wtorek, 3 marca 2015

Grzyby, drożdże i inne dziady

Dziś tak trochę z innej beczki. 
Od piątku wieczór mam jakąś głupią infekcję, jak mniemam grzybiczną. W domu iladian direct plus w globulkach, pimafucin i clotrimazonum w maści, więc od razu przystąpiłam do działania, a w poniedziałek do ginekologa po antybiotyk. Taaak, żeby to takie łatwe było. Zadzwoniłam w około 25 miejsc i tylko w jednym powiedziano proszę przyjechać. W drugim proszę dzwonić później, a cała reszta??? Albo nie można się dodzwonić, albo nie ma miejsc. 
Osobiście jestem zbulwersowana tym, ze w nagłym przypadku nie można się dostać do ginekologa na NFZ. Pewnie gdybym była w ciąży trochę inaczej by do tego podeszli, ale cóż nie jestem, a pomocy potrzebowałam. Na IP przecież nie pojadę bo mnie wyśmieją.
Przychodnia niestety była na drugim końcu miasta, ale żaden tramwaj czy autobus blisko nie podjeżdżał więc dojechałam gdzie mogłam i potem zgarnęła mnie siostra. Przychodnia nie najgorsza, ale to i tak nie ważne, chciałam tylko badanie i receptę. W kolejce poczekałam chyba z godzinę, ale już mi było wszystko jedno. Największe zdziwienie przeżyłam ujrzawszy lekarza :) Nie wiem ile lat miał.. może z 75 tak wyglądał. Ale zbadał, leki zapisał, kazał przyjść po @ na badanie cytologiczne, bo cóż.. jakby nie było 25 lat skończyłam więc jestem w jakimś tam programie co obejmuje badanie cytologiczne co 3 lata. I tak robię co rok więc różnica żadna, no ale coś jest za darmo. Tzn za moje składki, ale niech będzie, że już dodatkowo z portfela nie wyciągam. 

Mam nadzieję, że infekcja mi szybko przejdzie, bo okres chyba za 5 dni, a w 2dc chyba pojedziemy do kliniki. Chciałabym już jechać bo nasze maluszki. mam nadzieję, że z nimi wszystko dobrze i może w końcu zechcą z nami zostać. W końcu mam już dobrą polaryzację :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz co myślisz