piątek, 17 lipca 2015

9+1 tc. rośniesz kruszynko?

Zbieram się, zbieram i zebrać do wpisu nie mogę. Może też z obawy, że mój cud pryśnie jak bańka mydlana, że jeszcze nie jest bezpiecznie...

Dziś mamy 9+1 czyli zaczęliśmy 10tc. Do wizyty jeszcze 4 pełne dni. Jakoś zleciało nawet. Myślałam, że będzie gorzej, choć miałam kryzys w poniedziałek i najchętniej poleciałabym gdzieś na usg sprawdzić tylko czy serduszko bije. Podobno pod koniec tego tygodnia już robi się troszkę bezpieczniej. Wizyta w środę i mam nadzieję, że usłyszę dobre wieści. Cały czas staram się myśleć pozytywnie. Przecież serce malucha biło jak dzwon. Przecież nie mam już plamień. Od początku lipca grzecznie leżę w łóżku i nawet kanapki nie wstaję sobie zrobić. Tylko toaleta i wizyty u lekarza. Wyniki też mam dobre. TSH opanowane, morfologia ładna, ciśnienie też super. 

Leżenie nie jest to tak uciążliwe jak myślałam. Teściowa gotuje, mąż sprząta, a ja leżę. Od wczoraj bardzo osłabły mdłości, dziś tylko chwilkę miałam z nimi problem. Mam nadzieję, że nic złego się nie dzieje, że po prostu hormony zaczynają się stabilizować. Wrócił za to ból piersi. Są wielkie i ciężkie i zauważyłam jakby pękające naczynka... jak w środę będzie wszystko dobrze, to chyba kupię jakiś krem, bo teraz to nic nie używam. Brzuszka ani widu ani słychu. Staram się czasem czegoś już dopatrzyć, ale jeszcze nic nie urosło. Na wadze też dalej minus, ale tym się nie przejmuję. Staram się jeść min 4-5 posiłków dziennie więc jak przyjdzie czas to zacznę przybierać. Jadłospis co prawda dalej jest ograniczony, absolutnie nie podchodzą mi jajka, makaron, pomidory raczej też nie są mile widziane. Ser żółty, serki, jogurty także odpadają. Czasem staram się coś wmusić w siebie, ale nie przechodzi to bez echa. Ketchup tylko pudliszki :) Tolerujemy zupy, kluski śląskie, frytki, pieczonego kurczaka i chleb z wędliną i ewentualnie ogórkiem kiszonym. 

Co wieczór modlę się aby wszystko było dobrze z maleństwem, alby to był nasz czas, żebyśmy mogli szczęśliwie doczekać do terminu. Tak bardzo chcemy być rodzicami... 
Miałam napisać coś odnośnie obecnej sytuacji jaka jest w naszym kraju odnośnie ustawy o leczeniu niepłodności potocznie ustawy o in vitro, ale chyba sobie daruję. Nikogo nie zabiłam i tego nie zrobię. Moje dziecko narodzi się dzięki naszej miłości i wytrwałości i nikt nie ma prawa mówić inaczej. Zastanawiałam się czy nie zmienić kościoła np. na luterański, który nie uprawia linczu na takich jak my i nasze dziecko, ale czy to coś da? Musiałabym zmienić swoje zwyczaje, rodzaj kultu... Wiem, że mówienie wierzę w Boga a nie Kościół wg większości jest bez sensu, ale jak inaczej? Jestem dobrym człowiekiem, nikomu źle nie życzę, kocham bliźniego i wierzę w Boga Miłosiernego, Dobrego Ojca, a na ambonie słyszę, że jestem zła, że moje dziecko jest złe. Chyba nie tak to powinno być. Nie pozwolę skrzywdzić mojego dziecka i będę je chronić przed obłudą jak tylko będę mogła. 

No to tyle... Czekamy do środy.

P.S. Nela jak po wizycie? Jak maluszek?

1 komentarz:

  1. To czekam z Wami do środy :) My dziś byliśmy na wizycie tętno słychać są rączki i nóżki i przepięknie machalo do nas :) A co do Kościoła mam ten sam problem wierze w Boga i chce uczestniczyć w tym co z nim związane jednak jak słyszę to co opowiadają księża, osoby które raczej nie wiedzą co znaczy pragnienie posiadania dziecka to odpycha mnie od tego wszystkiego....

    OdpowiedzUsuń

Napisz co myślisz