piątek, 30 stycznia 2015

P3 - 6dpt

Dziś jestem już spokojna.
Chyba wiem jaki będzie wynik. W końcu nie jest to mój pierwszy raz.
Przekonamy się w niedzielę lub poniedziałek. Nie ma co  tego przeciągać.

czwartek, 29 stycznia 2015

P3 - 5dpt emocjonalny rollercoaster cd.

Emocje jakie towarzyszą tym kilku, kilkunastu dniom oczekiwania są bardzo skrajne. Prawdziwy rollercoaster. Do tego duże dawki progesteronu wcale sprawy nie ułatwiają. Trzeci dzień po transferze, jak do tej pory, był tym najgorszym. Czułam się koszmarnie psychicznie i fizycznie. W dodatku był to dzień moich urodzin. I trochę mi przykro, że tak całkiem zwyczajnie wyglądał. W końcu to już ćwierć wieku. Ale trudno. To tylko kolejny zwykły dzień tygodnia. 
Dziś w 5. dpt jest lepiej, ale niestety myśli krążą wokół jednego tematu. Czy się udało? Czy w końcu przyszła nasza kolej? Czy dostaniemy tę szansę? Czy zdarzy się cud? Wierzę! Chcę wierzyć, ale niestety tego nie czuję. W lutym mamy jechać na narty, ale ja cały czas mam w głowie, że przecież nie będę mogła jeździć. Już myślę, jakie książki wziąć do czytania. Będę chodzić na spacery i delektować się moim ulubionym górskim zimowym krajobrazem. 
Ale kiedy myślę o dniu "0" to wydaje mi się, że i tym razem będziemy grać ten sam scenariusz. To boli. Bardzo. Z każdą kolejną próbą nadzieje będą już coraz mniejsze. W końcu teraz mieliśmy najlepsze zarodki. Byliśmy bardzo dobrze przygotowani. Czekamy dalej. Już nie długo. Powiedzmy, że jesteśmy na półmetku.

Boże, proszę spraw by stał się Cud.



P.S. Żebym już nigdy nie musiała szukać :)

2-3 dniowe zarodki:

1dpt - Embrion się dzieli

2dpt - Embrion staje się blastocystą
3dpt - Blastocysta wychodzi z otoczki
4dpt - Blastocysta zaczyna wczepiać się w ściany endometrium
5dpt - Proces implantacji się rozpoczyna, blastocysta zaczyna „zakopywać” się w endometrium
6dpt - Proces implantacji jest kontynuawny gdy and zarodek wnika głębiej w endometrium
7dpt - Zarodek jest już zaimplantowany
8dpt - Zaczyna być produkowane HCG
11dpt - HCG jest na tyle duże, że można spokojnie wykonać test
 
5 dniowa blastocysta: 

1dpt - Blastocysta wychodzi z otoczki  
2dpt - Blastocysta zaczyna wczepiać się w ściany endometrium  
3dpt - Proces implantacji sie rozpoczyna, blastocysta zaczyna „zakopywać” się w endometrium 
4dpt - Proces implantacji jest kontynuowany gdy and zarodek wnika głębiej w endometrium  
5dpt - Zarodek jest już zaimplantowany  
6dpt - Zaczyna być produkowane HCG  
9dpt - HCG jest na tyle duże, że można spokojnie zrobić test



poniedziałek, 26 stycznia 2015

P3 - 2 dpt dziękuję

DZIĘKUJĘ!!! 

Mimo, że podchodzę do in vitro dziękuję Bogu. Wierzę w Niego i nic tego nie zmieni. Dziękuję, że mam dwa piękne zarodki w sobie i mam nadzieję, że będę mogła wkrótce dziękować za to, że się ładnie zagnieździły i że za parę dni po raz pierwszy w życiu ujrzę dwie kreski na teście, a potem odbiorę pozytywny wynik bety. Mam nadzieję, że później będę mogła dziękować, że moje dzieciaczki zdrowo się rozwijają i prawidłowo rosną w moim brzuszku i w końcu, że po pięknych dziewięciu miesiącach będę mogła dzielić z nimi całą resztę mojego życia. Wizja piękna, niemalże nierealna, sprawiająca, że oczy stają się błyszczące ze szczęścia i łez. 

Tymczasem dziękuję jeszcze za dzisiejszy dzień. Tyle dobrego!

sobota, 24 stycznia 2015

P3 - transfer

Doczekałam się. Dziś od 13.00 jesteśmy we troje. Wiem, że nie oznacza to że tak zostanie, ale i tak jestem szczęśliwa. Muszę mieć wiarę w to że się uda, bo inaczej wszystko to nie miałoby sensu. 
Z bardziej technicznych informacji, to podano mi dwie blastocysty jedna 4AA, druga 3AA. Pozostałe sześć zarodków jeszcze jest obserwowanych i jak się uda to dziś będą zamrożone. W poniedziałek mogę zadzwonić i zapytać. Jak dzwoniłam wczoraj to 3 zarodki rokowały bardzo dobrze, ale wszystkie się ładnie dzieliły, wiec zobaczymy. Będę bardzo szczęśliwa jeśli choć jeden zarodek uda się zamrozić. 
A teraz parę dni lenichowania. Zamierzam się traktować jak jajko. No przynajmniej przez pierwsze cztery dni, ale tak czy inaczej szaleć nie będę. Zrobię co mogę by się w końcu udało.

Wczoraj o 19:00 moja koleżanka, która miała in vitro w maju tydzień po mnie, urodziła śliczną córeczkę. Niech im będzie teraz dobrze w życiu. Niech przepełnia ich miłość do tego dziecka a każdy jej uśmiech łagodzi trudy rodzicielstwa. Życzę im z całego serca wszystkiego co najlepsze i samych szczęśliwych chwil.  Teraz już mają wszystko.

czwartek, 22 stycznia 2015

P3- 3 doba hodowli maluszków

Wczoraj nie dzwoniłam do kliniki i oni także nie zadzwonili, zatem transfer w sobotę. Postanowiłam zadzwonić dziś do embriologa zapytać jak tam nasze dzieciątka i okazało się, że dalej mamy całą ósemeczkę. Pięć zapowiada się bardzo dobrze, a trzy pozostałe mają dość dużą fragmentację, ale się dzielą. Zadzwonię jeszcze jutro i w sobotę zabiorę dwa maleństwa ze sobą do domku. Jestem spokojna. Nie wiem czy się uda, ale jest o niebo lepiej niż poprzednio. Musimy już myśleć tylko pozytywnie.

A poza tym, jak się chce mieć dobrą ofertę telefoniczną a w salonie nie ma nic ciekawego to polecam wysłać wypowiedzenie. Dziś zadzwonił do mnie konsultant i jednak mogę mieć takie warunki jak dotychczas w tej samej cenie.

środa, 21 stycznia 2015

P3 - USG, punkcja

Piszę rzadziej. Chyba boję się cokolwiek zapeszyć, ale jednak emocje umykają, a chciałabym jednak pamiętać wszystko co przeżywam. 

W piątek w 11dc, 9d stymulacji byłam w klinice na wizycie. Ruch niesamowity, ale o dziwo, chyba drugi raz odkąd tam jeździmy weszliśmy punktualnie. Ale przyzwyczaiłam się do opóźnień, więc nie robiło mi to różnicy, choć miłe to było zaskoczenie. Usg trochę mniej pozytywne. W lewym jajniku pęcherzyki 21, 17, 17, 15, 15, 13, 12mm w prawym jeden 13mm. Miałam nadzieję, że będzie więcej, bo przecież nie w każdym muszą być komórki. Zapytałam lekarza ile przewiduje komórek? Odpowiedział 6-7 głównie z lewego jajnika. Nie bardzo chciałam uwierzyć, ale i tak więcej zrobić się nie dało. Punkcja w poniedziałek o 9:30. W sobotę 17.01 rano jeszcze leki jak dotychczas i o 22:30 ovitrelle. Cała stymulacja trwała zatem 10 dni. Była to trzecia

wtorek, 13 stycznia 2015

P3 6d stymulacji

12.01.15 - 7dc 175j Puregonu, 1/2amp. Gonapeptylu

Trzecie podejście, trzecia stymulacja. Na szczęście efekty są przyzwoite. Na lewym jajniku 8 pęcherzyków 7 po ok. 9mm i jeden 12mm - z tego chyba będzie torbiel :( . Prawy jajnik słabszy, ale coś tam rośnie. były chyba 3 pęcherzyki po ok. 7mm. Puregon i Gonapeptyl bez zmian, ale od 8dc dodajemy Menopur w dawce 75j, czyli już 3 zastrzyki. Mam nadzieję, że jeszcze kilka podrośnie i przede wszystkim, że pęcherzyki nie są puste. 
M. będzie miał biopsję. Liczymy na to, że może gdzieś w środku, w jądrach będzie więcej prawidłowych plemników. Z racji tego, że teraz możemy zapłodnić wszystkie uzyskane komórki, każdy jeden dobry plemnik jest na wagę złota. Kolejna wizyta w piątek i wtedy dowiemy się co i jak, kiedy punkcja i biopsja. Nie zapytałam tylko czy mimo biopsji, transfer będzie w tym cyklu. Mam nadzieję, że tak, ale nie wiem jak to technicznie będzie rozwiązane. Boję się myśleć pozytywnie, ale wierzę, że może się udać. Cudem, ale może. Chciałabym, żebyśmy mieli trochę więcej zarodków niż poprzednio. Może udałoby się nawet zamrozić... Oby to nie były marzenia ściętej głowy.

Po lekach ogólnie czuję się dobrze. Mam kilka siniaków na brzuchu, ale nie jest źle. Może zaraz po zastrzykach trochę kręci mi się w głowie i mam mdłości, ale staram się to jeszcze przesypiać i jak wstaję godzinę później już jest dobrze. Jestem w stanie znieść wszystko, byleby tylko w końcu nam się udało. Najgorsza jest ta niewiadoma,czy kiedykolwiek będziemy mieć dziecko. Niektórzy myślą już o drugim, a zaczęli się starać dużo później niż my, a my dalej walczymy o pierwsze. 

Nie pomaga też ciągła nagonka na in vitro ze strony kościoła. Absolutnie tego nie rozumiem i sama nie wiem co o tym myśleć. Chciałabym wierzyć, że Bóg jest miłosierny i że to dzięki Niemu mamy też szansę na in vitro. Przecież, gdyby nie Jego wola, gdyby in vitro było czymś tak złym to mimo wszystko nie rodziłyby się dzięki tej metodzie dzieci, a jednak. Uważam, że dzięki temu, dzięki rozwojowi nauki i medycyny Bóg daje nam szansę na przetrwanie i bycie szczęśliwymi. Poza tym niestety czasem i dwadzieścia zabiegów in vitro nie pomoże. Natomiast każda wypowiedź kleru jednoznacznie uznaje in vitro za dzieło szatana, za coś złego, za zabawę w Boga... Gdyby tylko bardziej zagłębili się w temat, gdyby poznali ludzi, którzy przez to przechodzą może ich podejście nie byłoby tak radykalne. Poza tym dlaczego z tej iście szatańskiej metody powstają owoce miłości dwojga ludzi, stworzone na podobieństwo Boga? Może źle to rozumiem, może nie chcę tego zrozumieć, ale chcę wierzyć w Boga dobrego. Kto ustala ramy tego co jest darem od Boga a co już dziełem szatana. Przecież za kilka stuleci rozwój nauki i medycyny będzie na takim poziomie, o którym teraz możemy pomarzyć. Może kiedyś wyleczy się raka, AIDS, będzie lek na HIV. Jeszcze do niedawna jako największe zło tego świata uznawane były przeszczepy narządów. Teraz to norma. Osobiście uważam, że ludzie muszą dorosnąć do pewnych rzeczy, lub znaleźć się w tak trudnej sytuacji. Wtedy życie weryfikuje ich poglądy. Ja będę podążać swoją drogą, będę dobrym człowiekiem. Chciałabym ochrzcić dzieci, ale nie będę ukrywać tego, że mamy je przy pomocy in vitro (jeśli się nam kiedyś uda oczywiście). 
Nie mogłabym również żałować, że zdecydowałam się na taką metodę, bo jeśli nam się uda oznaczałoby to, że żałuję że mam dziecko, a tego nigdy w życiu bym nie zrobiła.







piątek, 9 stycznia 2015

Kolejny spadek na sinusoidzie P3

Jak to jest, że jak sobie już wszystko poukładam, zbiorę siły i odzyskam nadzieję i wiarę w to, że może się nam udać to zawsze dzieje się COŚ co brutalnie i bardzo boleśnie sprowadza mnie na ziemię ... albo i 500m poniżej? Jak się znów z tego wygrzebać? Czy mam na to tyle sił?

Wczoraj 08.01.15 - 3dc

Jakoś udało mi się dobrze wyliczyć długość cyklu. Mieliśmy iść w 2dc, ale ze względu na to, że była to środa i mój lekarz nie przyjmuje, to pojechaliśmy w 3dc. Udało mi się umówić M. na badanie nasienia w tym samym czasie, więc super, dwie pieczenie na jednym ogniu. Jeszcze przed wizytą mieliśmy wynik... Pojedyncze plemniki o nieprawidłowej budowie. Nawet lekarz był w szoku. Jakim cudem? Przecież było leczenie, nic złego się nie wydarzyło, nie ma stresów, ciężkiej pracy w niesprzyjających warunkach, choroby. Ok może wypił w święta i sylwestra, no ale bez przesady... Żeby nie było w ogóle plemników?! Och przepraszam... są pojedyncze...nieprawidłowe.

Lekarz podjął decyzję o rozpoczęciu stymulacji - puregon 175j + od sb. (10.01.15 - 5dc) gonapeptyl 1/2 ampułki, a dalszy plan działania będzie zależał od tego czy wyniki M. się poprawią czy nie. 
  1. Jeśli w dniu punkcji parametry nasienia będą dobre, to zapładniamy wszystkie komórki. 
  1. Jeśli w dniu punkcji nasienie nie będzie nadawało się do zapłodnienia, to mrozimy oocyty i robimy biopsję jąder. Wtedy przesunie się transfer i prawdopodobnie będzie trzeba powtarzać screatching.

Teoretycznie w programie nie można mrozić oocytów, ale to co mamy zrobić? Ufam lekarzowi i wiem, że coś wymyśli, żeby było dobrze. Nie zmienia to jednak faktu, że nie wierzę w to, że się uda. Cała moja nadzieja, którą miałam jeszcze dobę temu prysła. Ot tak. Chcę doprowadzić tę kwestię do końca i tyle. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo i wcale tego nie oczekiwałam, ale miałam jednak nadzieję, że nam się w końcu uda, że już tyle przeszliśmy, tyle czekamy, a tu dalej nic. 

Najgorsze, że nie wiem co dalej. Miałam plan, że nawet jakby się teraz nie udało, to we wrześniu przenosimy się do Warszawy i podchodzimy komercyjnie, ale teraz nie wiadomo nawet czy będzie sens, skoro jest taki problem z nasieniem. Może trzeba będzie pomyśleć o adopcji prenatalnej? Może in vitro z nasieniem dawcy? Nie wiem.. Mam straszny mętlik. Jak sobie już poukładałam co nieco to znów wszystko rozsypało się jak domek z kart. 

Wiem, że jestem silna, ale ileż można. Najpierw 20 lat mieszkania pod jednym dachem ze znerwicowaną matką i ojcem alkoholikiem, którego nie obchodziło czy jest trzecia w nocy czy szósta nad ranem, każda godzina była dobra na awanturę. Potem zapieprz, żeby się utrzymać czyli studia dzienne i praca po 200h/msc. A teraz walka z wiatrakami. Wierzę, że mamy jakiś cień szansy na powodzenie. Inaczej rzuciłabym to wszystko w cholerę. 

Ale biorąc pod uwagę to, że muszę mieć plan na życie, to aktualny wygląda tak: jak skończymy procedurę, rozpoczynam intensywne poszukiwania pracy i przy okazji muszę zrobić mocną powtórkę z angielskiego. Wakacje we Włoszech. Potrzebuję muzyki, słońca, radości życia i dobrego jedzenia! Jak tak myślałam o tych wakacjach, to zrodził mi się w głowie szatański plan... A jakby tam zostać na jakiś czas? Może znalazłabym gdzieś pracę, jakieś małe lokum. Taka przygoda. Może w końcu wróciłabym do siebie. Jeszcze pamiętam tę wesołą, pełną życia, energii, spontaniczności i artyzmu dziewczynę, która wierzyła, że jest w stanie osiągnąć wszystko. Zaginęła gdzieś w pierwszym roku starań o swój mały cud. Teraz jestem całkowitym przeciwieństwem, choć w towarzystwie trzymam gardę. Dziś życie przelatuje mi przez palce, spędzam je na czekaniu i dążeniu do jednego celu. Nie mam już miłości do świata i ludzi, w sercu jest luka. Miałam nadzieję, że wszystko to wróci, kiedy zostanę matką, że będziemy razem zwiedzać świat i smakować życie. Ja na nowo, a nasz mały cud po raz pierwszy. 

Ale cóż.. zobaczymy co przyniesie los. Plan jest, zobaczymy czy cokolwiek z niego zostanie.