czwartek, 18 czerwca 2015

17dpt 36dc 5t0d ciąży

Czy już wierzę, że jestem w ciąży? Z pewnością. Wierzę i kocham nasze dziecko. Nie wiedziałam, że tak szybko to nastąpi. Myślałam, że będę ostrożna do granic możliwości, ale się nie da. Kocham je od pierwszej sekundy, pierwszej komórki. Wiem. Doskonale wiem, że niestety może być różnie, jeszcze nie słyszeliśmy serduszka, nie widzieliśmy zarodka, ale póki co wierzę, że będzie dobrze. Pierwszy raz jesteśmy tak daleko. 

Mąż jest kochany. Zmywa, robi pranie, odkurza, choć dalej potrafi mnie wkurzyć, ale teraz to nie trudne w sumie, choć sama staram się mocno nad sobą panować. Wczoraj był na badaniu nasienia w Invimedzie, bo była jakaś promocja z okazji dnia ojca. Cudów się niestety nie spodziewam, ale to nic. Teraz walczymy o naszego maleńkiego szkraba, a później spróbujemy jeszcze coś zdziałać w kierunku poprawy nasienia. Może bio pomoże. A propos, byłam wczoraj. Powiedział, że będzie dobrze :) Wiem, że może być to takie gadanie, ale wierzę, że teraz naprawdę BĘDZIE DOBRZE. Poczarował, przekazał dobrą energię i do zobaczenia za miesiąc. I tak mam nadzieję, przez kolejnych 9 miesięcy. Będę chodzić. Jedna wizyta 80zł więc mało nie jest, ale skoro w to wierzę (słusznie, nie słusznie), skoro udało się dopiero po wizytach u niego, to coś w tym musi być. A nie będę ryzykować życiem i zdrowiem naszego dziecka. Wiem, że może to być czysty przypadek, ale coby to nie było, wiem, że są ludzie, którzy wyczuwają aurę i biopole innych i wiem, wierzę, że są ludzie, którzy mogą dobrą energię przekazywać. Wydaliśmy już tyle pieniędzy, że w takiej sytuacji można by rzec, że to "grosze". Życie i zdrowie naszego, tak długo wyczekiwanego i wywalczonego dziecka jest warte każdych pieniędzy i choćbym miała sprzedać auto i zapożyczyć się nie wiadomo na jaką kwotę to to zrobię, aby móc bezpiecznie urodzić nasze maleństwo. 

Byłam wczoraj też u rodzinnego lekarza po receptę na duphaston, bo roztargniona jestem jak nie wiem i nie mam pojęcia jakim cudem wydawało mi się, że mam jeszcze jedno opakowanie i w klinice powiedziałam, że nie potrzeba, a w domu okazało się, że mam 3 tabletki... Ale na szczęście kobitka fajna, także nie ma problemu. Pokazałam jej też wynik morfologii i zaleciła żelazo, ale nie chce wchodzić w kompetencje lekarza z kliniki więc powiedziała, żebym lepiej zapytała najpierw. Receptę wykupiłam, ale dziś jeszcze nie wzięłam. Poczekam do soboty i zapytam czy mogę to brać. Lek nazywa się Sorbifer Durules. Mówiła, że gdyby zobaczyła takie wyniki u osoby nie w ciąży to zaleciłaby suplementację. No zobaczymy. Wolę jednak skonsultować. 

Z objawów ciążowych:
- ciemna kreseczka od pępka w dół jest coraz ciemniejsza
- piersi wrażliwe i duże... bardzo duże, na wrażliwość pomaga sztywny biustonosz
- spanie... rzecz dziwna się dzieje, bo ogólnie budzę się wyspana około 5.30 max 6.00 ale później jednak trzeba odespać, nawet kilka razy. Dobrze, bo wydaje mi się, że to objaw wzrostu progesteronu. Spać chodzę po 23 i zasypiam od razu, także system mi pasuje :)
- nastroje... hmm ogólnie chyba nie mam, nerwus byłam zawsze, ale teraz jestem raczej spokojna, czasem jedynie zbiera mi się na płacz bez powodu choć i bez ciąży zdarzało mi się ryczeć na reklamach, ale teraz zdarza mi się to w najmniej oczekiwanych momentach więc pewnie to też kwestia hormonów ciążowych
- wrażliwość na słodkie zapachy, rosół i jedzenie psa
- apetytu raczej brak, ewentualnie małe zachcianki wieczorem, ale w związku z tym, że dbam o to co jem, to nie ulegam
- brak zainteresowania słodyczami (duży plus) i mięsem (trochę jednak by się białka przydało)
- uwielbiamy owoce i warzywa!
- czasem delikatne bóle brzucha, ale to bardzo rzadko i wydaje mi się, że są spowodowane raczej wzdęciami, pomaga no-spa, ale nie borę jej częściej niż 2x na dobę. 

Co do leków, to biorę oczywiście zgodnie z zaleceniami, czasem jeszcze rano magnez, ale chyba kupię taki dla ciężarnych, jak ten się skończy. Jedyne co niestety przyjemne nie jest to zastrzyki z progesteronu. Mąż robi bardzo delikatnie i sam zastrzyk nie boli, ale niestety później miejsce jest obolałe i potrafi boleć tak ze 2 dni. Ale to nic, małe poświęcenie z mojej strony jak na to co mogę zrobić dla mojego dzieciątka. 

 Oczywiście nikomu jeszcze nic nie mówiliśmy i raczej szybko nie powiemy. Pierwsi pewnie będą rodzice męża (ale z całkowitym zakazem mówienia komukolwiek, najlepiej do dnia porodu!), bo mieszkamy z nimi i w sumie wiedzieli, że mieliśmy transfer, ale poczekamy z informacją, aż usłyszymy serduszko. Reszcie chyba powiemy dopiero w drugim trymestrze. Póki co wolę, żeby nie wiedziało zbyt wiele osób. Jako taka Zosia - samosia wolę sobie ze wszystkim radzić sama.

Czekamy soboty. Mam nadzieję, że lekarz będzie miał dla nas tylko dobre wieści.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz co myślisz