sobota, 28 lutego 2015

Bioenergoterapeuta

Tak, tak. Byliśmy. nie byłam sceptycznie nastawiona, ale nie jestem też entuzjastką takich spotkań. Nie mniej jak to mówią - tonący brzytwy się chwyta - także z braku już jakichkolwiek pomysłów udaliśmy się do znachora. Absolutnie nie jestem zawiedziona wizytą, choć fajerwerków także nie było. 

Czego nie powiedziałam, a co wiedział:
  • byłam u wróżki (wcześniej ostawiał innego bioenergoterapeutę)
  • choruję na tarczycę, mam niedoczynność i biorę euthyrox
  • nie mogę zajść w ciążę
Okazało się że mam zmienioną polaryzację i biegunowość z żeńskiej na męską. To w sumie wiedziałam. Ustawił tak jak powinno być. Śluz za gęsty, a jajko nie wydziela zapachu dla plemników. Tego nie wiem, nie sprawdzałam. Ponadto dostałam cała kartkę ziół. Pić 3x dziennie. 

U męża też coś podziałał, powiedział, że spróbuje poprawić nasienie, że się da, pytał o jądra, czy było usg, operacja itp. No zgadza się. Żeby nie było mi smutno ukochany także dostał coś do łykania. Jakieś chińskie kulki i do tego do ssania coś homeopatycznego. 
Póki co nie będzie tego brał. W marcu chcemy jechać po nasze śnieżynki, także jak zioła pić będę, wrócę do inofolicu, witamin itd. Choć nie ukrywam, że dobrze mi ta przerwa zrobiła. Przed transferem pójdę raz jeszcze do Pana Czarodzieja i jeśli stanie się Nasz cud, to będę najszczęśliwsza na świecie i wizyty będziemy kontynuować. Jeśli zgaśnie i ta świeczka, to żądam przerwy od in vitro. Przynajmniej rok. ALE.. żeby nie był to czas stracony, spróbujemy metod Pana BIOENERGO. Rok czasu to dużo i jeśli zobaczymy jakikolwiek wzrost ilości plemników w nasieniu to będę najszczęśliwszą kobietą na świecie. Bo niestety prawda jest taka, że od ponad dwóch lat lecimy w dół na łeb na szyję. Może przez ten rok stanie się cud? Może to będzie nasza droga? Skoro medycyna czasem jest bezsilna i nie znajduje przyczyny to może jakaś siła wyższa zadziała? Wizyty nie są bardzo drogie (80zł/os), zwłaszcza, że będzie to głównie leczenie męża, ja się pewnie od czasu do czasu będę pojawiać. Wiem, że są osoby, którym się udało. Nie spotkałam ich, nie wiem z jakimi wynikami zaczynali, ale wiem że doczekali się upragnionych dzieci. Już nie przekreślam żadnej z dróg. 

A co jeśli się nie uda?
Wtedy, jeśli będziemy mieli odpowiednie środki ponownie poszukamy dobrej kliniki i podejdziemy do kolejnego in vitro. Nie poddam się tak łatwo. Wierzę, że urodzę nasze dzieci. 

Także moje piękne CV musi poczekać jeszcze na właściwy moment. Ja ten kolejny miesiąc muszę jakoś dobrze spożytkować. Powtórzę angielski, rosyjski, odświeżę wiedzę z obszarów w których chcę szukać pracy. Przeczytam książki o motywacji i zarządzaniu żeby w razie potrzeby móc z impetem wejść na rynek pracy i znaleźć taką, która pozwoli mi na kolejne podejścia do in vitro i dalszą walkę o nasze szczęście. Jako osoba o dość ścisłym umyśle, muszę mieć podstawowy plan. Pewnie ulegnie on modyfikacjom, ale mam punkt wyjścia, który, mam nadzieję, nie pozwoli mi popaść w depresję i pozostać w zawieszeniu.


środa, 25 lutego 2015

Powoli wychodzę na prostą

Kocham te sny. Mogłabym spać i śnić. Zwłaszcza jeśli póki co tylko tam mogę spotkać się z moimi dziećmi. Teraz byliście we dwoje. Ty córeczko i Twój brat. Blondynek jak tata. Byliście już starsi. To niesamowite, pewnie podświadomość płata mi figle, ale do tej pory czuję ciepło Twych małych dłoni Synku. Przytuliłeś mnie mocno, a ja marzyłam żeby ta chwila trwała wiecznie. Ubieraliśmy bluzę. Chyba mieliśmy iść na spacer. Jak ja za Wami tęsknię. Dni lecą, uciekają mi przez palce. Staram się zmotywować. Zrobić coś. Wstać z łóżka. To takie trudne. Po prostu mi się nie chce. Nie mam po co. Wy jesteście moim celem w życiu, moją jedyną motywacją. Dla Was żyję. Kocham Was najmocniej na świecie.


Zrobiłam krok na przód. Napisałam CV. Myślę, że jest całkiem niezłe. Zajęło mi to prawie tydzień. Nie jest to imponujący czas, ale niestety wciąż są dni, że nie jestem w stanie zrobić nic oprócz gapienia się w TV. Najważniejsze, że już jest. Pierwszy krok do normalnego życia. Teraz jeszcze list motywacyjny, może szybciej pójdzie. Aplikację zamierzam złożyć do jednej z firm zajmujących się szkoleniami. Potrzebuję ludzi, wyzwań, zajętego czasu. Jest to firma, w której chcę pracować, żadna przypadkowa. Nie chcę więcej przypadków w moim życiu. Nawet jeśli się nie dostanę to nic. Każda firma do której wyślę CV będzie wybrana. Nie chce już bylejakiej pracy. Sztuka dla sztuki już mnie nie interesuje. Chcę żyć po swojemu. Mieć nad tym życiem jakąkolwiek kontrolę, nawet jeśli miałaby być tylko pozorna. Życie od wizyty do wizyty, od in vitro do in vitro, od usg do punkcji, od punkcji to transferu, od transferu do testu już wystarczająco mnie wymęczyło. Teraz chcę żyć po swojemu, a w między czasie pojedziemy po nasze mrozaczki i będziemy odkładać pieniążki na ewentualne kolejne podejścia. Nie poddam się tak łatwo. Odkąd pamiętam mam pod górkę... a to ojciec alkoholik, a to matka z nerwicą, a to praca jak z obozu i teraz TO. 
Mąż mi się udał jedynie. Jest kochany. Nie wiem, czy jest druga osoba na świecie, która by tak o mnie dbała. Jest też jedyną osobą na świecie, która potrafi mnie doprowadzić do furii, ale też jako jedyny potrafi mnie rozśmieszyć, rozładować. 
 Mam nadzieję, że kiedyś w końcu stworzymy szczęśliwą pełną rodzinę. Wiem, że będzie cudownym ojcem.

niedziela, 15 lutego 2015

Córeczka

Miałam piękny sen. 
Śniłaś mi się Córeczko. Byłaś najpiękniejsza na świecie. Zdrowa, malutka z włosami ciemnymi jak moje, oliwkową cerą. Nie chciałam Cię wypuścić z rąk. Mogłabym z Tobą spędzić całe moje życie. Byliśmy w domu, chyba był to dzień Twoich chrzcin, bo było dużo ludzi. Czułam jak miłość i duma rozpierają mnie od środka. Wiedziałam, że jesteś moja. Wiedziałam, że wychowam Cię na wspaniałą osobę. Nikomu nie pozwoliłabym Cię skrzywdzić. Kocham Cię najmocniej na świecie. Czekam na Ciebie. Jeszcze się nie poddałam. Będę walczyć. Czekam chwili kiedy się spotkamy.

Twoja Mama

piątek, 6 lutego 2015

3dc - 32 cykl starań

Pierwszy dzień cyklu po nieudanym transferze jest ciężki. Krwawienie bardzo mocne, silne bóle brzucha, pleców, ogromna migrena i mdłości. Dziś jest już lepiej... fizycznie lepiej. Psychicznie? Cóż... . Zdarza mi się uronić łzę na reklamie z dzieckiem, na słowie mama, na filmie z kobietą w ciąży. Serce boli. Wiem, że jak czegoś nie zrobię, to skończy się to depresją, ale nie bardzo mogę sobie na to pozwolić. W końcu ślad po leczeniu zostanie, a do ewentualnej adopcji chyba nie byłoby to wskazane. 

Czuję się oszukana, okradziona z doświadczeń, emocji, szansy posiadania biologicznego dziecka, cudu narodzin, pierwszego krzyku, uśmiechu, kopniaka, karmienia piersią. Ktoś dał wlał w moje serce potrzebę rodzicielstwa, macierzyństwa i brutalnie mi odbiera szansę na bycie mamą. Boli jak cholera.

niedziela, 1 lutego 2015

P3 - 8dpt happy endu nie będzie

Cóż... Jest tak jak się spodziewałam. W sumie liczyłam na cud, ale jak widać mnie one się nie należą. Jest mi strasznie przykro, bo przecież tym razem było wszystko super, jak należy. 2 piękne zarodki w piątej dobie, screatching, imsi, primo vision... Ale widać widać nic nie zagwarantuje nam szczęścia. 

Zostały jeszcze trzy mrozaczki, po które na pewno pojedziemy, ale nie wiem czy na tym nie będzie koniec przygody z in vitro. Serce mi pęka, ale ileż można. Z każdym kolejnym transferem moja nadzieja na dziecko jest mniejsza. Nie wiem czy możemy coś jeszcze zrobić... Poza tym mąż niestety też nie daje mi wsparcia. Zachowuje się jakby etap ooczekiwania już go niedotyczył. On zrobił swoje, oddał nasienie, a teraz kobieto to jest twoja działka. Już chyba nie będę walczyć z wiatrakami.