czwartek, 31 grudnia 2015

32t6d i 2300g Cudu

I mamy 2300g szczęścia, które fiknęło główką w dół. Jestem bardzo szczęśliwa. Oby tak dobrze było już do końca. Już tak nie dużo nam zostało. Kolejna wizyta 18.01. Wtedy też musimy jechać do szpitala się zarejestrować ze skierowaniem na cc. Później pewnie jeszcze jedna wizyta i tyle. Spotkamy się z syneczkiem. Tyle czekania, tyle walki, strachu a to już tak blisko, jeszcze tylko kilka tygodni. Tak ciężko mi w to uwierzyć. Mimo, że zwykle ciąża jest rzeczą abstrakcyjną dla panów to jednak jakoś dalej nie dociera do mnie, że ten falujący brzuch to sprawka naszego synka, który rośnie we mnie i który niedługo będzie już po tej stronie. Mimo, że mam ubranka i większość potrzebnych rzeczy dla małego to trudno mi pojąć, że będę w nie ubierać nasze długo wyczekiwane dziecko. Że będzie spał koło mnie, będę go karmić, przewijać, kąpać. Że będę odpowiedzialna za Nowego Człowieka, którego tak bardzo chciałam powołać do życia. Niesamowite ile się zmieni. Ile teraz przed nami Nowego, na które tak bardzo czekaliśmy.

Jaki był ten rok? Sama nie wiem. Na pewno szczęśliwy, ale i pełen obaw. Nikt nie odszedł z naszych rodzin, a za to pojawiły się nowe fasolki. To wystarczająco dużo szczęścia. Postanowień nie miałam z pewnością, bo ich nie robię. I tak się potem o nich nie pamięta. W życiu chcę być szczęśliwa i dawać szczęście. 
Czego życzyłabym sobie w nadchodzącym roku? Na pewno tego, żeby dni płynęły wolniej. Żebym mogła doceniać i zapamiętać jak najwięcej chwil z naszego wspólnego życia. Życia we troje. Chciałabym być dobrą mamą zdrowego chłopca. Kochającą żoną. Na początek tyle wystarczy. Reszta wyjdzie w praniu. 

Wszystkiego dobrego. Do zobaczenia w Nowym Cudownym 2016 Roku. Niech to będzie magiczny Rok!

wtorek, 22 grudnia 2015

Coraz bliżej Święta

Taaak. Święta za pasem, a u nas hmm sama nie wiem co. Od lat czekałam na święta, które będą szczęśliwe. Gdzie w końcu nie będę płakać przy życzeniach. Takie Święta rodzinne, po mojemu. W tym roku jeszcze to nie będzie TO, ale jest postęp. Jestem szczęśliwa, bo nie jestem sama. 
Ale co do atmosfery świąt.. no cóż. Wiem, że święta to nie porządki, wysprzątany na błysk dom, szaleństwo za prezentami, urobienie się po łokcie podczas przygotowywania wigilijnych potraw, ale jednak. Kuchenna krzątanina, zapachy, ubieranie choinki z tłem najpiękniejszych kolęd tworzą piękny, rodzinny, świąteczny nastrój. U nas w tym roku nie będzie porządku, nie będzie choinki, nie będzie prezentów ani stania w kuchni nad potrawami do nocy. 
Jestem jakaś rozbita. Wczoraj dopiero stanęła ścianka przy schodach, ale bałagan jest dalej i jeszcze trochę będzie. Na choinkę nie mamy miejsca więc szkoda ją w ogóle przynosić. Wigilię spędzimy u moich rodziców, teściowie też będą i pewnie wujek z synami. Myślę, że będzie fajnie, rodzinnie, spokojnie, świątecznie. Bardziej obawiam się o pierwszy DŚ, gdzie przychodzi do teściów rodzina, której nie lubię. Nie szanują siebie, świąt... Najważniejsze, przyjść zjeść i się pokłócić :/ Najbardziej nie lubię w nich ignorancji i hipokryzji. Postaram się trzymać język za zębami, ale zobaczymy jak będzie. Może jestem uprzedzona, ale nie pierwszy raz spędzamy  nimi jakiś dzień świąt i zawsze jest tak samo. Moja rodzina jest daleka od ideału lub nawet normalności, ale w święta się staramy. Siadamy przy stole, spędzamy ten czas razem, nie kłócimy się, nie spieszymy. Po prostu ze sobą jesteśmy.

Za prezentami chodzić nie mam co. Nie nadaję się już. Brzuszek duży nie jest, ale niestety bardzo twardnieje, także skupiam się na odpoczynku. Dobrze, że już prawie wszystko mam dla synka. Mebelków tyko dalej brak, nawet nie są zamówione. Mam nadzieję, że będą dostępne w miarę od ręki po Nowym Roku, no i że ktoś nam się troszkę dorzuci. Teściowie coś się nie kwapią, ale wiem, że mój tata na pewno pomoże. Teściowie... cóż. Kupili jakieś tam ciuszki, koc. Niech będzie, choć wolałabym, żeby się dorzucili do mebli, fotelika, albo porodu. Cokolwiek, a tymczasem moja mama wszystko próbuje ogarnąć i dla mnie i dla siostry. Myślimy o pobraniu krwi pępowinowej -2000zł, poród 1000zł, meble 2000zł, fotelik 400zł... dużo. Moi rodzice w miarę możliwości pomagają. Ja wiem, że u teściów mieszkamy i nie płacimy rachunków ale kurde o ich wnuka walczyliśmy i to jeszcze nie z mojej przyczyny. Za wszystko płaciliśmy sami. Za wizyty, leki, embrioskop, kroplówki. Cała kasa z wesela na to poszła. Oczywiście nie żałuję ani złotówki, tylko miałam nadzieję, że jak w końcu się uda to będziemy mogli liczyć na ich pomoc, no ale jak widać nadzieja matką głupich. 

Do porodu zostało 7tygodni i 2dni. Już tak nie dużo, ale bardzo bym chciała usnąć i obudzić się w lutym, najlepiej z synkiem w ramionach. Dziś śnił mi się poród. Pojechaliśmy nie zabierając toreb z rzeczami. CC robił mój lekarz, trwało chwilkę i w sumie szybko doszłam do siebie, ale jak to w snach bywa najważniejszego nie widać. Synka nie widziałam. Psychika już zaczyna działać, ale wierzę, że będzie dobrze. Za 7tygodni przytulę moje maleństwo, na które tyle czekałam i które już kocham tak bardzo że brak mi tchu.

A tymczasem 
Wesołych, Rodzinnych, Spokojnych Świąt Bożego Narodzenia

piątek, 11 grudnia 2015

30t 1d zostało 8tygodni i 6 dni do porodu.

Ostatni etap przed nami. Mamy trójeczkę z przodu i już wiem, że czwórki nie doczekamy. Termin cc mamy wyznaczony na 11.02 czyli 39tc. Mam nadzieję, że nic wcześniej nie będzie się działo. Wolałabym spokojnie doczekać do terminu. Gdyby jednak, to już zapowiedziałam lekarzowi, że będę do niego dzwonić w nocy o północy. 

Synek rośnie bardzo ładnie. Waży 1600g, dużo się rusza, ale leży poprzecznie miednicowo. Także póki co jest to bezwzględne wskazanie do cięcia cesarskiego. Dobrze, niech tak leży. Widać chce być bliżej serduszka mamusi :) Najważniejsze, że dobrze rośnie, bo ja coś ostatnio nie mam apetytu i przez 3 tygodnie przytyłam niecały kilogram. W brzuszku już mamy 90cm czyli około 16cm do przodu, ale absolutnie mi to nie przeszkadza. Cieszę się każdym dodatkowym centymetrem, bo wiem, że te chwile nie wrócą.
Ogólnie czuję się dobrze, nie puchnę, nie mam większych problemów ze spaniem. Nie boli mnie głowa, nie mam duszności. Czasem pojawi się ból pleców. Jedynie przy dłuższym chodzeniu niestety brzuch zaczyna mi dość dokuczliwie twardnieć. I nie służy nam chodzenie po schodach, bo wtedy twardnienia są dość nieprzyjemne. Ale na tym etapie ciąży to raczej normalne. Więcej odpoczywamy po prostu i jakoś leci. 
Synkowi puszczam muzykę, trochę klasyki i kołysanek, śpiewam, staram się sporo do niego mówić. Brzucha nie głaszczę, ale ręce trzymam.  Mam nadzieję, że faktycznie będzie kojarzył mój i męża głos po urodzeniu. Aaaa i mam nadzieję, że już przyzwyczaił się do szczekania naszego psiurka, żeby w nocy nam się nie budził przez niego. 
Kolejna wizyta za 3 tygodnie czyli 30.12. Ale powinno szybciutko zlecieć, bo w tygodniu mąż będzie stawiał ściankę, w przyszły weekend jedziemy do znajomych, a w kolejnym tygodniu już są święta, a po świętach wiadomo- ciężko dochodzi się do siebie :) I potem już wizyta. Później Sylwester i styczeń. W styczniu idziemy na sesję zdjęciową brzuszka, skręcimy mebelki (jak je w końcu kupimy), zajmę się praniem i prasowaniem. Zleci bardzo szybko. Ale już nie mogę się doczekać :D

Dla maluszka mamy chyba już wszystko z ubranek i kosmetyków. Brakuje nam jeszcze wanienki, mebli i fotelika, ale to w przyszłym tygodniu już kupimy. Chciałam jeszcze taką świecącą podusię do nocnych karmień i mąż stwierdził, że chce położyć tapetę przy łóżeczku i komodzie Małego. Na szczęście sam sobie ją wybrał, więc niech będzie :) 
Mnie brakuje koszul nocnych do karmienia, biustonosza, mini kosmetyków do szpitala, klapek i jakiejś torby, bo przecież w rękach tego nie wezmę :) Chciałam jeszcze chustę do noszenia maluszka kupić, ale to na spokojnie, jak będą pieniążki. 

Dziś jest 11 i mój mąż dalej nie ma wypłaty na koncie, bo UWAGA!!! prezes nie zatwierdził części przelewów, tak po prostu. Zapomniał. Szlag człowieka trafia jak się stara, pracuje, robi wyniki i jeszcze o pieniądze się musi prosić. Mam nadzieję, że po Nowym Roku uda się mu zmienić pracę, w której będzie miał przynajmniej normalną umowę i wypłatę na koncie o czasie. 

Ale w ramach relaksu byliśmy wczoraj w kinie na Listach do M2. Film podobał mi się bardzo, jednak nie był tak świeży jak pierwsza część. Nie mniej jednak, wprowadza świąteczny nastrój, kończy się dość pozytywnie mimo kilku smutnych wątków. Komedia to nie jest, ale jak najbardziej można się zrelaksować.




piątek, 4 grudnia 2015

29+1 Szaleństwo hormonów czy walka o autonomię?

Czekamy na wizytę, i czekamy... Jakoś mi leciało a teraz stanęło. No ale do środy już nie daleko. 
Synuś figluje, jest już coraz silniejszy. Właśnie chyba ma czkawkę :) a Jego ulubioną zabawą w ostatnim czasie jest kopanie mamusi po pęcherzu. Nie powiem, żeby było to przyjemne i bezbolesne, no ale cóż zrobić. Teraz też rozpoczął harce, brzuch mi faluje. Coś cudownego. Dalej ciężko mi uwierzyć w to co się dzieje i że już tak blisko finału. Tak bardzo chciałabym już styczeń :)

Mam jednak sporo obaw związanych z teściową :/ Niby spoko kobieta, ale boję się, że będzie mi tu przychodzić codziennie, że będzie chciała się wtrącać, doradzać. Niby mogę powiedzieć, że nie potrzebuję jej :pomocy: ale wiem że zaraz się obrazi. Teraz też mnie irytuje, trochę za często przychodzi na górę, pyta non stop jak się czuję (wiem, że to niby normalne, ale kuźwa ileż można) i jak mam otwarte okno, to czy mi nie zimno... Jakby było mi zimno to bym zamknęła chyba, prawda? Jestem dorosła i potrafię o siebie zadbać, a skoro okno jest otwarte to znaczy że jest nam ciepło. Ale najbardziej denerwuje mnie jej stwierdzenie, że mam duży brzuch! Nosz kurde, gdzie?! Jestem w 30tc, mam pod sercem małego człowieka, a brzuch jak na końcówkę 7go miesiąca jest mały. Nie wiem czy mnie z kimś porównuje czy co, że tak stwierdza... I pytanie czy mam rozstępy... Moje ciało, moja sprawa. Nie jest moją przyjaciółką, żebym miała jej o takich -dla mnie intymnych- rzeczach mówić. Ja wiem, że to nie powód do złości, ale mój brzuch, moja sprawa i komentarzy sobie nie życzę. Taaa hormony.. Pewnie też. Ale to tymbardziej powinna trzymać język za zębami. Już się nie mogę doczekać aż mąż postawi ściankę i wstawimy sobie normalne drzwi. Jeszcze takie na klucz wybiorę i będę miała spokój :D

Aaa mąż :) Męża mam w końcu magistra prawa :D Nareszcie, trochę dłużej to trwało niż powinno, ale się udało. Cieszę się i jestem z niego dumna. Wiem też, że gdyby nie ja, to by pieprznął tym wszystkim już dawno, bo niestety teściowa absolutnie u niego posłuchu i autorytetu nie miała. Jak wychowała, tak ma. Ja jakbym dorwała mojego 15letniego syna z papierosem to chyba bym nogi z tyłka wyrwała. Gdyby nie ja, to ledwo by liceum skończył, ale oczywiście im się syn udał... Taa jasne. Ale jak to bywa pedagodzy mają największe problemy z własnymi dziećmi. Dlatego teściowa będzie tylko babcią i każdą próbę wtrącenia swoich trzech groszy będę tłumić w zarodku.
Dobra, już daję jej spokój. Muszę się trochę też doprowadzić do ładu, ale bardzo nie lubię jak ktoś narusza moją przestrzeń. 

Z ciążowych cudowności to w sumie nie mam żadnych większych dolegliwości. Czasem pojawi się zgaga, najczęściej po chipsach, więc ich już nie jem. Pojawił się mały kłopot z zasypianiem, ale jak usnę to już w sumie śpię. I dziś od rana mam silny ból pleców z lewej strony. To nie jest fajne, ale mam nadzieję, że przejdzie. Poza tym jest ok. Nie jest mi ciężko. Mały leży tak, że nie mam problemów z oddychaniem, nie biegam sikać co chwilę, także naprawdę nie mam na co narzekać. Oby tylko maluszek rósł zdrowo. Od ostatniej wizyty przytyłam tylko 0,5kg ale myślę, że moja waga nie jest jakąś ważną rzeczą. Nie głodzę się, jem dość zdrowo, choć czasem chrupnę paluszka, czy sięgnę po kawałek czekolady czy ciastka. Bardzo bym chciała wiedzieć ile Synuś waży. Mam nadzieję, że będzie miał ponad 1500g - czyli min. 100g/tydzień. Zobaczymy za 5 dni.

I jeszcze mi smutno... Wczoraj uśpiliśmy chomika :( Biedaczek miał jakiś nowotwór na główce przy oku i to rozdrapywał. Antybiotyk nie pomógł, a pewnie go to bolało, bo drapał cały czas. Już jadł mało.. Niby taki klatkowy zwierz, a człowiek się przywiąże. Bardzo mi przykro, bo wolałabym, żeby sam sobie zdechł w klatce, w spokoju, w śnie ze starości, ale przecież nie mogliśmy pozwolić żeby się męczył i cierpiał.
Dobrze, że mamy jeszcze psiaka do którego mogę się przytulić.

No nic. Czekamy na wizytę. W poniedziałek pojadę na badania, we wtorek coś ugotuję, a w środę już będzie wizyta :) Zleci. 


niedziela, 22 listopada 2015

27+3, pędzimy

Jesteśmy w III trymestrze

 

Kurczę, coś mi tygodnia brakło :D

W środę mieliśmy wizytę i nasz synuś ważył już 1200g!!! Kluseczka kochana. Baaardzo się cieszę, że tak pięknie rośnie. Jest ponad tydzień starszy. Mamy też zaświadczenie o wskazaniu do cc. Także kolejna sprawa z głowy. Jak tylko maluch będzie już odpowiedniej wagi to będziemy rozwiązywać ciążę. Jestem niesamowicie szczęśliwa. Zwłaszcza jak dostaję setki kopniaków w ciągu dnia. Zdarzają się też trochę mniej przyjemne, bo jednak dziecię rośnie w siłę, ale to i tak cudowne uczucie. Nie myślałam, że kiedyś uda nam się tego doświadczyć. Codziennie dziękuję Bogu za ten cud.
Moje badania na szczęście w normie,  test obciążenia glukozą do przeżycia wynik na czczo 71, a po 2h 147. Norma do 153 więc jest ok :)

Już nie mogę się doczekać, aż się zobaczymy. Wydaje mi się, że mały będzie podobny do taty. Wiem, że przy usg to nie można nic w tej kwestii stwierdzić, ale tak sądzę. Kość rzuchwy, nosek, długaśne nogi. Cały tata. Ciekawe jakie będziesz miał oczy. To chyba jedyne co może mieć po mnie, gdyż męża niebieski jednak są rzadkością. Ale szansa na niebieskie też jest :) Jestem Ciebie bardzo ciekawa. Jaki będziesz? Czy będziesz dużo spał, płakał, ładnie jadł. Czy będziesz śmieszkiem czy raczej wstydnisiem. Taka czysta ludzka ciekawość. I tak wszystko to jest mało ważne. Kochamy Cię nad życie i najważniejsze dla nas jest abyś był zdrowy i szczęśliwy. 

Czas chyba najwyższy aby ogarnąć wyprawkę, bo póki co to leży mi sterta wszystkiego pod regałem i już sama nie wiem co mam :) Muszę policzyć rzeczy, ubranka, na pewno dokupić trzeba pieluch. Mebelki będą dopiero przed świętami (jak je w końcu zamówimy), wtedy popiorę wszystko i poukładam. Ale trzeba mieć już to wszystko. 

Z rzeczy na najbliższy czas:
23.11 - badanie TSH i FT4
24.11 - wizyta u Endo
1.12 - obrona pracy mgr męża  - (niech to się już skończy... ileż można studiować)
7.12 - badania: morfologia, mocz
9.12 - wizyta w Krk
15.12 - wizyta w PUP

wtorek, 10 listopada 2015

Kolejna granica przekroczona 25+5

100 dni 


Oczywiście umowne to nasze 100dni, bo cały czas liczę, że rozwiązanie nastąpi między skończonym 37 a 39tc. Już coraz bardziej nie mogę się doczekać spotkania z synkiem. Bardzo chciałabym, żeby już był bezpieczny w moich ramionach. Chciałabym mieć wpływ na to co się dzieje. 

Cieszę się, że przekroczyliśmy kolejną moją granicę. Był 8tc, był 13tc, 20tc i połówkowe, granica przeżywalności, 25tc, 100dni do terminu porodu, teraz czekam na skończony 30tc, święta, 34tc, 36tc i chyba tyle :) Będziemy rodzić :D 

Do wizyty jeszcze tydzień czasu. Jakoś bardzo mi się dłuży ten czas, ale wytrzymam. Mały się rusza, wciąż kopie po pęcherzu z czego jestem zadowolona, bo to znaczy, że jeszcze się nie obrócił :)

Z mniej przyjemnych rzeczy, to troszkę się pochorowaliśmy, tzn. mąż zatoki i antybiotyk, a my na szczęście tylko katar bez zbędnych dodatków. Ale jako że stan odmienny to wziąć nic nie wolno. Daliśmy radę domowymi sposobami, czyli mleko z miodem i czosnkiem (tylko świeży, nie gotowany, nie smażony), herbatka z miodem i cytryną, inhalacje 3x dziennie - rumianek, sól, czosnek i amol lub olbas oil i mój hit - smarowanie nosa i czoła amolem i olbasem. Trochę łez przy tym było, ale nos odetkany i tak mój katar trwał tylko 4 dni a nie tydzień :) Absolutnie bezużyteczny i niedziałający specyfik Prenalen katar.

Pogoda nas nie rozpieszcza, mnie wena troszkę opuściła. Powoli przygotowujemy wyprawkę. Brakuje jeszcze wielu rzeczy i w sumie dość ważnych, jak mebelki czy fotelik, ale to w grudniu dopiero. Mamy już trochę ciuszków, kosmetyków, artykułów higienicznych. Jakoś tym się nie stresuję. Zdążymy :) 

Byliśmy w sobotę na jeszcze jednych warsztatach... Ogólnie jestem rozczarowana, bo tematyka wydawała się być bardzo interesująca a jednak zostało to poprowadzone w sposób schematyczny i tylko z jednego punktu widzenia. Były panie ze szkoły rodzenia Miś Kuleczka, które uważają, że poród jest wyjątkowym i nieobarczonym żadnym ryzykiem przeżyciem i co więcej nie akceptują odmiennego zdania, rodząca jest dla położnej(!) i kilka innych "perełek". Ogólnie nie polecam! Szanujmy swoje zdanie. 
Był też lekarz, który na szczęście odpowiedział mi na pytanie, choć też niechętnie. Rozmowa także była nt. porodu siłami natury a cesarskim cięciem, co bezpieczniejsze i lepsze. I wiem, że przy "planowanym" cięciu ryzyko dla dziecka praktycznie nie istnieje. Dużo większe komplikacje i powikłania mogą dotknąć matkę, ale dla dziecka jest to bezpieczne niemalże w 100%. W przypadku porodu siłami natury chcąc nie chcąc może dojść do powikłań, do sytuacji nieprzewidzianych, niespodziewanych na czym niestety przy obecnej opieszałości lekarzy i położnych najczęściej cierpią dzieci. Dziękuję, ryzykować nie będę. Nawet gdybym miała ponieść duże konsekwencje po cięciu jak np.: usunięcie macicy, to jestem na to gotowa, byleby tylko mój syn był bezpieczny. Więcej zarodków nie mamy, nie mam po co wracać do kliniki, na kolejne in vitro nas nie stać (z resztą przy obecnym rządzie nie wiadomo co będzie), na naturalny cud też nie mamy co liczyć, także, gdyby nawet miało się tak stać, to trudno. Przeżyję. Ale wiem, że nie przeżyję gdyby coś miało się stać małemu. Szkoda, że niektórzy ludzie nie potrafią zrozumieć, że ktoś może mieć inny pogląd. 

Jedyny plus podczas tych warsztatów to, że w końcu wiemy, że do naszego auta pasują dwa foteliki. Jakąś dziwną kanapę mamy, no ale trudno. Ważne, że ten który mamy w planie pasuje. I przy okazji skorzystałyśmy z siostrą z promocji na rzeczy z canpola z serii okołoporodowej. 
Hmm chyba muszę ogarnąć moją listę i podliczyć ile czego już mam, tylko jakoś tak się zebrać nie mogę. Może po wizycie dostanę jakiegoś kopa :)

czwartek, 29 października 2015

24+0 - magiczna granica

Hmm taka nijaka jestem ostatnio. Duży spadek formy zaliczam. Nie wiele mi się chce. Badania niby w normie. Trochę żelazo spadło, ale bez dramatu. Dla ciężarnych dalej norma. Ostatnio kupiłyśmy z siostrą troszkę ubranek w ciucholandzie. Śpioszki welurowe, pajacyki, jeansowe spodenki max 10zł.szt. a udało się kilka dobrych marek znaleźć. Nigdy nie zwracałam na to uwagi, a tu proszę, same wpadły w ręce. Ubranka musimy wszystkie kupić, bo jednak po chrześniaku tych malutkich nie ma, ale to nic. Będę miała trochę radości. Teraz namaczam i piorę zdobycze w normalnym proszku i nawet niektóre super się dobieliły a później podzielimy z siostrą i już w proszku dla maluszka wypierzemy. Naszej mamie nic nie pokazujemy i nie mówimy, bo po co sobie nerwy szarpać.. Ona najchętniej by kupiła wszystko jak ja na porodówce będę :/ Nie wiem skąd u tej kobiety taka wiara w zabobony. Wózek już wujek przywiózł, ale go nie widziałam. Mają go zawieźć do babci. To akurat mi nie przeszkadza, bo u nas i tak miejsca nie ma. Ale w grudniu chcę już mieć złożone mebelki i wziąć się za pranie, prasowanie i układanie rzeczy. Nie wiem jak jej to przetłumaczyć. I tak idę na kompromisy bo zgodziłam się nie składać łóżeczka. Ma to mój tata z teściem zrobić jak będę w szpitalu. No ale ubranek nie mogę trzymać w reklamówkach! Ech... młoda kobieta, ledwo 50tkę skończyła a takich głupot się trzyma. Dobrze, że teściowa ma luźniejsze podejście do tematu. 

Dziś kończymy 24tc. Od tej pory mój synek ma spore szanse na przeżycie poza moim brzuszkiem. Mam nadzieję, że nie będziemy musieli tego sprawdzać. Na szczęście szyjka dłuuuuuga ponad 5cm. I wszystko wygląda dobrze. Twardnienia, no cóż... chyba już tak będzie. Pewnie są to skurcze Braxtona_Hicksa. Nie ważyliśmy teraz małego, ale serce ma jak dzwon więc lekarz jest spokojny. Teraz też mnie boksuje właśnie. Troszkę jestem już obolała od środka a mój pęcherz gdyby mógł mieć siniaki to byłby pewnie już od nich fioletowy, ale to nic. Kocham te kopniaki. Nawet te bolesne. Mały ma już swoje pory aktywności, choć czasem zdarzą mu się spokojniejsze dni. Hmmm no i właśnie złapałam zawiasa... Jakaś taka jak nie ja jestem. Niezdarna, rozkojarzona i mega śpiąca. Ale to i tak niewielkie niedogodności jak za ten Cud który rośnie mi pod serduszkiem. 
Wczoraj np. wylałam pół miski wody z proszkiem i vanishem na podłogę w łazience. Przypadkiem oczywiście. O coś zahaczyłam jak przenosiłam. Raz chciałam schować masło to szafki z kosmetykami w łazience a tonik do twarzy wylądował w lodówce. Przesoliłam hummus. Wcześniej mi sie to nie zdarzało. Aaa i chodzę spać o 22. To to już w ogóle dziwna rzecz. 
Kolejna wizyta za trzy tygodnie czyli 18.11. i badania owiana złą sławą krzywa cukrowa 75g, mocz i toxo. Ciekawe jak mi krew pobiorą przy tej krzywej skoro chyba nie będę mogła dużo wody wypić... Teraz morfologię miałam pobieraną z palca! Chyba pierwszy raz w życiu i co dziwne mam siniaka na opuszku! Nie wiedziałam, że tu też mogą się w ogóle robić siniaki.

A wracając na chwilę jeszcze do mojej mamy, to z racji jej istnienia na tym świecie od pół wieku chcieliśmy zrobić małą rodzinną imprezę - niespodziankę. Kobieta jest zakręcona jak gwint na śrubie, ale i tak trzeba było na rzęsach stanąć żeby się wszystko udało. Wersja dla mamy - kolacja w restauracji. Tylko my, ona, tata i siostra. Wersja prawdziwa impreza w domku na 15osób. Na szczęście wszystko się super udało. Mama niesamowicie była zaskoczona i (o co w jej przypadku nie łatwo) zadowolona. Prezenty też jej się podobały, dostała nowy telefon z bardzo dużym wyświetlaczem (bo przecież zdjęcia wnukom będzie musiała robić), nawigację, serwis kawowy, czajnik, dobre wina i coś tam jeszcze. Wysiłek się opłacił, ale nigdy więcej :)

A dziś jeszcze jedziemy z siostrą na warsztaty Bezpieczny Maluch. Może znów dostaniemy jakiś gadżet, albo coś wygramy?

I wpis miał być krótki, jak to mi ostatnio nastrój siadł, a wyszedł elaborat. 
Aaaa i z dolegliwości ciążowych niestety pojawiły się mega wzdęcia i hemoroidy... Cóż na to pierwsze zioła i ulgix, a drugie póki co doraźnie proctoglyvenol a po porodzie wybiorę się do lekarza. Trzeba z tym zrobić porządek.

wtorek, 20 października 2015

23tc - połówkowe

Nasze 511 gramów szczęścia! W piątek mieliśmy tzw. połówkowe. Obejrzeliśmy bardzo dokładnie naszego synusia. Stópki, nóżki, interesik, brzuszek, serduszko, rączki i główkę. Wszystko jest w normie. Nie ma ryzyka rozszczepu podniebienia, wargi, kręgosłupa ani ryzyka wodogłowia. Serduszko pracuje miarowo 134bmp, ma 4 komory i brak jakichkolwiek nieprawidłowości. Jest pełny żołądek, pęcherz moczowy. Wszystko jak trzeba. Dobre przepływy w naczyniach. Jestem bardzo szczęśliwa. Rośnie jak na drożdżach i wygląda na to, że będzie długi po tatusiu. Stopę nasz maluszek ma już 4cm! Długaśnie nóżki i rączki. W ogóle wydaje mi się, że będzie podobny do męża, ale co tam. Może chociaż będzie miał moje oczy, albo włosy? Kocham go szalenie. Kocham kopniaki, ruchy i nocne harce. Oczywiście chcę żeby został w brzuszku do lutego, ale już nie mogę się doczekać aż będę mogła go przytulić. 

Na razie robię kocyk na szydełku dla siostry i jej synka :D Trochę czytam, choć jakoś średnio mnie to wciąga. A tak, to sobie śpiewamy, spacerujemy, czasem trochę pogotujemy. W weekend mamy imprezę urodzinową mamy więc trzeba trochę poszykować, bo to niespodzianka ma być. 
W czwartek jeszcze muszę do PUPu jechać... Ciekawe co mnie czeka. W końcu muszę powiedzieć, że jestem w ciąży i w sumie nie szukam pracy teraz. Mam nadzieję, że mnie nie wykreślą... ech jaki piękny jest ten kraj. 
Za tydzień we wtorek urodziny siostry w środę wizyta, w czwartek warsztaty Bezpieczny Maluch. Ale mi leci ten październik. Jak listopad tak mignie to przecież grudnia nie zauważę i już będzie trzeba iść do szpitala witać się z syneczkiem. Lekarz znów ostatnio wykazał się humorem i zapytał jak chcę rodzić: naturalnie czy po ludzku (cc) :) Oczywiście moje chcenie już zna i na mój tekst, że jak włożył to mógłby wyjąć, przecież od męża nie mam co dużo wymagać bo się wiele nie przyłożył, to powiedział że postara się przyłożyć już do samego końca. Z resztą jak mały będzie tak rósł to przecież rodzić ponad 4kg bywa już niebezpieczne zwłaszcza dla maluszka. Ja nie mam zamiaru ryzykować. 
Dziś jeszcze dostałam kolejną wspaniałą wiadomość. Moja koleżanka, która też starała się kilka lat o dziecko i przeszła kilka in vitro usłyszała serduszko swojego maleństwa! Cieszę się niesamowicie. 
 
A tym czasem wracam do szydełkowania.

P.S. Nela jeśli czytasz nas jeszcze czasem, to daj znać jak się macie :)

poniedziałek, 12 października 2015

Pierwszy śnieg tej jesieni

A co to?! Wstaję a tu śnieg za oknem. Szok i niedowierzanie. Pierwszy śnieg w tym półroczu. Nie do końca jestem tym zachwycona, bo teraz to już w ogóle nie będę się ruszać z domu. Jak było słonecznie to nie raz się wybrałam na jakiś spacer czy do sklepu, a tak? Nawet pies popadł w depresję i sen zimowy z na tę okazję. Mam nadzieję, że jeszcze wróci kilka słonecznych dni. W końcu mamy dopiero połowę października. Synuś też od rana spokojny. Kilka kopniaczków podarował mamusi dla jej spokoju i chyba śpi dalej. 

Weekend był super. Piątek spędziłam u mamy, a wieczorem byłam u fryzjera. Mała zmiana a cieszy :) W sobotę przyjechali znajomi pomóc m montować kaloryfer, i takim oto sposobem było dwóch facetów na trzy ciężarne :) Nie mieli szans. Pojechaliśmy na pizzę i potem na koncert zespołu męża. Fajnie, miło spędzony czas w gronie znajomych. Podzieliliśmy się też szczęśliwą nowiną. Oby w życiu było więcej takich miłych dni. Bałam się trochę czy małemu nie będzie przeszkadzała głośna muzyka, ale na szczęście przespał cały koncert. 
W sobotę przyjechał też wujek z Warszawy więc niedzielę spędziliśmy z nim. Dostaliśmy prezencki dla synka w postaci pajacyka i dwóch bodów. Super jakość, piękny wzór. Już nie mogę się doczekać aż będę mogła ubrać w to małego. 

W ogóle bardzo mi lecą ostatnie tygodnie. Dopiero co zaczął się październik a tu już połowa. Zaraz będzie listopad i będę zamawiać rzeczy dla synka. Potem grudzień, święta i styczeń. Przywiozą mebelki i będę musiała wyprać i wyprasować ciuszki i co? I koniec. Luty. Będziemy rodzić. Cieszę się, że już mi się nie dłuży tak bardzo, ale teraz to leci ekspresowo. Ale to nic. Listę rzeczy do zgromadzenia mam, także spokojnie. Powolutku odhaczamy co trzeba. 

Ale póki co nie mogę się doczekać piątku i usg 4D. Bardzo się cieszę, że tak szybko będę mogła Cię znowu zobaczyć. Troszkę się martwię czy na pewno wszystko jest dobrze i czy masz zdrowe serduszko, ale wierzę że tak właśnie jest. Kocham Cię synku najmocniej na świecie. 


Pamiętać!
14.10 dentysta
16.10 usg 4D
21.10 okulista?
22.10 PUP
26.10 badania
28.10 wizyta
29.10 warsztaty Bezpieczny Maluch

czwartek, 8 października 2015

21+0 i nasze 410g cudu

I po wizycie :) Chyba już tak bardzo na nie nie czekam odkąd mały się rusza. Harcuje już codziennie. Cudowne uczucie. Kocham go niesamowicie. Synek waży ok 410g więc rośnie jak na drożdżach, co mnie bardzo cieszy. Teraz czekamy na połówkowe 16.10. Chyba to jedyna rzecz, która jeszcze mnie stresuje. Czy na pewno wszystko jest dobrze, czy nie ma żadnych wad serduszka. Ale już za tydzień się dowiemy :D Następna wizyta 28.10 więc za trzy tygodnie. Muszę chyba pomęczyć gina żeby mi szyjkę sprawdził, bo to mi jeszcze trochę nie daje spokoju. Ale wierzę, że wszystko będzie dobrze.
Powoli odstawiamy leki. Luteina zmniejszona to 1 tabletki wieczorem. Duphaston do 1 tabletki rano i jak się leki skończą to tyle. Czyli luteina jeszcze ok. 10 dni, dupek 40 bo mi rodzinny wypisał dwa opakowania. Ale to nic. Wybiorę. Nie zaszkodzi.

Wyniki mam dobre TSH 1,2 także super. Waga trochę nabrała tempa i teraz nie wiem czy to tak dobrze... 3kg w 3 tygodnie to chyba sporo. No ale nic. Dopiero 3,5kg na plusie więc nie ma się co martwić. Zrzucę jeszcze przed wakacjami. Najważniejsze, że synuś rośnie. 

Dziś mamy z mężem małe święto. Nasze wspólne 8 lat. Dobrze nam razem. Bardzo się cieszę, że Go mam. Potrafi mnie wkurzyć jak nikt inny, ale też wiem, że od nikogo innego bym nie dostała tyle miłości. Nooo i pewnie nikt inny by ze mną tyle nie wytrzymał :P To nie było osiem mlekiem i miodem płynących lat. Trzy zabrała nam walka o nasze dziecko. Była szkoła, studia, problemy finansowe. Był cudowny ślub. Było różnie, ale wiem, że teraz będzie już lepiej. Będziemy rodziną i poradzimy sobie ze wszystkim co nas w życiu spotka. 
Zrobię kolację, bo prezentu nie mam niestety, a może coś wymyślę skoro wszystko jest dobrze to może warto "poszaleć" w domowym zaciszu. Podobno seks w ciąży jest niesamowity. Przed ciążą nie miałam na co narzekać, ale teraz było 5 miesięcy przerwy... No zobaczymy.

czwartek, 1 października 2015

20tc połowa za nami

50%

Dokładnie połowa ciąży. Dziś kończymy 20tc. 140 dni już minęło i 140 dni jeszcze zostało. Teoretycznie oczywiście, bo i tak pewnie cc będzie po skończonym 37tc więc trochę wcześniej. Synek ma swoje humory. Dziś więcej dnia odpoczywał, a teraz właśnie postanowił mnie skopać. Uwielbiam to uczucie. Kocham go najmocniej na świecie. Coś niesamowitego. Już nie mogę się doczekać środy, kiedy znowu będę mogła go zobaczyć. Już coraz mniej mam gorszych dni i złych myśli. Po prostu wiem, że się uda, że dotrwamy. Zrobię wszystko, żeby mały przyszedł na świat w lutym cały i zdrowy. 

Weekend w stolicy dość intensywny, ale bardzo udany. Całą sobotę chodziliśmy, zwiedzaliśmy mimo deszczowej aury. Nie powiem, byłam zmęczona i zdarzyło się parę razy, że troszkę mi się spiął brzuch, ale chwila odpoczynku wystarczała, żeby wszystko się uspokajało. Mały się mniej ruszał, no ale cały czas go kołysałam więc się nie dziwię. W niedzielę także zwiedzanie, choć troszkę mniej męczące i za to przy pięknej jesiennej słonecznej pogodzie. Mimo, że po powrocie czułam się dość dobrze, to poniedziałek spędziłam cały w łóżku odpoczywając. To był jednak męczący weekend a ja od takich już mocno odwykłam. 

We wtorek byliśmy znowu na warsztatach. Tym razem Świadoma Mama, które też bardzo polecam. Dużo ciekawych informacji i miłych gadżetów. Było o żywieniu klinicznym wcześniaków, o diecie mamy, laktacji, produktach humana, krwi pępowinowej. Także tematyka całkiem odmienna od poprzednich warsztatów. Dodatkowo była pani od chustonoszenia i buggygym. Fitness spoko, ale jak już urodzę. A co do chust to najważniejsze - bawełniane lub z domieszką bambusa i najlepiej o splocie skośno-krzyżowym. Była też pani fotograf i zrobiliśmy sobie zdjęcie z moim małym brzuszkiem, ale będzie okazja do zdjęć jak już urośnie, bo siostra wygrała taką sesję i jej nie chce więc stwierdziłam, że my z przyjemnością. W pakiecie jest 5 obrobionych zdjęć więc jedno z siostrą 2 z mężem i 2 sama i będzie. A może coś dokupimy :) Poza tym nasze zapasy wzbogaciły się o kolejną pakę pieluch, owieczkę do przytulania, bon zniżkowy na monitor oddechu baby sense5 i zestawy próbek. 
Dziś zakupiłam zestaw do paznokci dla maluszka z Canpol, bo akurat w Rossmannie była promocja. Wolno nam idzie, ale to nic. Mamy jeszcze troszkę czasu.
I trochę jednak urośliśmy przez tę połowę ciąży :)


 

czwartek, 24 września 2015

Prawie połowa :)

19+0... zaczynamy 20tc. Pięknie :) Wczoraj zakupiłam spodnie z gumką w pasie, bo moje jeansy to jeszcze tylko na 2-3tygodnie starczą. Typowo ciążowych spodni chyba nie będę kupować. Zobaczymy jak będziemy rosnąć :) 

Warsztaty Mamo to ja uważam za fajne. Temat dnia dziecka i mamy nawet spoko omówiony, jednak nie zgadzam się z panią co do kwestii tego, że dwutygodniowy noworodek już manipuluje rodzicami. Poza tym uważam, że po to jesteśmy, aby reagować na każdą potrzebę naszego maleństwa. Nie wyobrażam sobie zostawić dziecka płaczącego. Skoro płacze to czegoś potrzebuje, a samo niestety nie jest w stanie zaspokoić swoich potrzeb. Dzięki temu, że reagujemy na płacz, dziecko czuje się bezpiecznie. Wie, że mama jest, że mu pomoże w potrzebie. Takie postępowanie buduje więź, poczucie bezpieczeństwa u dziecka, a dziecko, które ma to poczucie w przyszłości staje się bardzo samodzielne i niezależne. To tak w skrócie.
Drugim tematem było żywienie noworodków i niemowląt... Moim zdaniem porażka. Jakaś nawiedzona położna typu "ja wiem wszystko najlepiej", "mam lata doświadczenia". Brak jakiegokolwiek wspomnienia o możliwości żywienia bez papek czyli tzw. BLW oraz co mnie troszkę zszokowało wprowadzenie glutenu po 4-5 miesiącu życia dziecka. Nie bardzo mnie to przekonuje. Z tego co mi wiadomo, gluten powinno się wprowadzać dość późno, z racji możliwej nietolerancji. No ale ja się przecież nie znam.
Kolejny temat to bezpieczeństwo w podróży i to jeden z lepszych punktów całych warsztatów. Jasno, krótko, rzeczowo i bardzo obrazowo. Trochę nasz pan nastraszył, ale myślę, że to dobrze. Dzięki temu z prezentacji zapamiętałam prawie wszystko. Najważniejsze to: adapter do pasów dla kobiet w ciąży, wozić dziecko jak najdłużej tyłem do kierunku jazdy, nawet do 4rż., pasy w foteliku powinny być pięciopunktowe, pasy dziecka dociskać jak się da i nigdy nie składać pałąka w nosidle
Później była pielęgnacja noworodka. Temat fajny, fajnie poprowadzony choć bardzo marketingowo. Dalej prezentacja kosmetyków Palmers i na koniec pierwsza pomoc. 
Pierwsza pomoc oczywiście równie niezbędna jak wiedza o bezpieczeństwie w trakcie podróży. Resuscytacja krążeniowo oddechowa u dzieci: 
  1. Sprawdzić oznaki życia - połaskotać dziecko, mówić, spróbować nawiązać jakikolwiek kontakt
  2. Sprawdzić czy oddycha - sprawdzamy 10sek wzrokiem, słuchem, czuciem. Powinno być 5 oddechów u maluszka
  3. Sprawdzić jamę ustną, jak coś jest to usunąć
  4. Wykonać 5 wdechów ratowniczych
  5. Wołamy pomoc
  6. Wykonać 30 uciśnięć klatki piersiowej dwoma palcami
  7. Wykonać 2 wdechy ratownicze
  8. Dzwonimy po pogotowie
Zakrztuszenia
  1. Układamy dziecko na ręce, buzią do podłogi i 5 razy uderzamy między łopatki
  2. Staramy się zobaczyć czy dziecko ma coś w buzi i wyciągnąć jeśli się da
  3. Odwracamy dziecko buzią do podłogi i 5 razy uderzamy między łopatki
  4. Odwracamy dziecko i wykonujemy 5 uciśnięć klatki piersiowej
  5. Powtarzamy jeśli dziecko jest przytomne
  6. Jak dziecko straci przytomność lub oddech wykonujemy RKO
A poza tym dostaliśmy kilka fajnych gadżetów, prezentów i wygrałam zestaw pieluch z Dada 1,2,3 za napisanie z czym kojarzy mi się Mamo to ja. Co śmieszniejsze, to moja siostra też wygrała pieluszki :D Także warsztaty polecam jak najbardziej.

Wczoraj dzieć mój kochany jakiś był nie w sosie, bo mało się ruszał. Wieczorem trochę nadrobił, no ale już przyzwyczaiłam się, że daje o sobie znać średnio co 2h, a wczoraj uparciuszek miał mamę w nosie. Dziś na szczęście już wszystko nadrabia począwszy od 4:20, kiedy to harcował mi po pęcherzu. Matka leci bo nie wytrzyma, a tu psikus tylko troszkę :) Ale to nic. Ile radości w tych kopniakach :D

Jutro wyruszamy do Warszawy. Mam nadzieję, że weekend nie będzie zbyt zimny.

niedziela, 20 września 2015

18+3 jakoś leci

Leciało, leciało i stanęło :/
 W środę była wizyta, malutki oczywiście zdrowy i syneczek już potwierdzony jak tylko można :) Cieszę się bardzo. Poszalałam na tę okazję i kupiłam aż dwie sztuki bodziaków. Aaa no i skończyłam jeden kocyk. Niedługo zabieram się za kolejny i jeszcze jeden dla siostry. Siostra w piątek miała prenatalne usg i maleństwo też zdrowe i być może jednak będzie chłopak a nie jak wszyscy obstawialiśmy dziewczynkę, choć może się zmienić jeszcze, bo dość wcześnie jest. Ale to i tak najmniej istotne.


Lekarz na wizycie zapytał mnie jak chcę rodzić. Szykowałam się do tej rozmowy długo, bo nie chcę rodzić :) Boję się rodzić w jednym z tutejszych szpitali nie mając tu żadnego swojego lekarza, a przy naturalnym porodzie mogłabym do Krakowa nie zdążyć. Poza tym liczyłam na to, że już do samiutkiego końca zostaniemy z tym lekarzem. Wie ile przeszliśmy i jak ważne jest to by malec przyszedł na świat bez jakiegokolwiek ryzyka powikłań, a według mnie tylko cesarka da nam taką możliwość. O siebie się nie boję. Wiem, że dojdę do siebie szybko, że jak będzie trzeba to zacisnę zęby i już. Najważniejsze, aby nasz syn bezpiecznie pojawił się na świecie. Na szczęście lekarz nie ma nic przeciwko. Powiedział, że załatwi co trzeba, jedynie jakbym mogła od jeszcze jakiegoś lekarza mieć skierowanie, to byłoby mu też trochę łatwiej, ale nie ma najmniejszego problemu. I tak w listopadzie mam wizytę u okulisty, zobaczymy co powie. Więcej dzieci nie urodzę. Nie sądzę, że stanie się aż taki cud, że kiedyś uda nam się naturalnie więc chcę zrobić wszystko, żeby nie martwić się czy poród przebiegnie gładko, czy małemu nie spadnie tętno, czy dobrze się wstawi w kanał, czy się nie poddusi. Za dużo jest rzeczy, które mogą się zdarzyć przy naturalny porodzie, a liczyć na łaskę i nie-łaskę lekarzy nie chcę.

Co jeszcze... Stwierdziłam ostatnio, że chyba nie nadaję się na kobietę w ciąży. Ktoś powinien mi głowę zmienić. Mały się rusza, kopie i średnio co 2-2,5h daje o sobie znać, a mnie dalej potrafią czarne myśli nawiedzać. Staram się nad tym zapanować, czymś się zająć, coś porobić, ale czasem mnie paraliżuje. Fizycznie jest okej. Spać mi się dalej chce więc po południowe drzemki już są stałą częścią dnia, ale to chyba trochę wina niskiego ciśnienia. Brzuszka jak dla mnie nie mam... liczyłam na większy na tym etapie, ale chyba muszę jeszcze poczekać. Choć jak porównam zdjęcie z czerwca i z teraz to różnica jakaś tam jest, ale pod ciuchami wszystko się chowa. Jest też plus tego stanu bo nie jest mi ciężko, małego bardzo wyraźnie czuję, wiem jak się układa, więc to na plus. Z drugiej strony macica dalej jest poniżej pępka więc nie mam się co wielkiego brzucha spodziewać. Myślę, że jeszcze z 4-6tygodni i już nie będzie wątpliwości, że jestem w ciąży, bo teraz nikt nie ma szans zauważyć. 
Na wadze 62,3kg więc powolutku przybieramy, ale kurczę nie mam apetytu, a nawet jak już jestem głodna to za chiny nie wiem co bym zjadła, jakiś dramat normalnie.

Plan na tydzień: jutro wizyta u dentysty, wtorek warsztaty Mamo to ja, w środę może w końcu wyjmę ciuchy jesienno-zimowe i może odwiedzę bio, bo w piątek było zamknięte. W czwartek muszę zrobić paznokcie, a w piątek jedziemy do Warszawy na weekend do rodziny męża. Chciałabym, żeby szybko mi leciały te dni. Wizyta dopiero 07.10 i to o 19.15 bo mąż wcześniej w pracy :(. 

Syneczku kocham Cię najmocniej na świecie. Jesteś naszym Cudem.

I na koniec trochę ekshibicjonizmu :) 





czwartek, 10 września 2015

17+0, rozpędzamy się

O ja cieeee! Zaczynamy 18tc. Trochę przyspieszyliśmy. Wizyta już w środę. Mam nadzieję, że wytrzymam nerwowo, bo czasem mam takie dni, że sama sobie bym w łeb strzeliła. Nie wiem skąd biorą się te myśli i paraliżujący strach, że coś jest nie tak. Na szczęście (i tu jednak zaczynam się cieszyć, że nie mam brzucha jeszcze) maluch daje o sobie znać. Mimo, że mam łożysko na przedniej ścianie i mimo, że jest to moja pierwsza ciąża, to jestem pewna, że te bulgotki to nasz kochany synek. Co więcej! Wczoraj skubaniec to mi się tak wypiął z lewej strony, że miałam dużą gulę. Nawet mężowi pokazałam. Niesamowite. Taki maleńki mój człowiek. Podobno już mnie słyszy, więc zaczęłam czytać na głos. Na pierwszy ogień poszedł Oskar i pani Róża, a dziś zakupiłam Małego Księcia. Może tatusia też wciągniemy trochę do czytania :) 
Coraz odważniej zaczynam podchodzić do tego, że jestem w ciąży. Zaczynam myśleć (nie, nie, jeszcze nic a nic nie zakupiłam) o wyprawce, powoli mówimy znajomym. Może po połówkowym usg powiemy babciom i dziadkom. Powoli też zaczynają być na mnie ciasne spodnie... od początku przybyło mi 3cm w brzuchu i 3cm w talii (a myślałam, że to jeszcze trochę). Waga na 61,6 czyli moja sprzed ciąży, a od najniższej jest 1kg lub 1,5kg do przodu. 
Myślałam, że II trymestr jest tym, gdzie będę chciała góry przenosić, a tymczasem mnie się chce spać?! Ale może to wina niskiego ciśnienia. No nic. Korzystam z możliwości leniuchowania i zdarzają mi się popołudniowe drzemki. W lutym będę pewnie mogła o tym pomarzyć :). Od kilku dni zdarzają mi się też mdłości, co jest już absolutnym zaskoczeniem, ale na szczęście zwykle są chwilowe i baardzo delikatne. Apetyt wciąż jakoś niespecjalnie dopisuje. Najczęściej nie wiem co bym zjadła. A jak wiem, to tego nie ma, bo chodzi za mną bigos, albo kapuśniak mojego taty, ewentualnie potrawy wigilijne czyli grzybowa, kapusta z grochem i grzybami lub taki tłuściutki karp. Mmmm. Takie cuda to bym zjadła. Ser dalej jest na nie, szynka, parówki, smażone mięso, hmm w ogóle mięso na nie. Ale staram się jeść 5-6 posiłków dziennie w tym owoce i warzywa więc mam nadzieję, że dzieć ma wszystko czego mu potrzeba. 
Za chwilę skończę kocyk, który robię na szydełku. Może pochwalę się efektami :). Później zrobię synkowi jeszcze jeden, ale to musimy mieć pewność na 10000% że lekarz się nie pomylił i na pewno jest chłopcem, a później jeszcze może dam radę zrobić siostrze, dla jej maluszka. Zaczęłam też czytać jedną z książek. Już kiedyś obiła mi się o uszy metoda uspokajania niemowląt 5S. Jasne, że chciałabym nigdy nie musieć jej stosować, ale wolę wiedzieć co zrobić, jeśli dzieciątko będzie miało kolki, a nie patrzeć bezsilnie na to jak się męczy. Czas pokaże jak będzie, ale książka zapowiada się fajnie. 

Jutro przyjeżdżają znajomi, muszę coś poszykować, ale zrobiłam już listę i plan, bo bez tego teraz ani rusz z moją pamięcią. Planuję sałatkę z kuskusem i cezar, mąż chce zawijańce z ciasta francuskiego więc się będzie bawił, a na sobotni obiad krupnik (bo przyjeżdżają z 15 miesięczną córką) i gulasz z plackami ziemniaczanymi lub kaszą. W niedzielę jedziemy z innymi znajomymi (moim 10letnim przyjacielem i jego żoną) do Ogrodzieńca pospacerować trochę i wykorzystać ładną pogodę. Poniedziałek rano na badania, a potem będzie czas na leniuchowanie, we wtorek siostra ma wizytę, w środę ja, w piątek prenatalne siostry więc zleci. A później trochę wizyt innych
21.09 dentysta
06.10 endokrynolog
22.11 okulista (na NFZ na szczęście)
Chyba tyle z tych moich obowiązkowych lekarzy w ciąży.

No właśnie.. i mimo popołudniowej drzemki już zaczynają mi się zamykać oczy. Mąż sprząta łazienkę, mam nadzieję, że już kończy, bo zaraz usnę tak jak siedzę. W ogóle, mimo że mnie czasem doprowadza do białej gorączki to jest kochany. Ostatnio nie pozwolił mi wyjąć rzeczy ze zmywarki, bo talerze ciężkie. Dziś umył okna, odkurza, sprząta kuchnię, łazienkę, robi pranie. Ja czasem kurze wytrę i włożę naczynia do zmywarki. A i mogę raz na jakiś czas zrobić obiad. Kochany jest, ale wiedziałam za kogo wychodzę :)  Dobra, trzeba go troszkę pospieszyć. 

czwartek, 3 września 2015

Sobotnia wizyta udana. Maluch rośnie miał już prawie 10cm. Wszystko jest prawidłowo. Już nie stresuję się tak bardzo przed każdą wizytą. Jakoś czuję, lub wmawiam sobie, że wszystko będzie dobrze, że dotrwamy do lutego i że nasz synek urodzi się cały i zdrowiuteńki. 

Siostry fasolka też ma się dobrze. We wtorek miała 3,6cm. Dopiero teraz zauważam jak duża różnica w podejściu do ciąży jest gdy starało się latami i tak na prawdę "rzutem na taśmę" udało się wygrać tę walkę, a kiedy ciąża po prostu staje się faktem. Ja chucham, dmucham, chodzę już na spacery, ale tylko jak jest chłodno lub wieczorem i to nie długie, dużo odpoczywam, leżę i modlę się by wszystko było dobrze. Miewam ok czterech dni po wizycie małe załamanie czy aby na pewno wszytko jest dobrze. O ciąży najchętniej nikomu bym nie mówiła, zwłaszcza, że nic nie widać jeszcze. 
A siostra... wyluzowana na maxa, do końca sierpnia pracowała, a lekkiej pracy nie miała, chodzi na długie spacery, jeździła nad wodę, na basen, żyje jak żyła. Dobrze. Przynajmniej jedna z nas nie ma świadomości jak życie potrafi być ciężkie. Mam nadzieję, że jej ciąża będzie dalej taka bezproblemowa. O ile moje życie byłoby spokojniejsze, gdybym wiedziała mniej :)

Próbuję właśnie zamówić kilka książek o maluchach, ale strona księgarni coś mi się zawiesza. Chciałabym małego wychowywać w duchu rodzicielstwa bliskości więc postanowiłam trochę zgłębić temat. Pozycje które zamierzam przeczytać to:
  • Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły. 
  • Wyzwoleni rodzice, wyzwolone dzieci. Twoja droga do szczęśliwej rodziny. 
  • Dziecko z bliska. Zbuduj szczęśliwą relację. 
  • Najszczęśliwsze niemowlę w okolicy.
Zapisałam się też na warsztaty Mamo to ja, Świadoma mama oraz Bezpieczny maluch. Dwa spotkania są we wrześniu, jedno pod koniec października. Mam nadzieję, że dowiem się wielu ciekawych rzeczy.

A tymczasem wyczekuję kolejnej wizyty 16.09 g.12.00 aaa no i dziś mamy pełny 16tc. Coś mi zaczęło przyspieszać :) ale to dobrze. Teraz byle do usg połówkowego, potem do 25tc, 30tc święta, styczeń i będziemy rodzić. Dla maluszka jeszcze nic nie mam oczywiście. W styczniu kupimy mebelki, to akurat miesiąc będzie na pranie i układanie ubranek. Muszę w ogóle jakaś listę zrobić czego będziemy potrzebować, bo niby wszystko wiem, a jak potem przyjdzie co do czego to się okaże, że połowy rzeczy nie mam. Ale czasu troszkę jeszcze mamy.

P.S. Nela jak u Was? Podniosło się łożysko?

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Szok dnia wczorajszego...

Chyba już doszłam do siebie i dotarło do mnie w końcu... Ale po kolei.

Wczoraj przyjechał nasz chrześniak, z którym dawno się nie widzieliśmy więc chcieliśmy jak najwięcej czasu z nim spędzić. Szkrab super, ma 2l.8m. zaczął już bardzo fajnie mówić  i po polsku i trochę po niemiecku. Nie ma problemu z przestawieniem się i jest wulkanem energii. Byliśmy na spacerze, na placu zabaw, śmiga na rowerku biegowym jak mało który brodą w jego wieku. Niczego się nie boi, wszędzie chce wejść, wszystkiego spróbować. Później trochę pobawiliśmy się w domu, trochę też było przytulasów oczywiście. Dzień ogólnie zapowiadał się super. Trochę przypadkiem wujek dowiedział się, że jestem w ciąży, ale to dobrze, bo liczyliśmy na trochę rzeczy po małym. Wieczorem siostra wróciła z pracy, ja poszłam z małym oglądać bajkę. I chwilę później przyszła mama, mąż i siostra... Coś zaczęliśmy rozmawiać i siostra powiedziała (tzn. nie tak wprost, tylko coś że idzie od września na urlop i ze chyba jednak nie będę miała większego brzucha niż ona) że jest w ciąży. Noo zatkało mnie i w ogóle myślałam że mnie wkręcają, ale jednak nie... Faktycznie jest w ciąży i to tylko 5 tygodni młodszej niż moja. Super, cieszę się bardzo. Dzieciaki będą w jednym wieku, razem z brzuchami będziemy chodzić. Nie spodziewałam się tego, ale to bardzo pozytywna wiadomość. I cieszę się że chociaż ona nie miała problemów. Ciąża planowana nie była, ale to mało ważne. Rodzice są w lekkim szoku, ale nic tylko się cieszyć. Jak już być dziadkami to pełną parą.

Dzięki tej wiadomości trochę przestałam świrować, bo oczywiście spokoju wystarczyło mi do piątku... Ale chyba jednak czasem czuję malucha, nie kopniaki ale takie kizianie, więc trochę się staram uspokoić, a poza tym teraz to już musi być dobrze. Nie przyjmuję innej opcji. A do wizy jeszcze tylko pełne 4dni.

piątek, 21 sierpnia 2015

14+1 :) 15tc zaczynamy się rozpędzać

Jakiś dziwny był ten tydzień :/

Na poniedziałkowej wizycie oczywiście wszystko ok. Była króciutka, dr nawet nie zmierzył małego, ale najważniejsze, że serduszko bije i wszystko jest dobrze. Wyniki morfologii i moczu też ok. Następna wizyta 29.08 czyli jeszcze tydzień... Staram się być cierpliwą i nie tworzyć czarnych scenariuszy, no ale jak taki chochlik wejdzie do głowy to potem niczym nie da się go wypędzić. 
Z leków odstawiliśmy całkowicie progynovę i prolutex mam brać do skończenia co 2 dni czyli jeszcze 6 zastrzyków. Cieszę się, bo do kłucia to ja się chyba nigdy nie przyzwyczaję. Duphaston i luteina zostają jak były. 
Dodatkowo oczywiście witaminy teraz już Femibion Natal 2 Plus i Chela Mag B6 mama

W środę byłam u bioenergoterapeuty... Nie poznał mnie. Może za bardzo rozluźniony po urlopie był... Sama nie wiem, nie oczekuję, że ma mnie pamiętać, zwłaszcza że wystarczy jak włosy upnę inaczej i już twarz mi się zmienia, no ale mógłby choć trochę kojarzyć. Pomachał wahadełkiem i powiedział, że wszystko jest bardzo dobrze, potem trochę poczarował i stwierdził, że już będzie mnie pamiętał. Sprawdzimy za miesiąc.

W  środę zrobiłam też badania... Kolejne kłucie i niestety pani musiała pobrać mi systemem ze względu na badanie HIV. U mnie system się nie sprawdza, bo mam cienkie żyły, które szybko pękają i na dodatek są pełne zrostów. No ale na szczęście była kobitka od noworodków więc jakoś dałyśmy radę, ale miło nie było. Wyniki na szczęście wszystkie dobre.
TSH 1,04 
FT4 1,19
HIV, USR, HCV, HBs, Toxo (Ig G, Ig M) wszystko ujemne.

I jeszcze dziwne zjawiska środowo/czwartkowej nocy. Ogólnie nigdy nie zdarzało mi się wstawać w nocy na siku. Odkąd jestem w ciąży to budzę się nad ranem, robię co trzeba i idę spać dalej. Tym razem jednak dzieć miał inne pomysły. Obudziłam się o 2.30, zrobiłam co miałam zrobić i chciałam iść spać, ale za choinkę nie mogłam usnąć gdyż okazało się, że jestem głodna. Przeleżałam do 3.00 wzięłam euthyrox, odczekałam kolejne pół godziny w nadziei, że jednak zasnę, ale niestety. O 3.30 musiałam wstać i coś zjeść. Padło na sałatkę królewską i kromkę z wędliną. Zjadłam i nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam. Takie cuda to mi się jeszcze nie zdarzały :) Zobaczymy co przyniosą dalsze tygodnie ciąży. Oczywiście w czwartek obudziłam się już z bólem głowy i musiałam dospać trochę, ale to nic. Z wcześniejszych dolegliwości ciążowych w sumie została mi senność i mam wrażenie, że jest większa niż w pierwszym trymestrze. Mdłości pojawiają się bardzo sporadycznie, natomiast mimo trochę zatkanego nosa wszystkie aromaty docierają do mnie ze zdwojoną siłą. Ale można się przyzwyczaić. 

W związku z tym, że tydzień temu przekroczyliśmy magiczną granicę drugiego trymestru zakupiłam kosmetyki na rozstępy. Mam świadomość tego, że ich nie uniknę, jednak chciałabym aby ich ilość była jak najmniejsza. Do tych co już mam od lat na piersiach, udach, biodrach zdążyłam się przyzwyczaić, jednak z tymi, które mają się pojawić spróbuję powalczyć. I oto jestem w posiadaniu balsamu z Palmers'a (22,37zł SuperPharm) uelastyczniającego skórę i olejku Bio-Oil (27,99zł Natura). Zapach obydwa środki mają przyjemny, dobrze się rozprowadzają i dość fajnie wchłaniają. Smaruję piersi, brzuch, plecy, biodra, uda dwa razy dziennie. Jakie będą efekty zobaczymy :) Póki co skóra jest mocno nawilżona. Co mogę jeszcze powiedzieć... taka mała antyreklama ale trudno - nie polecam kupować tych kosmetyków w drogerii Rossmann ze względu na cenę: Palmers 29,95zł, Bio-Oil 38,95zł

Walka z rozstępami jest trudna niestety i nie równa, ale spróbuję ją podjąć. Co jeszcze można zrobić? Pić dużo płynów, jeść zdrowo, ograniczyć słodycze i niezdrowe przekąski. Niestety w tej kwestii sprawdza się powiedzenie "Jesteś tym co jesz". Odkąd kilka lat temu zmieniłam sposób żywienia, nie pojawił się żaden nowy prążek. 

Aaa i mamy dodatkowe 0,5kg czyli 61 :) Idzie dobrze. Oby tak dalej, choć brzuszka jeszcze brak.





czwartek, 13 sierpnia 2015

Kto tam? Kto jest w środku?

Cóż ze emocje. We wtorek (12+5d) pojechaliśmy na badania prenatalne. Oczywiście jak to u mnie, nerwy wzięły górę, śniadanie ledwo zjadłam i całą drogę męczyły mnie mdłości. Ja nie wiem czy kiedyś się tych nerwów pozbędę. Poza tym,  mogłabym już być trochę spokojniejsza, bo od kilku dni, raz, dwa razy dziennie czuję malucha. Nie są to kopniaki, ani żadne wyraźne ruchy tylko takie wypychanie i ręką jestem w stanie wyczuć naszego bąbla. Coś niesamowitego. 

Przed usg odebrałam hcg i pappa kryptor, oczywiście z wyników nic nie rozumiałam. HCG 62,5 IU/l, PAPP-A 2,6 IU/l. Na usg pierwsze co usłyszeliśmy to oczywiście, że maluszek żyje i że najprawdopodobniej będzie to chłopiec! Lekarz powiedział to z taką naturalnością, że w pierwszej chwili nie dotarło do nas o co chodzi. Cieszymy się niesamowicie, choć miałam takie przeczucie od samego początku, że będziemy mieli synka. Uśmiech nie schodzi mi z twarzy. I przynajmniej nie mamy problemu z imieniem, bo dla dziewczynki były małe zgrzyty. Ale oczywiście najważniejsze, żeby maluch był zdrowy, choć znając już płeć wszystko staje się bardziej realne, rzeczywiste. 
Reszta badań i pomiarów na szczęście też w normie. 

USG 1. trymestru:
CRL 74,7mm (13+4)
Serduszko 156ud/min
NT 1,5mm
BPD 22,5mm
Łożysko ok, nie odkleja się
Płyn owodniowy w normie
Pępowina 3 naczyniowa 

Markery wad chromosomalnych:
Kość nosowa w normie
Przepływy w przewodzie żylnym w normie
Torbiele splotu naczyniówkowego(>=1,5mm) nie
Ognisko hyperechogenne w sercu nie
Hydronephrosis(>=1,5mm) nie
Jelito hiperechogeniczne nie

Wady płodu:
Czaszka/mózg, kręgosłup, serce, brzuch: w normie
Żołądek, pęcherz moczowy: widoczne
Ręce, nogi: oby dwie widoczne

Szacowane ryzyko trisomii 21, 18, 13
Trisomia 21 ryzyko podstawowe 1:961
                     ryzyko obliczone      1:5286
Trisomia 18 ryzyko podstawowe 1:2464
                     ryzyko obliczone      1:49277
Trisomia 13 ryzyko podstawowe 1:7695
                     ryzyko obliczone      1:153908

Także wszytko jest w normie, nasze dziecko jest zdrowe. Lekarz pytał czy chcemy dalej prowadzić u nich ciążę, ale nie będę ryzykować przenoszeniem się do innego. Tu nas znają i wiem, że dobrze się nami zaopiekują, a 80km drogi to jeszcze nie tragedia. 

A poza tym wczoraj byliśmy w kinie na "W głowie się nie mieści" niby bajka, ale myślę, że nie dla najmłodszych, bo prawdopodobnie nie wszystko zrozumieją. Ale ogólnie super. Uśmialiśmy się, czasem były wzruszające momenty. Jak coś to polecam :)

 Z bieżących wydarzeń to dziś oficjalnie zaczynam 2 trymestr! Doczekałam. Pierwsza granica przekroczona. W dalszym ciągu nie jestem spokojna o tę ciążę, ale częściej staram się myśleć pozytywnie. 
Na szczęście kolejna wizyta już w poniedziałek :)

Synku kocham Cię szalenie. Rośnij zdrowo!




wtorek, 4 sierpnia 2015

11t5d ciąży idziemy w dobrą stronę

Dziś mamy 11t i 5d ciąży. Na wczorajszej wizycie w końcu troszkę pozytywnych wiadomości. Krwiak się wchłania. W końcu. Oczywiście jeszcze jest i dalej leżymy, ale najważniejsze, że coś ruszyło.  Nasze maleństwo rośnie jak na drożdżach i miało już 53,92mm i z usg wyszło, że jest ciut starsze bo na 12tc. Maleństwo ruszało rączką i chyba drapało się po nosku. Boże, jaki to jest cudowny widok. Dziękuję za to szczęście! Dalej jestem jeszcze bardzo ostrożna, ale wierzę, że już będzie dobrze. Jeszcze tylko usg genetyczne we wtorek 11.08 i duży kamień spadnie z serca. Wczoraj pobrali mi też krew na test pappa i beta kryptor (czy jakoś tak). Wyniki przed usg mam odebrać.

Leki w końcu zmienione :)
Progynova 21 była 1-0-1 a jest 1-0-0
Duphaston      był   1-1-1   jest 1-0-1
Luteina 100g  była 2-0-2   jest 2-0-2 czyli tu bez zmian
Prolutex          był   1x1     jest 1x1 ale co 2 dni
Oesclim 50     był 1x co 4 dni i odstawiamy całkiem.

Niby nie duże zmiany, ale w końcu coś. Żołądek mnie zaczął już dość często pobolewać, może teraz będzie trochę lepiej.  No i też troszkę większa oszczędność bo ciężko już z kasą, a leki kosztują sporo, wizyty też i do tego badania. Fakt, czuję się bezpiecznie w swojej klinice, ale finansowe obciążenie jest duże. Mam nadzieję, że zostanie nam coś na jakąś wyprawkę.

Dalej bywają dni, że wpadam w panikę, że coś jest nie tak, na szczęście jest ich coraz mniej. Znalazłam sobie nawet zajęcie, żeby za dużo nie myśleć. Zaczęłam szydełkować. Zrobię kocyk maleństwu. Bardzo odprężające zajęcie. 

Powoli zaczynam jeść więcej i bardziej różnorodnie. Dziś był łosoś i na szczęście nam smakował, choć muszę mieć wszystko mocniej doprawiane, bo jakoś tak nic nie ma smaku. Żołądek dalej skurczony, ale mdłości już nie mam. Brzuch nie boli, ale też nie rośnie. Zaczęłam się mierzyć nawet i wcześniej na wysokości kości biodrowych miałam 86cm, ostatnio 88cm więc szału nie ma, ale powolutku coś się rusza. Najważniejsze, że dziecię rośnie. Rosną też piersi i tu mam mały problem, bo muszę zakupić już większą bieliznę, a niestety w moim rozmiarze to spory wydatek. Waga stoi w miejscu od kilku tygodni i jest 60,5kg czyli dalej -1kg. 
Zastanawiam się w ogóle czy możliwe żebym coś już czuła, tzn ruchy dziecka. Jestem szczupła, łożysko na tylnej ścianie więc może? Nie codziennie i absolutnie nie regularnie. Może ze dwa razy się zdarzyło, ale nie były to także jelita. Niby mówią, że za wcześnie jeszcze, ale sama nie wiem. Wydaje mi się, że to maluch mnie smyrnął, ale nic, poczekamy jeszcze.




wtorek, 28 lipca 2015

10t5d uspokajające objawy ciąży :)

Do wizyty zostało 5 dni ... no prawie 6 bo wizyta wieczorem. Oczywiście chętnie już bym poszła sprawdzić czy wszystko jest dobrze, ale nie będę z siebie wariatki robić. Staram się być w miarę spokojna, zwłaszcza, że czuję się ciążowo. Mdłości już nie codziennie ale są. Dziś większe, ale cieszą. Senność także wzmożona, ale na szczęście jest chłodniej już i można spać z przyjemnością. Twarz dalej nie zachwyca, ale co tam. Siedzę w domu więc nie muszę wyglądać jak miss polonia. Waga dalej stoi w miejscu, ale ale chyba powolutku, pomalutku zaczynamy rosnąć. Zauważyłam, że ciut nad spojeniem jest delikatne wybrzuszenie, ale to tylko ja widzę na razie. Mamy czas jeszcze. Jedynie dokucza mi ścisk żołądka, który czasem przeradza się w ból, troszkę pomaga rumianek, ale zapytam na wizycie gina czy można coś poradzić. W ogóle mam wrażenie, że jelita mam gdzieś wysoko, żołądek w sumie też. Wydaje mi się, że to trochę za wcześnie na taki ścisk narządów. Przecież dzieciątko jest jeszcze malutkie i jest nisko, no ale nie wiem, może robią miejsce po prostu. 

Leki dalej biorę zgodnie z zaleceniami. Do zastrzyków chyba się nigdy nie przyzwyczaję, no ale cóż, jak trzeba to trzeba. 

Zastanawiam się czasem cóż to za mały człowiek rośnie we mnie. Miałam przeczucie, że będzie synek, ale ostatnio śniła mi córeczka, cudowna idealna w różowych ciuszkach została mi przystawiona do piersi. Absolutnie nie ważne jaka będzie płeć maluszka, ale takie sny mnie bardzo pozytywnie nastrajają. Już nie mogę się doczekać kiedy będę tulić maleństwo. Myślałam, że będę się cieszyć ciążą i jakoś szczególnie celebrować ten czas, ale w naszym przypadku jest to bardzo trudne. Przynajmniej na początku. Może jak brzuszek będzie większy, jak maluszek zacznie kopać, będę trochę spokojniejsza. Chciałabym móc cieszyć się z kupowania ubranek, wybierania wózka, łóżeczka, komody... a tak staram się o tym za dużo nie myśleć. Czasem coś przejrzę, ale chyba nie kupię nic do 30tc. Jedyne co mi się bardzo spodobało i co chciałabym wypróbować to chusta. Ze względu na to, że najprawdopodobniej tylko ten jeden, jedyny raz w życiu będę miała okazję zająć się dzieckiem od początku jego życia, to chcę zawsze być jak najbliżej i rozkoszować się każdą chwilą macierzyństwa. Wiem, że będę nosić, tulić, usypiać... może nie na rękach, ale zamierzam czytać, śpiewać, głaskać. Czasem lubię sobie tak pomarzyć, wybiegać w przyszłość. Wciąż bardzo ostrożnie. 
A tymczasem byle do poniedziałku.




czwartek, 23 lipca 2015

10+0tc

Zdecydowanie ta pogoda mi nie służy. Ciężko mi się do czegokolwiek zebrać. Ale tak dobre wieści trzeba opisywać. Dziś mamy skończone 10 tygodni!!

Wczoraj mieliśmy wizytę. 9t6d. Wizyta była na 10.40. Nocy prawie nie przespałam, a od rana mdłości i inne kwiatki z nerwów. Ale na szczęście okazało się, że wszystko jest dobrze. Nasz maluszek obudził się akurat przy badaniu i machał rączkami i nóżkami. Nawet mamy zdjęcie jak nóżkę sobie do czoła przystawił. Coś cudownego. Oczywiście się popłakałam, ze szczęścia i nerwów. Malec ma 31mm i serduszko bije 176uderzeń na minutę i chwilkę mogliśmy go posłuchać. Doktor powiedział, że to dobrze rokuje. Mąż oczywiście już dopatrzył się siusiaka :). Oczywiście jeszcze zdecydowanie za wcześnie, ale zobaczymy. Jakoś od samego początku mam przeczucie, że będzie synek, moja mama też tak twierdzi. Z zabobonów jest 2:1 dla dziewczynki, bo nie ogarniam mojej twarzy (a wcześniej nie miałam z tym problemu) i tętno powyżej 140, na chłopca - kwaśno - słone smaki. Ale absolutnie nie istotne czy będzie synek czy córeczka. Każde owinie nas sobie wokół palca. Już je kochamy miłością bezgraniczną. Po tylu latach starań taki szczegół jak płeć nie ma dla nas absolutnie żadnego znaczenia. 
Ale żeby nie było aż tak różowo, to niestety krwiak jest dalej 2,6x0,5cm, także w dalszym ciągu uskuteczniamy leżenie przy wiatraczku. Na szczęście dziad jest w dość korzystnym miejscu i nie przeszkadza w tworzeniu się łożyska i nie ma z jego strony dużego zagrożenia. Musimy poczekać aż się wchłonie. Najważniejsze, żeby nie było krwawień, ale odkąd leżę jest czyściutko.

Dalej boję się o tę ciążę i w sumie jakoś mało dociera do mnie, że to w moim brzuchu rośnie nasze najukochańsze dziecko. Rozumem nie sposób ogarnąć jak bardzo już je kocham. Tak długo czekaliśmy na ten moment... a to tak na prawdę dopiero początek. Staram się już myśleć pozytywnie i odganiać wszystkie zakłócające spokój myśli. 
Kolejna wizyta 03.08 o 19.00 to będzie już 11+4tc i będziemy musieli się umówić już na usg prenatalne. Kolejny stres. Pewnie będzie nam to towarzyszyło do końca ciąży, ale damy sobie radę. 

Z objawów ciążowych to w zasadzie nic nowego. Mdłości są bardzo lekkie już (no chyba, że w chwilach stresu) więc staram się wprowadzać trochę więcej rzeczy do jadłospisu, senna jakoś bardzo też nie jestem, choć spać chodzę między 22 a 23. Piersi dalej duże i dość wrażliwe. Zakupiłam sobie krem, bo skóra jest cienka i zauważyłam jakby dużo popękanych naczynek krwionośnych. Rozstępy i tak mam już od lat, ale miło jakby wiele nowych się nie pojawiło. Jak zaczniemy troszkę rosnąć to do brzuszka kupię chyba coś z Palmersa lub Bio-oil, ale to jeszcze z miesiąc lub dwa. Póki co brzuszek nie rośnie a waga 60,5 czyli dalej -1kg.




piątek, 17 lipca 2015

9+1 tc. rośniesz kruszynko?

Zbieram się, zbieram i zebrać do wpisu nie mogę. Może też z obawy, że mój cud pryśnie jak bańka mydlana, że jeszcze nie jest bezpiecznie...

Dziś mamy 9+1 czyli zaczęliśmy 10tc. Do wizyty jeszcze 4 pełne dni. Jakoś zleciało nawet. Myślałam, że będzie gorzej, choć miałam kryzys w poniedziałek i najchętniej poleciałabym gdzieś na usg sprawdzić tylko czy serduszko bije. Podobno pod koniec tego tygodnia już robi się troszkę bezpieczniej. Wizyta w środę i mam nadzieję, że usłyszę dobre wieści. Cały czas staram się myśleć pozytywnie. Przecież serce malucha biło jak dzwon. Przecież nie mam już plamień. Od początku lipca grzecznie leżę w łóżku i nawet kanapki nie wstaję sobie zrobić. Tylko toaleta i wizyty u lekarza. Wyniki też mam dobre. TSH opanowane, morfologia ładna, ciśnienie też super. 

Leżenie nie jest to tak uciążliwe jak myślałam. Teściowa gotuje, mąż sprząta, a ja leżę. Od wczoraj bardzo osłabły mdłości, dziś tylko chwilkę miałam z nimi problem. Mam nadzieję, że nic złego się nie dzieje, że po prostu hormony zaczynają się stabilizować. Wrócił za to ból piersi. Są wielkie i ciężkie i zauważyłam jakby pękające naczynka... jak w środę będzie wszystko dobrze, to chyba kupię jakiś krem, bo teraz to nic nie używam. Brzuszka ani widu ani słychu. Staram się czasem czegoś już dopatrzyć, ale jeszcze nic nie urosło. Na wadze też dalej minus, ale tym się nie przejmuję. Staram się jeść min 4-5 posiłków dziennie więc jak przyjdzie czas to zacznę przybierać. Jadłospis co prawda dalej jest ograniczony, absolutnie nie podchodzą mi jajka, makaron, pomidory raczej też nie są mile widziane. Ser żółty, serki, jogurty także odpadają. Czasem staram się coś wmusić w siebie, ale nie przechodzi to bez echa. Ketchup tylko pudliszki :) Tolerujemy zupy, kluski śląskie, frytki, pieczonego kurczaka i chleb z wędliną i ewentualnie ogórkiem kiszonym. 

Co wieczór modlę się aby wszystko było dobrze z maleństwem, alby to był nasz czas, żebyśmy mogli szczęśliwie doczekać do terminu. Tak bardzo chcemy być rodzicami... 
Miałam napisać coś odnośnie obecnej sytuacji jaka jest w naszym kraju odnośnie ustawy o leczeniu niepłodności potocznie ustawy o in vitro, ale chyba sobie daruję. Nikogo nie zabiłam i tego nie zrobię. Moje dziecko narodzi się dzięki naszej miłości i wytrwałości i nikt nie ma prawa mówić inaczej. Zastanawiałam się czy nie zmienić kościoła np. na luterański, który nie uprawia linczu na takich jak my i nasze dziecko, ale czy to coś da? Musiałabym zmienić swoje zwyczaje, rodzaj kultu... Wiem, że mówienie wierzę w Boga a nie Kościół wg większości jest bez sensu, ale jak inaczej? Jestem dobrym człowiekiem, nikomu źle nie życzę, kocham bliźniego i wierzę w Boga Miłosiernego, Dobrego Ojca, a na ambonie słyszę, że jestem zła, że moje dziecko jest złe. Chyba nie tak to powinno być. Nie pozwolę skrzywdzić mojego dziecka i będę je chronić przed obłudą jak tylko będę mogła. 

No to tyle... Czekamy do środy.

P.S. Nela jak po wizycie? Jak maluszek?

poniedziałek, 6 lipca 2015

Trudny weekend

Nie jestem w stanie pojąć, jak "lekarze" mogą się tak zachowywać... Weekend w szpitalu to jakaś porażka, nigdy więcej do miejskiego. Nikt nie zapytał mnie o to jakie leki przyjmuję mimo iż mówiłam, że jest to ciąża po in vitro. Nikt się nie przejmował, dali mi duphaston i diphregan. W ogóle stwierdzili, że powinnam jechać do Krakowa do szpitala a nie im dupy zawracać. Oczywiście nie oznaczyli hormonów. Wydawało mi się, że na oddziale patologii ciąży to podstawa, ale niestety nie. Lekarz każdy od wszystkiego i widzi się ich tylko na obchodzie, podobnie jak pielęgniarki. I stwierdzenie, że natura wie co robi... Psychicznie siadałam. Dziś rano miałam usg a potem miało być badanie ginekologicznie. Na jaką cholerę to badanie? Po co ktoś ma mi tam łapska pchać, po co ruszać i gmerać. sprawdzić na usg czy dziecko żyje, czy krwiak jest i tyle. Na usg okazało się że maluch żyje, ma 13,5mm, tętno 170. Lekarz stwierdził że Krwiaka juz nie ma. Nic nie
widać. Od soboty juz tylko plamiłam, choć jak wieczorem wyleciało kilka skrzepów to byłam przerażona. Na badanie się nie zgodziłam i wypisałam się na własne żądanie. Pojechałam do mojego lekarza i niestety krwiak jest jak byk... 11x30mm masakra, jak można go nie zauważyć, przecież nie zrobił się od rana. Brak mi słów. Strach jechać do szpitala jak się nie zna lekarzy, bo się nie zajmą. 

Co do krwiaka to mam leżeć i wstawać tylko do toalety. W piątek kontrola i mam nadzieję, że jednak będzie się wchlaniał. Cóż będę leżeć i się modlić, żeby wszystko było dobrze. Mam nadzieję, że wytrwamy. 

Trzymaj się mocno maluszku. Mamy się zobaczyć dopiero w lutym :*

wtorek, 30 czerwca 2015

29dpt Bije Ci serduszko

Niesamowite. Wciąż jeszcze nie dociera do mnie, lub boję się uwierzyć tak na 100%, że jesteś. Masz bijące serduszko! Coś niesamowitego. Jak ja mogłam wątpić w Ciebie. Jesteś naszym cudem, a ja jestem bardzo szczęśliwa, choć wciąż mocno ostrożna. Masz 7,62mm czyli idealnie 6t5d. Serduszka nie słyszeliśmy, bo lekarz nie chciał Cię za bardzo męczyć, więc tak szybciutko tylko zobaczyliśmy, maleńką pulsującą kropeczkę. Cudzie trwaj! Tak bardzo Cię kochamy.

Kolejna wizyta 08.07 i mam mieć już zrobione badania - glukoza, morfologia, mocz. A i mam kartę ciąży. Trochę się nie spodziewałam, że już, myślałam, że może na kolejnej wizycie, albo po 8tc. Także dzień miłych zaskoczeń. TSH robiłam wczoraj i na szczęście już spadło do 0,5 także jest dobrze, ale wizyta u endokrynolog i tak przyspieszona na 09.07.

Wszystko idzie w dobrą stronę. Plamienia mogą się pojawiać, przez to, że był to transfer na sztucznym cyklu i to z mrozaczka. Nic niepokojącego się nie dzieje, choć oczywiście wolałabym, żeby ich nie było. Leki zostają póki co bez zmian. Może za tydzień zmniejszymy estrogeny.

Z uroków ciąży, piersi dalej wrażliwe i w sumie prawie cały czas jest mi niedobrze, ale jem i póki co wszystko zostaje w środku :) Apetytu też jakoś nie mam, a jak już to smaki jednak bardziej słone. Na mdłości pomaga trochę cola, ale że to niezdrowe no to nie więcej niż szklanka na dzień. 

Dziś powiedzieliśmy rodzicom męża. Mama oczywiście płakała, ale cieszą się bardzo. Wiedzą o wszystkim od początku i wiem, że też bardzo przeżywali to wszystko. Moim rodzicom może powiem za dwa tygodnie i tyle. Póki co nikomu więcej nie chcemy mówić. 

Dziś jestem bardzo szczęśliwa!


niedziela, 28 czerwca 2015

27dpt... Oby przeczucia mnie myliły

Cóż... Nie chcę krakać, ale chyba nie wygląda to dobrze... Dziś znów niemiła niespodzianka w postaci krwawienia. Nie było tego dużo, ale nie powinno w ogóle mieć miejsca. W ogóle nie czuję się dobrze i jakoś ciążowo. Mdłości w sumie nie mam, choć po prostu cały dzień jest mi ciężko na żołądku. Senność tez jakby przeszła, choć jedna drzemka w ciągu dnia jest mile widziana. Poza tym piersi dalej wrażliwe ale zdecydowanie mniej niż było to jeszcze parę dni temu. Mam po prostu złe przeczucia, boję się wtorkowej wizyty jak nie wiem. Tak bardzo chciałabym się mylić. Tak bardzo pragnę tego dziecka, bardzo chciałabym je urodzić. Nie chcę przechodzić kolejnej porażki. Chcę być mamą, tak po prostu, jak miliony innych kobiet. Mamą. 

środa, 24 czerwca 2015

23dpt jeszcze tydzień oczekiwania

Jeszcze tydzień do wizyty. Dni lecą nawet w przyzwoitym tempie, ale nie zmienia to jednak faktu, że boję się tej wizyty. Tak bardzo chciałabym usłyszeć serduszko. Wiedziałam, że tak będzie. Że jak w końcu uda nam się zajść w ciążę, to całe te dziewięć miesięcy będę się o coś martwić. Oczywiście staram się podchodzić do wszystkiego z dystansem i pewną dozą rozsądku. Teraz robię wszystko aby tę ciążę utrzymać i nie mam wpływu na to jak to się skończy. Jeszcze nie teraz. 

Mdłości mam leciutkie. Najważniejsze - nie jeść nic słodkiego, choć wczoraj niespodziewanie przy obiedzie z teściową mnie wzięło, ale na szczęście opanowałam to szybko, także raczej się nie zorientowała. Sok pomarańczowy również jest na nie.

Piersi bolą dalej i nawet mycie się nie należy do super przyjemności, ale tragedii nie ma. 

Senna raz jestem, raz nie. 

Plamień brak na szczęście. Czasem pojawi się tępy ból brzucha, ale nie jest ani mocny, ani uciążliwy, ani częsty. Mam nadzieję, że to nic poważnego i może tab być. 

Waga początkowa 61,5kg, waga z dzisiaj 60,3, czyli -1,2kg od początku. Mam nadzieję, że to też normalne, bo jem raczej dobrze i zdrowo. 4-5 posiłków w odstępach 3-4h, w tym owoce, warzywa, nabiał i jakiś białko. Chyba tak powinno być. Piję dużo wody, ale to akurat dobrze, przynajmniej nie mam problemu z zaparciami. 

Objawy mnie uspokajają. Gorzej jak jeden dzień jest bez większych oznak, wtedy zaczynam się denerwować. 
Boję się cokolwiek pisać o maleństwie, które we mnie rośnie, żeby ten cud nie prysnął. Serduszko powinno już bić. Tworzą się też zalążki zębów, połączenia nerwowe. Mój mały człowiek.


Wiem, że mój stosunek do wiary i Kościoła nie jest wzorowy, ale modlić mi się nikt nie zabroni. 

Modlitwa brzemiennej matki, której ciąża jest zagrożona:
Święta Joanno Beretto, Ty dobrze poznałaś lęk i niepokój matki, która nosi pod swoim sercem dziecko, lecz nie wie, czy będzie mogła cieszyć się z jego szczęśliwych narodzin. Kocham najszczerszą matczyną miłością to dziecko, które Pan Bóg stworzył w moim łonie, ale boję się o jego kruche życie, które jest zagrożone i niepewne. Zwracam się do Ciebie, heroiczna matko, bo wiem, że Ty mnie zrozumiesz w moim utrapieniu. Ufam, że przyjdziesz mi z pomocą i wyprosisz mi u Boga potrzebne łaski.
Módl się za moje dziecko, aby mogło szczęśliwie przyjść na świat i żyć ku chwale Bożej i naszej radości. A mnie wybłagaj siły do znoszenia tego niepokoju i strachu o przyszłość. Uproś mi łaskę pokornego przyjęcia woli Bożej i odczytania właściwego sensu Jego odpowiedzi na moje modlitwy. Amen.

Litania do św. Gerarda Majelli (Patrona dzieci nienarodzonych i matek oczekujących narodzin):
Kyrie eleison.
Chryste eleison. Kyrie eleison.
Chryste, usłysz nas.
Chryste, wysłuchaj nas.
Ojcze z nieba Boże, zmiłuj się nad nami.
Synu, Odkupicielu świata, Boże
Duchu Święty, Boże
Święta Trójco, jedyny Boże
Święta Maryjo, módl się za nami.
Św. Gerardzie, nadzwyczajnymi laskami już w dzieciństwie obdarzony, módl się za nami.
Św. Gerardzie, sług wiernych doskonały wzorze
Św. Gerardzie, aniele czystości i niewinności
Św. Gerardzie, serdeczny miłośniku Dzieciątka Jezusa
Św. Gerardzie, przedziwny sługo Niepokalanej Dziewicy
Św. Gerardzie, seraficzny czcicielu Eucharystii
Św. Gerardzie, wzorze miłości bliźniego
Św. Gerardzie, przykładzie prawdziwej pokory
Św. Gerardzie, wzorze doskonałego posłuszeństwa
Św. Gerardzie, heroicznie poddany Woli Bożej
Św. Gerardzie, mistrzu życia duchownego
Św. Gerardzie, postrachu szatanów
Św. Gerardzie, żywicielu głodnych
Św. Gerardzie, troskliwy ojcze ubogich
Św. Gerardzie, miłosierny opiekunie chorych
Św. Gerardzie, pocieszycielu strapionych
Św. Gerardzie, szczególny opiekunie matek rodzących
Św. Gerardzie, stróżu poczętych dzieci
Św. Gerardzie, nieustraszony misjonarzu
Św. Gerardzie, obdarzony charyzmatem nawracania grzeszników
Św. Gerardzie, przesławny cudotwórco
Św. Gerardzie, chlubo i podporo Zgromadzenia Najświętszego Odkupiciela

Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.

Módlmy się: Boże, który od młodości rozpaliłeś świętego Gerarda niezwykłą miłością do Swego ukrzyżowanego Syna, spraw łaskawie, abyśmy za jego przykładem stawali się żywym obrazem naszego Odkupiciela. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

Modlitwa matki za dziecko w jej łonie:
Wszechmogący Boże, Ty który jesteś Stworzycielem wszystkiego,
Ty który wypełniasz Swoją obecnością cud nowego stworzenia,
proszę Cię za poczęte dziecko, które noszę w swoim łonie.
Daj mi potrzebne siły, aby nosząc życie w sobie, już teraz otoczyłam
je miłością, której Ty jesteś zawsze pierwszym dawcą.
Proszę Cię Panie  za to nienarodzone dziecko (..imię….), abyś był Jego najwierniejszym opiekunem i czuwał nad każdym jego dniem życia.
Obdarz je swoją miłością, zdrowiem i wszystkim tym co Twoja święta wola dopuści, ponieważ na Twój obraz i podobieństwo zostało powołane do istnienia.
Daj także ojcu tego dziecka radykalizm serca i ducha, aby idąc za przykładem św Józefa był prawdziwą podporą dla tych dwojga ludzi, którym został dany jako ich opiekun i strażnik. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen


Modlitwa matek oczekujących dziecka:
Panie Jezu, proszę Cię z miłością, za to powierzone mi życie, które noszę w łonie. Z pokorą dziękuję, że wybrałeś mnie jako narzędzie Twojej miłości. W tym pięknym oczekiwaniu pomóż mi żyć w nieustannym zawierzeniu się Twojej świętej woli. Daj mi serce matki: czyste, mocne i hojne. Ofiaruję Ci wszystkie obawy o przyszłość: lęki, niepewności, oczekiwania względem dziecka, którego jeszcze nie znam. Spraw aby narodziło się zdrowe, oddal od niego wszelkie zło fizyczne i niebezpieczeństwa duszy. Proszę, obdarz pełnią życia wiecznego dzieci, którym nie pozwolono się narodzić, otaczaj opieką rodziny, by mocą Twej łaski skutecznie oparły się zasadzkom złego ducha, z miłością przyjmując każde życie i chroniąc je od chwili poczęcia aż do naturalnej śmierci.
Ty, Maryjo, która poznałaś niezliczone radości świętego macierzyństwa, daj mi serce zdolne do przekazania wiary żywej i gorącej. Uświęć moje oczekiwanie, błogosław moją cichą nadzieje, spraw by owoc mojego łona wzrastał w łasce i świętości.
Przez Chrystusa, Twego Boskiego Syna. Amen.

 Modlitwa matki do Anioła Stróża poczętego dziecka:
Pozdrawiam Cię, Aniele Stróżu dzieciątka, które zostało poczęte w mym łonie. Uwielbiam Boga, którego Ty oglądasz twarzą w twarz. Ja matka dziecka, które ma się narodzić, proszę Cię, udzielaj mi potrzebnych natchnień, abym czyniła wszystko, co jest potrzebne, by szczęśliwie urodzić zdrowe dziecko. Amen.