wtorek, 13 stycznia 2015

P3 6d stymulacji

12.01.15 - 7dc 175j Puregonu, 1/2amp. Gonapeptylu

Trzecie podejście, trzecia stymulacja. Na szczęście efekty są przyzwoite. Na lewym jajniku 8 pęcherzyków 7 po ok. 9mm i jeden 12mm - z tego chyba będzie torbiel :( . Prawy jajnik słabszy, ale coś tam rośnie. były chyba 3 pęcherzyki po ok. 7mm. Puregon i Gonapeptyl bez zmian, ale od 8dc dodajemy Menopur w dawce 75j, czyli już 3 zastrzyki. Mam nadzieję, że jeszcze kilka podrośnie i przede wszystkim, że pęcherzyki nie są puste. 
M. będzie miał biopsję. Liczymy na to, że może gdzieś w środku, w jądrach będzie więcej prawidłowych plemników. Z racji tego, że teraz możemy zapłodnić wszystkie uzyskane komórki, każdy jeden dobry plemnik jest na wagę złota. Kolejna wizyta w piątek i wtedy dowiemy się co i jak, kiedy punkcja i biopsja. Nie zapytałam tylko czy mimo biopsji, transfer będzie w tym cyklu. Mam nadzieję, że tak, ale nie wiem jak to technicznie będzie rozwiązane. Boję się myśleć pozytywnie, ale wierzę, że może się udać. Cudem, ale może. Chciałabym, żebyśmy mieli trochę więcej zarodków niż poprzednio. Może udałoby się nawet zamrozić... Oby to nie były marzenia ściętej głowy.

Po lekach ogólnie czuję się dobrze. Mam kilka siniaków na brzuchu, ale nie jest źle. Może zaraz po zastrzykach trochę kręci mi się w głowie i mam mdłości, ale staram się to jeszcze przesypiać i jak wstaję godzinę później już jest dobrze. Jestem w stanie znieść wszystko, byleby tylko w końcu nam się udało. Najgorsza jest ta niewiadoma,czy kiedykolwiek będziemy mieć dziecko. Niektórzy myślą już o drugim, a zaczęli się starać dużo później niż my, a my dalej walczymy o pierwsze. 

Nie pomaga też ciągła nagonka na in vitro ze strony kościoła. Absolutnie tego nie rozumiem i sama nie wiem co o tym myśleć. Chciałabym wierzyć, że Bóg jest miłosierny i że to dzięki Niemu mamy też szansę na in vitro. Przecież, gdyby nie Jego wola, gdyby in vitro było czymś tak złym to mimo wszystko nie rodziłyby się dzięki tej metodzie dzieci, a jednak. Uważam, że dzięki temu, dzięki rozwojowi nauki i medycyny Bóg daje nam szansę na przetrwanie i bycie szczęśliwymi. Poza tym niestety czasem i dwadzieścia zabiegów in vitro nie pomoże. Natomiast każda wypowiedź kleru jednoznacznie uznaje in vitro za dzieło szatana, za coś złego, za zabawę w Boga... Gdyby tylko bardziej zagłębili się w temat, gdyby poznali ludzi, którzy przez to przechodzą może ich podejście nie byłoby tak radykalne. Poza tym dlaczego z tej iście szatańskiej metody powstają owoce miłości dwojga ludzi, stworzone na podobieństwo Boga? Może źle to rozumiem, może nie chcę tego zrozumieć, ale chcę wierzyć w Boga dobrego. Kto ustala ramy tego co jest darem od Boga a co już dziełem szatana. Przecież za kilka stuleci rozwój nauki i medycyny będzie na takim poziomie, o którym teraz możemy pomarzyć. Może kiedyś wyleczy się raka, AIDS, będzie lek na HIV. Jeszcze do niedawna jako największe zło tego świata uznawane były przeszczepy narządów. Teraz to norma. Osobiście uważam, że ludzie muszą dorosnąć do pewnych rzeczy, lub znaleźć się w tak trudnej sytuacji. Wtedy życie weryfikuje ich poglądy. Ja będę podążać swoją drogą, będę dobrym człowiekiem. Chciałabym ochrzcić dzieci, ale nie będę ukrywać tego, że mamy je przy pomocy in vitro (jeśli się nam kiedyś uda oczywiście). 
Nie mogłabym również żałować, że zdecydowałam się na taką metodę, bo jeśli nam się uda oznaczałoby to, że żałuję że mam dziecko, a tego nigdy w życiu bym nie zrobiła.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz co myślisz