środa, 21 stycznia 2015

P3 - USG, punkcja

Piszę rzadziej. Chyba boję się cokolwiek zapeszyć, ale jednak emocje umykają, a chciałabym jednak pamiętać wszystko co przeżywam. 

W piątek w 11dc, 9d stymulacji byłam w klinice na wizycie. Ruch niesamowity, ale o dziwo, chyba drugi raz odkąd tam jeździmy weszliśmy punktualnie. Ale przyzwyczaiłam się do opóźnień, więc nie robiło mi to różnicy, choć miłe to było zaskoczenie. Usg trochę mniej pozytywne. W lewym jajniku pęcherzyki 21, 17, 17, 15, 15, 13, 12mm w prawym jeden 13mm. Miałam nadzieję, że będzie więcej, bo przecież nie w każdym muszą być komórki. Zapytałam lekarza ile przewiduje komórek? Odpowiedział 6-7 głównie z lewego jajnika. Nie bardzo chciałam uwierzyć, ale i tak więcej zrobić się nie dało. Punkcja w poniedziałek o 9:30. W sobotę 17.01 rano jeszcze leki jak dotychczas i o 22:30 ovitrelle. Cała stymulacja trwała zatem 10 dni. Była to trzecia
i najdłuższa stymulacja. W niedzielę antybiotyk i lekkie jedzenie. Ustaliliśmy, że zapłodnienie odbędzie się metodą IMSI, że zapładniamy wszystkie komórki i do tego jeśli uzyskamy więcej niż dwa zarodki, to obserwacja metodą Primo Vision. Ale co z nasieniem?? Ustaliliśmy trzy warianty działania. W poniedziałek rano od razu mąż oddaje nasienie i laboranci sprawdzają czy są plemniki, jeśli są to super problem rozwiązany, jeśli nie to wykonujemy biopsję cienkoigłową i szukamy plemników. Jeśli są to zapładniamy komórki, jeśli nie ma, to mrozimy oocyty... I tu zrodził się mały problem, bo w programie mrozić oocytów nie wolno. Ale dla naszego lekarza to nie jest przeszkoda. Jest to człowiek z kasą, jest szefem tej kliniki i już dawno zauważyłam, że on nie uznaje słów, że się nie da lub że czegoś nie można. Zawsze znajdzie sposób i dziękuję mu za to.


W poniedziałek rano pojechaliśmy na punkcję. Nie wiedzieliśmy czy mąż będzie musiał mieć biopsję czy nie, ale mimo to wzięliśmy auto. Ja zwykle bardzo dobrze się czułam po znieczuleniu więc powolutku byśmy dojechali do domu. Mąż od razu poszedł oddać nasienie. Mnie później zmierzono ciśnienie i zrobiono wywiad. Udało mi się podejrzeć wyniki z piątku i estradiol 3240 a progesteron 1,01. Takiego estaradiolu to chyba w życiu nie miałam. Próbowano mi także założyć wenflon... Jak ja to lubię... Niestety moje żyły pełne są zrostów i w dodatku są bardzo cienkie. W sumie udało się dopiero za piątym razem już na fotelu do usypiania. Chyba najmniej przyjemna część całego zabiegu, bo jednak męczenie tych moich rąk nie należało do relaksacyjnych czynności, zwłaszcza, że w tym samym czasie doktor wykonywał usg. Oczywiście zapytałam jak to tam wygląda i ile możemy się spodziewać komórek, tudzież ile ładnych pęcherzyków, stwierdził, że 6-7 wygląda bardzo ładnie. Zdążyłam zauważyć, że pęcherzyk z prawego jajnik urósł, ale nie widziałam wymiarów.
Pani anestezjolog dość szybko mnie uśpiła... i tyle. Chyba tuż przed zaśnięciem usłyszałam, że mamy plemniki.. ewentualnie było to w trakcie wybudzania. Tego nie pamiętam, ale usłyszałam i to najważniejsze. Przy wybudzaniu jak to zawsze u mnie bywa od pierwszych sekund pełna świadomość, a co za tym idzie jeszcze oczu nie otworzyłam dobrze i już pytanie ile mamy komórek. I co usłyszałam? 8!!! Łzy mi same poleciały. O S I E M nie mogłam uwierzyć. Skąd?! Przeniesiono mnie na salę i tak leżę i myślę... Czy ja zapytałam o komórki czy o pęcherzyki? No i zonk, ale przyszła pielęgniarka więc od razu pytam czy dobrze zapytałam o komórki.. Na szczęście dobrze. Wiem, że to że pobrano 8 komórek nie oznacza, że wszystkie są dobre i nadają się do zapłodnienia, ale dla mnie to i tak była przełomowa informacja, bo to oznacza, że da się mnie bardziej wystymulować. Poprzednio miałam 3 dobre komórki z 4, ale tylko 2 się zapłodniły, a pierwszym razem z 4 popranych tylko 2 dobre, które się zapłodniły, także słysząc, że mamy 8 pobranych komórek nie posiadałam się ze szczęścia. o punkcji oczywiście szybko doszłam do siebie, poczekałam na zalecenia, rozpiskę leków, wyjęcie wenflonu i mogliśmy jechać do domu odpocząć. 

Leki jakie dostałam:
Lutinus 100mg         1r-1p-1w
Duphaston 10mg      1r-1p-1w
Estrofem                   1r-0p-1w
Encorton 5mg           1r-1/5p-0w

Zalecenia:
Dosalać potrawy
Dużo pić
Jeść dużo nabiału
W razie nasilającego się bólu można wziąć paracetamol
Oszczędzać się

Oczywiście będę się stosować mimo iż mam robić wszystko czego nie lubię, ale czy to ma znaczenie? Absolutnie nie! Nie robię tego dla siebie tylko dla tego maleństwa o które walczymy. Zatem jem słone, dużo mleka, serów, twarogów i się oszczędzam. Brzuch mnie nie boli więc leków brać nie muszę na szczęście. A woda akurat jest u nas na porządku dziennym :)
Poza tym biorę Calcium 1x1, Kalmsy na noc 3x1, Prenatal pro baby 1x1 (wcześniej brałam inofolic, ale teraz lekarz to zalecił też dla m.), femibion natal1, folik 2x1 i może włączę magnez z B6.

Dziś mogłam już zadzwonić do embriologa i zapytać ile było dobrych komórek i ile udało się zapłodnić. Dzwoniłam z duszą na ramieniu, ale i ogromną nadzieją, że mamy choć pięć zapłodnionych komórek. O informacji jaką dostałam, nie mogłam nawet śnić. Mamy 8 zapłodnionych komórek! Prawie się popłakałam kobitce do słuchawki. Niesamowite. Nie spodziewałam się tego pamiętając poprzednie procedury. Może to jednak ten inofolic tak zadziałał, że komórki były dobrej jakości? Może siła wyższa? Nie wiem, ale dziękuję z całego serca. Zwłaszcza za bonusik w postaci jednej dodatkowej komóreczki. Wszystkie zapłodnione komórki mają przedjądrza, które świadczą o tym, że powinny zacząć się dzielić. Jak? To się okaże w kolejnych dobach. Jeszcze nie wiem kiedy transfer.  W czwartek lub sobotę, ale decyzja należy do lekarza. Jeśli pielęgniarka jutro nie zadzwoni, że transfer w czwartek, to w czwartek znów zadzwonię do embriologa zapytać jak się mają moje dzieciątka. 

Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że całe to podejście nie musi zakończyć się pozytywnym efektem w postaci ciąży, ale jestem bliżej tego momentu niż kiedykolwiek w życiu. Wiem, że upadek znów może być bolesny, ale chcę wierzyć, że w końcu nadeszła nasza chwila. 
W piątek 23.01 przyjdzie na świat córeczka mojej znajomej, która miała pierwszą procedurę in vitro w tej samej klinice co my, także w maju tylko tydzień później. Mam nadzieję, że i ja doczekam tego cudu.












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz co myślisz