czwartek, 31 grudnia 2015

32t6d i 2300g Cudu

I mamy 2300g szczęścia, które fiknęło główką w dół. Jestem bardzo szczęśliwa. Oby tak dobrze było już do końca. Już tak nie dużo nam zostało. Kolejna wizyta 18.01. Wtedy też musimy jechać do szpitala się zarejestrować ze skierowaniem na cc. Później pewnie jeszcze jedna wizyta i tyle. Spotkamy się z syneczkiem. Tyle czekania, tyle walki, strachu a to już tak blisko, jeszcze tylko kilka tygodni. Tak ciężko mi w to uwierzyć. Mimo, że zwykle ciąża jest rzeczą abstrakcyjną dla panów to jednak jakoś dalej nie dociera do mnie, że ten falujący brzuch to sprawka naszego synka, który rośnie we mnie i który niedługo będzie już po tej stronie. Mimo, że mam ubranka i większość potrzebnych rzeczy dla małego to trudno mi pojąć, że będę w nie ubierać nasze długo wyczekiwane dziecko. Że będzie spał koło mnie, będę go karmić, przewijać, kąpać. Że będę odpowiedzialna za Nowego Człowieka, którego tak bardzo chciałam powołać do życia. Niesamowite ile się zmieni. Ile teraz przed nami Nowego, na które tak bardzo czekaliśmy.

Jaki był ten rok? Sama nie wiem. Na pewno szczęśliwy, ale i pełen obaw. Nikt nie odszedł z naszych rodzin, a za to pojawiły się nowe fasolki. To wystarczająco dużo szczęścia. Postanowień nie miałam z pewnością, bo ich nie robię. I tak się potem o nich nie pamięta. W życiu chcę być szczęśliwa i dawać szczęście. 
Czego życzyłabym sobie w nadchodzącym roku? Na pewno tego, żeby dni płynęły wolniej. Żebym mogła doceniać i zapamiętać jak najwięcej chwil z naszego wspólnego życia. Życia we troje. Chciałabym być dobrą mamą zdrowego chłopca. Kochającą żoną. Na początek tyle wystarczy. Reszta wyjdzie w praniu. 

Wszystkiego dobrego. Do zobaczenia w Nowym Cudownym 2016 Roku. Niech to będzie magiczny Rok!

wtorek, 22 grudnia 2015

Coraz bliżej Święta

Taaak. Święta za pasem, a u nas hmm sama nie wiem co. Od lat czekałam na święta, które będą szczęśliwe. Gdzie w końcu nie będę płakać przy życzeniach. Takie Święta rodzinne, po mojemu. W tym roku jeszcze to nie będzie TO, ale jest postęp. Jestem szczęśliwa, bo nie jestem sama. 
Ale co do atmosfery świąt.. no cóż. Wiem, że święta to nie porządki, wysprzątany na błysk dom, szaleństwo za prezentami, urobienie się po łokcie podczas przygotowywania wigilijnych potraw, ale jednak. Kuchenna krzątanina, zapachy, ubieranie choinki z tłem najpiękniejszych kolęd tworzą piękny, rodzinny, świąteczny nastrój. U nas w tym roku nie będzie porządku, nie będzie choinki, nie będzie prezentów ani stania w kuchni nad potrawami do nocy. 
Jestem jakaś rozbita. Wczoraj dopiero stanęła ścianka przy schodach, ale bałagan jest dalej i jeszcze trochę będzie. Na choinkę nie mamy miejsca więc szkoda ją w ogóle przynosić. Wigilię spędzimy u moich rodziców, teściowie też będą i pewnie wujek z synami. Myślę, że będzie fajnie, rodzinnie, spokojnie, świątecznie. Bardziej obawiam się o pierwszy DŚ, gdzie przychodzi do teściów rodzina, której nie lubię. Nie szanują siebie, świąt... Najważniejsze, przyjść zjeść i się pokłócić :/ Najbardziej nie lubię w nich ignorancji i hipokryzji. Postaram się trzymać język za zębami, ale zobaczymy jak będzie. Może jestem uprzedzona, ale nie pierwszy raz spędzamy  nimi jakiś dzień świąt i zawsze jest tak samo. Moja rodzina jest daleka od ideału lub nawet normalności, ale w święta się staramy. Siadamy przy stole, spędzamy ten czas razem, nie kłócimy się, nie spieszymy. Po prostu ze sobą jesteśmy.

Za prezentami chodzić nie mam co. Nie nadaję się już. Brzuszek duży nie jest, ale niestety bardzo twardnieje, także skupiam się na odpoczynku. Dobrze, że już prawie wszystko mam dla synka. Mebelków tyko dalej brak, nawet nie są zamówione. Mam nadzieję, że będą dostępne w miarę od ręki po Nowym Roku, no i że ktoś nam się troszkę dorzuci. Teściowie coś się nie kwapią, ale wiem, że mój tata na pewno pomoże. Teściowie... cóż. Kupili jakieś tam ciuszki, koc. Niech będzie, choć wolałabym, żeby się dorzucili do mebli, fotelika, albo porodu. Cokolwiek, a tymczasem moja mama wszystko próbuje ogarnąć i dla mnie i dla siostry. Myślimy o pobraniu krwi pępowinowej -2000zł, poród 1000zł, meble 2000zł, fotelik 400zł... dużo. Moi rodzice w miarę możliwości pomagają. Ja wiem, że u teściów mieszkamy i nie płacimy rachunków ale kurde o ich wnuka walczyliśmy i to jeszcze nie z mojej przyczyny. Za wszystko płaciliśmy sami. Za wizyty, leki, embrioskop, kroplówki. Cała kasa z wesela na to poszła. Oczywiście nie żałuję ani złotówki, tylko miałam nadzieję, że jak w końcu się uda to będziemy mogli liczyć na ich pomoc, no ale jak widać nadzieja matką głupich. 

Do porodu zostało 7tygodni i 2dni. Już tak nie dużo, ale bardzo bym chciała usnąć i obudzić się w lutym, najlepiej z synkiem w ramionach. Dziś śnił mi się poród. Pojechaliśmy nie zabierając toreb z rzeczami. CC robił mój lekarz, trwało chwilkę i w sumie szybko doszłam do siebie, ale jak to w snach bywa najważniejszego nie widać. Synka nie widziałam. Psychika już zaczyna działać, ale wierzę, że będzie dobrze. Za 7tygodni przytulę moje maleństwo, na które tyle czekałam i które już kocham tak bardzo że brak mi tchu.

A tymczasem 
Wesołych, Rodzinnych, Spokojnych Świąt Bożego Narodzenia

piątek, 11 grudnia 2015

30t 1d zostało 8tygodni i 6 dni do porodu.

Ostatni etap przed nami. Mamy trójeczkę z przodu i już wiem, że czwórki nie doczekamy. Termin cc mamy wyznaczony na 11.02 czyli 39tc. Mam nadzieję, że nic wcześniej nie będzie się działo. Wolałabym spokojnie doczekać do terminu. Gdyby jednak, to już zapowiedziałam lekarzowi, że będę do niego dzwonić w nocy o północy. 

Synek rośnie bardzo ładnie. Waży 1600g, dużo się rusza, ale leży poprzecznie miednicowo. Także póki co jest to bezwzględne wskazanie do cięcia cesarskiego. Dobrze, niech tak leży. Widać chce być bliżej serduszka mamusi :) Najważniejsze, że dobrze rośnie, bo ja coś ostatnio nie mam apetytu i przez 3 tygodnie przytyłam niecały kilogram. W brzuszku już mamy 90cm czyli około 16cm do przodu, ale absolutnie mi to nie przeszkadza. Cieszę się każdym dodatkowym centymetrem, bo wiem, że te chwile nie wrócą.
Ogólnie czuję się dobrze, nie puchnę, nie mam większych problemów ze spaniem. Nie boli mnie głowa, nie mam duszności. Czasem pojawi się ból pleców. Jedynie przy dłuższym chodzeniu niestety brzuch zaczyna mi dość dokuczliwie twardnieć. I nie służy nam chodzenie po schodach, bo wtedy twardnienia są dość nieprzyjemne. Ale na tym etapie ciąży to raczej normalne. Więcej odpoczywamy po prostu i jakoś leci. 
Synkowi puszczam muzykę, trochę klasyki i kołysanek, śpiewam, staram się sporo do niego mówić. Brzucha nie głaszczę, ale ręce trzymam.  Mam nadzieję, że faktycznie będzie kojarzył mój i męża głos po urodzeniu. Aaaa i mam nadzieję, że już przyzwyczaił się do szczekania naszego psiurka, żeby w nocy nam się nie budził przez niego. 
Kolejna wizyta za 3 tygodnie czyli 30.12. Ale powinno szybciutko zlecieć, bo w tygodniu mąż będzie stawiał ściankę, w przyszły weekend jedziemy do znajomych, a w kolejnym tygodniu już są święta, a po świętach wiadomo- ciężko dochodzi się do siebie :) I potem już wizyta. Później Sylwester i styczeń. W styczniu idziemy na sesję zdjęciową brzuszka, skręcimy mebelki (jak je w końcu kupimy), zajmę się praniem i prasowaniem. Zleci bardzo szybko. Ale już nie mogę się doczekać :D

Dla maluszka mamy chyba już wszystko z ubranek i kosmetyków. Brakuje nam jeszcze wanienki, mebli i fotelika, ale to w przyszłym tygodniu już kupimy. Chciałam jeszcze taką świecącą podusię do nocnych karmień i mąż stwierdził, że chce położyć tapetę przy łóżeczku i komodzie Małego. Na szczęście sam sobie ją wybrał, więc niech będzie :) 
Mnie brakuje koszul nocnych do karmienia, biustonosza, mini kosmetyków do szpitala, klapek i jakiejś torby, bo przecież w rękach tego nie wezmę :) Chciałam jeszcze chustę do noszenia maluszka kupić, ale to na spokojnie, jak będą pieniążki. 

Dziś jest 11 i mój mąż dalej nie ma wypłaty na koncie, bo UWAGA!!! prezes nie zatwierdził części przelewów, tak po prostu. Zapomniał. Szlag człowieka trafia jak się stara, pracuje, robi wyniki i jeszcze o pieniądze się musi prosić. Mam nadzieję, że po Nowym Roku uda się mu zmienić pracę, w której będzie miał przynajmniej normalną umowę i wypłatę na koncie o czasie. 

Ale w ramach relaksu byliśmy wczoraj w kinie na Listach do M2. Film podobał mi się bardzo, jednak nie był tak świeży jak pierwsza część. Nie mniej jednak, wprowadza świąteczny nastrój, kończy się dość pozytywnie mimo kilku smutnych wątków. Komedia to nie jest, ale jak najbardziej można się zrelaksować.




piątek, 4 grudnia 2015

29+1 Szaleństwo hormonów czy walka o autonomię?

Czekamy na wizytę, i czekamy... Jakoś mi leciało a teraz stanęło. No ale do środy już nie daleko. 
Synuś figluje, jest już coraz silniejszy. Właśnie chyba ma czkawkę :) a Jego ulubioną zabawą w ostatnim czasie jest kopanie mamusi po pęcherzu. Nie powiem, żeby było to przyjemne i bezbolesne, no ale cóż zrobić. Teraz też rozpoczął harce, brzuch mi faluje. Coś cudownego. Dalej ciężko mi uwierzyć w to co się dzieje i że już tak blisko finału. Tak bardzo chciałabym już styczeń :)

Mam jednak sporo obaw związanych z teściową :/ Niby spoko kobieta, ale boję się, że będzie mi tu przychodzić codziennie, że będzie chciała się wtrącać, doradzać. Niby mogę powiedzieć, że nie potrzebuję jej :pomocy: ale wiem że zaraz się obrazi. Teraz też mnie irytuje, trochę za często przychodzi na górę, pyta non stop jak się czuję (wiem, że to niby normalne, ale kuźwa ileż można) i jak mam otwarte okno, to czy mi nie zimno... Jakby było mi zimno to bym zamknęła chyba, prawda? Jestem dorosła i potrafię o siebie zadbać, a skoro okno jest otwarte to znaczy że jest nam ciepło. Ale najbardziej denerwuje mnie jej stwierdzenie, że mam duży brzuch! Nosz kurde, gdzie?! Jestem w 30tc, mam pod sercem małego człowieka, a brzuch jak na końcówkę 7go miesiąca jest mały. Nie wiem czy mnie z kimś porównuje czy co, że tak stwierdza... I pytanie czy mam rozstępy... Moje ciało, moja sprawa. Nie jest moją przyjaciółką, żebym miała jej o takich -dla mnie intymnych- rzeczach mówić. Ja wiem, że to nie powód do złości, ale mój brzuch, moja sprawa i komentarzy sobie nie życzę. Taaa hormony.. Pewnie też. Ale to tymbardziej powinna trzymać język za zębami. Już się nie mogę doczekać aż mąż postawi ściankę i wstawimy sobie normalne drzwi. Jeszcze takie na klucz wybiorę i będę miała spokój :D

Aaa mąż :) Męża mam w końcu magistra prawa :D Nareszcie, trochę dłużej to trwało niż powinno, ale się udało. Cieszę się i jestem z niego dumna. Wiem też, że gdyby nie ja, to by pieprznął tym wszystkim już dawno, bo niestety teściowa absolutnie u niego posłuchu i autorytetu nie miała. Jak wychowała, tak ma. Ja jakbym dorwała mojego 15letniego syna z papierosem to chyba bym nogi z tyłka wyrwała. Gdyby nie ja, to ledwo by liceum skończył, ale oczywiście im się syn udał... Taa jasne. Ale jak to bywa pedagodzy mają największe problemy z własnymi dziećmi. Dlatego teściowa będzie tylko babcią i każdą próbę wtrącenia swoich trzech groszy będę tłumić w zarodku.
Dobra, już daję jej spokój. Muszę się trochę też doprowadzić do ładu, ale bardzo nie lubię jak ktoś narusza moją przestrzeń. 

Z ciążowych cudowności to w sumie nie mam żadnych większych dolegliwości. Czasem pojawi się zgaga, najczęściej po chipsach, więc ich już nie jem. Pojawił się mały kłopot z zasypianiem, ale jak usnę to już w sumie śpię. I dziś od rana mam silny ból pleców z lewej strony. To nie jest fajne, ale mam nadzieję, że przejdzie. Poza tym jest ok. Nie jest mi ciężko. Mały leży tak, że nie mam problemów z oddychaniem, nie biegam sikać co chwilę, także naprawdę nie mam na co narzekać. Oby tylko maluszek rósł zdrowo. Od ostatniej wizyty przytyłam tylko 0,5kg ale myślę, że moja waga nie jest jakąś ważną rzeczą. Nie głodzę się, jem dość zdrowo, choć czasem chrupnę paluszka, czy sięgnę po kawałek czekolady czy ciastka. Bardzo bym chciała wiedzieć ile Synuś waży. Mam nadzieję, że będzie miał ponad 1500g - czyli min. 100g/tydzień. Zobaczymy za 5 dni.

I jeszcze mi smutno... Wczoraj uśpiliśmy chomika :( Biedaczek miał jakiś nowotwór na główce przy oku i to rozdrapywał. Antybiotyk nie pomógł, a pewnie go to bolało, bo drapał cały czas. Już jadł mało.. Niby taki klatkowy zwierz, a człowiek się przywiąże. Bardzo mi przykro, bo wolałabym, żeby sam sobie zdechł w klatce, w spokoju, w śnie ze starości, ale przecież nie mogliśmy pozwolić żeby się męczył i cierpiał.
Dobrze, że mamy jeszcze psiaka do którego mogę się przytulić.

No nic. Czekamy na wizytę. W poniedziałek pojadę na badania, we wtorek coś ugotuję, a w środę już będzie wizyta :) Zleci.