016

38+6 - ostatni dzień ciąży

Aż trudno mi w to wszystko uwierzyć. To co kiedyś było marzeniem, niebawem stanie się faktem. Naszą rzeczywistością. Niesamowite. Pewnie dzisiejszej nocy już spać nie będę. Około 5.00 musimy wyjechać z domu. Czuję, że to już, zaczyna wszystko docierać, ale dalej jest jakieś takie obce. Pewnie dopiero wszystko do mnie dotrze jak usłyszę,zobaczę i przytulę Synka. Nie boję się. Jestem raczej podekscytowana, a jutro pewnie będę niesamowicie szczęśliwa. Będzie to nasz drugi najważniejszy, najpiękniejszy i najszczęśliwszy dzień w życiu. Tak to widzę.

Poza tym wszystko mamy gotowe. Nudzę się dzisiaj bardzo. Pogoda jak na złość psia. Nie bardzo wiem co mam ze sobą zrobić :) 
W poniedziałek byliśmy jeszcze na wizycie. Waga Małego z USG wyszła ponad 3400g, ale z lekarzem obstawiamy takie 3200g. A jak będzie się okaże :) Aaa i mam dodatni GBS... Shit. Dobrze, że i tak będzie CC, bo ryzyko zarażenia mniejsze, ale też jest. No nic nie zrobimy. Nie ja jedyna.

O, dziecię zaczęło się gimnastykować :) Pewnie będzie mi trochę tego brakowało. Tych wieczornych masaży moich wnętrzności, ale marzyłam o tym by móc choć raz to przeżyć, doświadczyć. Przeżyłam, poczułam, za co będę wdzięczna do końca życia Bogu, lekarzom, nauce i wszystkiemu dzięki czemu jestem w tym miejscu. 

Co jeszcze uświadomiła mi ciąża? Że głupia, ja, wiecznie niezadowolona ze swojego ciała, byłam kurczę chudzina. Jakoś na co dzień oceniałam siebie jako przeciętnej budowy osobę z trochę za dużym biustem i ciut zbyt wystającym brzuchem. Teraz mi głupio, bo brzuch to ja wklęsły miałam :/ ale człowiek tak czasem ma, że widzi siebie zupełnie inaczej niż jest w rzeczywistości. 
Mimo jedzenia różnych rzeczy, niekoniecznie super zdrowych i bezcukrowych przytyłam tylko 10kg. Jestem tym faktem zdziwiona, bo raczej łatwo przychodziło mi nabieranie kilogramów. Ale widać, ciąża i hormony rządzą się swoimi prawami. Powodów do narzekań absolutnie nie mam. 
Ze wszystkich dolegliwości ciążowych o jakich czytałam, żadne nie były na tyle uciążliwe, bym miała dość. Zdarzyły się mdłości, bóle głowy, pleców, zaparcia, zgaga, ale ze wszystkim można było sobie dość szybko poradzić. Nawet teraz nie muszę biegać co chwilkę do toalety, nie mam żadnych obrzęków, nie zatrzymuję wody. Nie mam żadnych problemów ze snem! Teraz jedynie mocno dokuczają mi plecy kiedy muszę długo siedzieć - np. w drodze do lekarza, ale przecież nie jeździliśmy tam codziennie. 
Najważniejszą chyba jednak rzeczą, jest moja psychika. Jestem szczęśliwa. Jestem silniejsza, pewniejsza siebie. Odzyskałam nasze życie. 

A tak sobie rośliśmy przez te prawie 40 tygodni.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz co myślisz