piątek, 9 stycznia 2015

Kolejny spadek na sinusoidzie P3

Jak to jest, że jak sobie już wszystko poukładam, zbiorę siły i odzyskam nadzieję i wiarę w to, że może się nam udać to zawsze dzieje się COŚ co brutalnie i bardzo boleśnie sprowadza mnie na ziemię ... albo i 500m poniżej? Jak się znów z tego wygrzebać? Czy mam na to tyle sił?

Wczoraj 08.01.15 - 3dc

Jakoś udało mi się dobrze wyliczyć długość cyklu. Mieliśmy iść w 2dc, ale ze względu na to, że była to środa i mój lekarz nie przyjmuje, to pojechaliśmy w 3dc. Udało mi się umówić M. na badanie nasienia w tym samym czasie, więc super, dwie pieczenie na jednym ogniu. Jeszcze przed wizytą mieliśmy wynik... Pojedyncze plemniki o nieprawidłowej budowie. Nawet lekarz był w szoku. Jakim cudem? Przecież było leczenie, nic złego się nie wydarzyło, nie ma stresów, ciężkiej pracy w niesprzyjających warunkach, choroby. Ok może wypił w święta i sylwestra, no ale bez przesady... Żeby nie było w ogóle plemników?! Och przepraszam... są pojedyncze...nieprawidłowe.

Lekarz podjął decyzję o rozpoczęciu stymulacji - puregon 175j + od sb. (10.01.15 - 5dc) gonapeptyl 1/2 ampułki, a dalszy plan działania będzie zależał od tego czy wyniki M. się poprawią czy nie. 
  1. Jeśli w dniu punkcji parametry nasienia będą dobre, to zapładniamy wszystkie komórki. 
  1. Jeśli w dniu punkcji nasienie nie będzie nadawało się do zapłodnienia, to mrozimy oocyty i robimy biopsję jąder. Wtedy przesunie się transfer i prawdopodobnie będzie trzeba powtarzać screatching.

Teoretycznie w programie nie można mrozić oocytów, ale to co mamy zrobić? Ufam lekarzowi i wiem, że coś wymyśli, żeby było dobrze. Nie zmienia to jednak faktu, że nie wierzę w to, że się uda. Cała moja nadzieja, którą miałam jeszcze dobę temu prysła. Ot tak. Chcę doprowadzić tę kwestię do końca i tyle. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo i wcale tego nie oczekiwałam, ale miałam jednak nadzieję, że nam się w końcu uda, że już tyle przeszliśmy, tyle czekamy, a tu dalej nic. 

Najgorsze, że nie wiem co dalej. Miałam plan, że nawet jakby się teraz nie udało, to we wrześniu przenosimy się do Warszawy i podchodzimy komercyjnie, ale teraz nie wiadomo nawet czy będzie sens, skoro jest taki problem z nasieniem. Może trzeba będzie pomyśleć o adopcji prenatalnej? Może in vitro z nasieniem dawcy? Nie wiem.. Mam straszny mętlik. Jak sobie już poukładałam co nieco to znów wszystko rozsypało się jak domek z kart. 

Wiem, że jestem silna, ale ileż można. Najpierw 20 lat mieszkania pod jednym dachem ze znerwicowaną matką i ojcem alkoholikiem, którego nie obchodziło czy jest trzecia w nocy czy szósta nad ranem, każda godzina była dobra na awanturę. Potem zapieprz, żeby się utrzymać czyli studia dzienne i praca po 200h/msc. A teraz walka z wiatrakami. Wierzę, że mamy jakiś cień szansy na powodzenie. Inaczej rzuciłabym to wszystko w cholerę. 

Ale biorąc pod uwagę to, że muszę mieć plan na życie, to aktualny wygląda tak: jak skończymy procedurę, rozpoczynam intensywne poszukiwania pracy i przy okazji muszę zrobić mocną powtórkę z angielskiego. Wakacje we Włoszech. Potrzebuję muzyki, słońca, radości życia i dobrego jedzenia! Jak tak myślałam o tych wakacjach, to zrodził mi się w głowie szatański plan... A jakby tam zostać na jakiś czas? Może znalazłabym gdzieś pracę, jakieś małe lokum. Taka przygoda. Może w końcu wróciłabym do siebie. Jeszcze pamiętam tę wesołą, pełną życia, energii, spontaniczności i artyzmu dziewczynę, która wierzyła, że jest w stanie osiągnąć wszystko. Zaginęła gdzieś w pierwszym roku starań o swój mały cud. Teraz jestem całkowitym przeciwieństwem, choć w towarzystwie trzymam gardę. Dziś życie przelatuje mi przez palce, spędzam je na czekaniu i dążeniu do jednego celu. Nie mam już miłości do świata i ludzi, w sercu jest luka. Miałam nadzieję, że wszystko to wróci, kiedy zostanę matką, że będziemy razem zwiedzać świat i smakować życie. Ja na nowo, a nasz mały cud po raz pierwszy. 

Ale cóż.. zobaczymy co przyniesie los. Plan jest, zobaczymy czy cokolwiek z niego zostanie.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz co myślisz