sobota, 28 marca 2015

Transfer.. do 4 razy sztuka?

I znów jesteśmy we troje. Ja i moje 2 maleństwa. Tym razem podano mi blastocysty 4BB i 3BB. Transfer przebiegł bez problemów... trochę przesadziłam z wypełnieniem pęcherza, ale dałam radę wytrzymać.

Wierzę, że tym razem się uda. Organizm jest wypoczęty, ja mam dużo pozytywnej energii. Mam dobrą polaryzację. Wczoraj miałam kroplówkę z immunoglobuliny, która ma pomoc na moje przeciwciała, więc co może pójść nie tak? Teraz już nie ma miejsca na niepowodzenie. Za 9 mcy urodzę śliczne zdrowe dzieci. A za 2 lata wrócę po kolejnego maluszka.

A póki co, żyję normalnie. Będę chodzić na spacery, gotować. Nie będę już leżeć, skoro nie pomogło to ostatnio, to teraz będzie inaczej. W 11dpt zrobię Bhcg i... 
Ehh nie chcę zapeszać. Nie chcę mówić, że wiem, że się uda, że jestem pewna na 100000%, ale tak mocno w to wierzę. Nie wiem czy uwierzyłam bioenergoterapeucie aż tak bardzo, czy tak sobie mocno wmówiłam to, że tym razem będę w ciąży, ale wierzę w to z całego serca. Czuję to sercem. Nie chcę poznawać innej opcji. Już ją przecież znam na wylot. Teraz ma być inaczej. To jest mój czas.


Wczoraj miałam kroplówkę z immunoglobiną. Za trzecim razem udało się założyć wenflon, to i tak lepiej niż ostatnio. Najpierw kroplówka z solą fizjologiczną, a potem ta właściwa... kapała i kapała. W sumie ok 2,5h spędziłam pod kroplówką. Pod koniec trochę podkręciła pielęgniarka, bo chyba bym stamtąd nie wyszła. Po wszystkim poszliśmy na kolację :) Ja pyszna sałatka z grillowanym kurczakiem a M. oczywiście pizza.

czwartek, 26 marca 2015

Myślimy pozytywnie!

Wczoraj byłam u naszego "znachora". Pomachał wahadełkiem, pouciskał jakieś punkty na dłoni i powiedział, że bardzo dobrze, że przyszłam. Poczarował i czuję się świetnie. Mam chyba największą jak dotychczas wiarę, że nam się uda! Powiedział, że jak już będziemy znali wynik to mam przyjść i mówił to z taką dziwną pewnością i pozytywną energią, jakby wiedział, że się uda. Ja nie wiem, ale wierzę jak cholera. Nie wiem skąd mam tę siłę i to przekonanie. Nie dopuszczam już porażki. Jeśli jednak... to upadek będzie bardzo bolesny. Nie jak po skoku z 11 piętra, bo wtedy to chyba jednak się nic nie czuje. Bardziej jak po skoku z 3-4go piętra, nie zabije się człowiek, ale dotkliwie połamie. Mam tego świadomość, bo niby lepiej się pozytywnie rozczarować ale ja już nie chcę rozczarowań. 

Jutro przetaczanie immunoglobulin... mam nadzieję tylko, że nie będzie problemu z założeniem wenflonu i nie zrobią mi znów sita z rąk, ale co tam. Przeżyję. Wszystko przeżyję dla moich dzieci. 

Jadę w sobotę po moje dzieci z nimi wracam i zostaję do końca życia i ani sekundy krócej. Po prostu nie zgadzam się na inny scenariusz, choć jak to ja mam plan awaryjny, ale Boże błagam, nie każ mi z niego korzystać.

środa, 25 marca 2015

Owocny tydzień. Tymoteusz

Jakaś padnięta jestem wieczorami. Dla mnie jest jeszcze wtorek, choć czuję trochę jakby czwartek, a najbardziej chciałabym piątek i sobotę :)

Wczoraj była wizyta... cóż doktor stwierdził, że u nas ciąża powinna być za pierwszym razem i dość mocno zaskoczony był, że to już nasza 3 procedura i 4 transfer. Oczywiście nie był to mój lekarz prowadzący. Mimo wszystko jestem pełna nadziei. Co tym razem? Będzie 2100 w plecy, ale wydam każdą złotówkę, byleby tylko się udało. Na moje pytanie, czy można coś jeszcze zrobić, lekarz powiedział o przetaczaniu immunoglobuliny. Ma ona zapobiec odrzuceniu zarodka, tak że wszystkie przeciwciała mój organizm uzna za swoje. Nic już nam nie pozostało. Jeśli się nie uda, to idę do pracy i będziemy odkładać na komercyjne in vitro. Zostanie nam co prawda jeszcze jeden maluszek, ale już nie mogę żyć w zawieszeniu. Po prawie trzech (3!) latach wycofania, odosobnienia chcę wrócić do ludzi, do życia. Mam ledwo 25 lat. Powinnam brać, chłonąć wszystko co tylko stanie na mojej drodze, czerpać garściami... Tylko co zrobić, jeśli potrzeba macierzyństwa jest tak silna? Dlatego dam sobie rok, może półtora. Zrobię przerwę. ALE póki co jednak wierzę, że się uda!!! 

W piątek jadę na 15.00 do ośrodka (O) na kroplówkę 10mg. Podobno jej podanie może trwać nawet około 3h. Chyba wezmę jakąś książkę do czytania, bo co ja tam będę tyle robić? W sobotę 28.03 jadę po moje dwie kruszynki. Cieszę się bardzo! Już nie mogę się doczekać :) Jutro (śr) jeszcze odwiedzę bioenergoterapeutę. Niech mnie naładuje dobrą energią, poprawi polaryzację i "przygotuje" jak najlepsze miejsce dla moich maleństw na najbliższe 9 m-cy. 

Z leków to dalej jestem na plastrach i estrofemie 2x1. Od dziś doszedł lutinus 2x2 i duphaston 1x3. Encortonu nie będzie jeśli przetaczamy immunoglobuliny, a skoro wcześniej nie pomógł, to może tak się uda.


A poza tym znów miałam sen. Piękny sen. Realny. Czekam tylko kiedy stanie się moja rzeczywistością. Zaczęło się od porodówki w szpitalu raczej mało przyjaznym. Leżałam na łóżku a wszytko w około było w zimnym odcieniu zielonego. Parłam krótko, może trzy razy i na świat przyszedł nasz ukochany synek. Nie bolało. Czułam ucisk, nacisk na szyjkę i rozwieranie, ale nie był to oszałamiający ból. Zapłakał, ale go nie widziałam. Widziałam za to rodzące się łożysko, pielęgniarki tnące pępowinę i kogoś kto miał mnie zszywać. Nie było w tym śnie strachu czy innych negatywnych uczyć. Jedynie warunki szpitala pozostawiały wiele do życzenia. Po wszystkim kazano mi odpocząć. Oczywiście nie chciałam odpoczywać. Chciałam zobaczyć moje ukochane dziecko. Mówiłam położnym, że muszę go mieć przy sobie, że tyle o niego walczyłam, że nie chcę leżeć, chcę moje dziecko. Płakałam jak nie wiem. W końcu przeniosły moje łóżko do swojej dyżurki i przyniosły mi małego. Był golusieńki, płakał i takiego położyły mi na piersi. Spojrzał na mnie dużymi oczkami i się uspokoił. Zauważyłam, że miał coś na lewym oczku, ale może od porodu. Usnął, a ja głaskałam jego nagie plecki i tylko nasłuchiwałam bicia jego serduszka. Serce biło mu jak dzwon, a skóra była miękka i niesamowicie delikatna, cieniutka. Wiedziałam, że będzie Tymoteusz. Mąż siedział z nami w sali, ale to był mój czas z naszym dzieckiem. 

Obudziłam się i do tej pory pamiętam miękkość skóry i bicie serca mego dziecka. Jak mogłabym zrezygnować, poddać się i nie walczyć o ten cud? Nie umiem tak. Na szczęście tak nie potrafię.

Czekam na Was moje dzieci <3

niedziela, 15 marca 2015

Kołysanki

"Ready For Love"

I am ready for love
Why are you hiding from me
I'd quickly give my freedom
To be held in your captivity

I am ready for love
All of the joy and the pain
And all the time that it takes
Just to stay in your good grace
Lately I've been thinking
Maybe you're not ready for me
Maybe you think I need to learn maturity
They say watch what you ask for
Cause you might receive
But if you ask me tomorrow
I'll say the same thing

I am ready for love
Would you please lend me your ear?
I promise I won't complain
I just need you to acknowledge I am here

If you give me half a chance
I'll prove this to you
I will be patient, kind, faithful and true
To a man who loves music
A man who loves art
Respect's the spirit world
And thinks with his heart

I am ready for love
If you'll take me in your hands
I will learn what you teach
And do the best that I can

I am ready for love
Here with an offering of
My voice
My Eyes
My soul
My mind

Tell me what is enough
To prove I am ready for love

I am ready 

India.Arie




Tak Ci będę śpiewała kochanie.
https://www.youtube.com/watch?v=mxkMlS2nuU8

czwartek, 12 marca 2015

Wracamy po śnieżynkę

Dziś jest 2dc, drugiego cyklu po nieudanym transferze. Byłam na wizycie i szykujemy się do crio. Na to liczyłam więc się cieszę. Od dziś mam nosić plastry Oesclim 50 i zmieniać co 4 dni. Od jutra czyli od 3dc estrofem 2x1. Kolejna wizyta 23 marca. 

Nie wiem cóż więcej mam pisać... Czuję dużą niesprawiedliwość w związku z tym, że osoby, które dostały się do programu MZ mają szansę i możliwość ponownego skorzystania jeśli udało im się zajść w ciążę za pierwszym czy drugim razem i urodzić... Nie wiem, ale dla mnie to duża pazerność. W końcu już się doczekali swojego wymarzonego cudu. Czemu nie mogą się na nim skupić, lub pomóc innemu dziecku poprzez adopcję? Nie rozumiem. Jeśli będzie mi dane urodzić zdrowe dziecko to już nie śmiem o nic prosić. Cóż, nigdy nikt nie powiedział, że życie jest sprawiedliwe. Mam jednak ogromną nadzieję, że kiedyś i do nas uśmiechnie się los i będziemy mogli cieszyć się z ciąży i narodzin naszego dziecka. Tak bardzo na to czekam.

Aaa, odebrałam płytkę z PV, ale nie zamierzam oglądać... Na pewno nie teraz, a pewnie jak się nie uda to nigdy jej nie odtworzę. Cóż - życie. Wyniki badania histo-patologicznego po histeroskopii są po prostu rewelacyjne. Moja macica i śluzówka, i receptory... wszystko jest idealne!!! To czemu kuźwa nie jestem jeszcze w ciąży?! Ehh... Dobrze chociaż, że nie ma problemu z tej strony. 
I jeszcze nie miłe zaskoczenie ... wizyta podrożała o 50zł. Dobrze, że to już ostatnia płatna w tej klinice. No chyba, że zajdziemy w ciążę :)

wtorek, 3 marca 2015

Grzyby, drożdże i inne dziady

Dziś tak trochę z innej beczki. 
Od piątku wieczór mam jakąś głupią infekcję, jak mniemam grzybiczną. W domu iladian direct plus w globulkach, pimafucin i clotrimazonum w maści, więc od razu przystąpiłam do działania, a w poniedziałek do ginekologa po antybiotyk. Taaak, żeby to takie łatwe było. Zadzwoniłam w około 25 miejsc i tylko w jednym powiedziano proszę przyjechać. W drugim proszę dzwonić później, a cała reszta??? Albo nie można się dodzwonić, albo nie ma miejsc. 
Osobiście jestem zbulwersowana tym, ze w nagłym przypadku nie można się dostać do ginekologa na NFZ. Pewnie gdybym była w ciąży trochę inaczej by do tego podeszli, ale cóż nie jestem, a pomocy potrzebowałam. Na IP przecież nie pojadę bo mnie wyśmieją.
Przychodnia niestety była na drugim końcu miasta, ale żaden tramwaj czy autobus blisko nie podjeżdżał więc dojechałam gdzie mogłam i potem zgarnęła mnie siostra. Przychodnia nie najgorsza, ale to i tak nie ważne, chciałam tylko badanie i receptę. W kolejce poczekałam chyba z godzinę, ale już mi było wszystko jedno. Największe zdziwienie przeżyłam ujrzawszy lekarza :) Nie wiem ile lat miał.. może z 75 tak wyglądał. Ale zbadał, leki zapisał, kazał przyjść po @ na badanie cytologiczne, bo cóż.. jakby nie było 25 lat skończyłam więc jestem w jakimś tam programie co obejmuje badanie cytologiczne co 3 lata. I tak robię co rok więc różnica żadna, no ale coś jest za darmo. Tzn za moje składki, ale niech będzie, że już dodatkowo z portfela nie wyciągam. 

Mam nadzieję, że infekcja mi szybko przejdzie, bo okres chyba za 5 dni, a w 2dc chyba pojedziemy do kliniki. Chciałabym już jechać bo nasze maluszki. mam nadzieję, że z nimi wszystko dobrze i może w końcu zechcą z nami zostać. W końcu mam już dobrą polaryzację :)